Ta książka i ten autor nigdy nie byli w obrębie moich zainteresowań. Myślę, że nawet nie zdawałam sobie do końca sprawy z jej istnienia. Nie pytajcie, nie wiem, jak to się stało. Mój klub książkowy wybrał ją jednak na lekturę kwietnia i trzeba było się zmierzyć z tym opasłym tomiszczem. Przyznam, że w ogóle nie miałam ochoty na tę lekturę. Westerny, Dziki Zachód, USA - to są tematy, które nie mogłyby leżeć dalej od moich zainteresowań. Moja fascynacja tym regionem skończyła się na doktor Quinn i Małym domku na prerii, a i tak pewnie była wynikiem ograniczonego wyboru w tamtym okresie. Jak się pewnie domyślacie, ten przydługi wstęp powstaje po to, żebym stwierdzić, że Na południe od Brazos to świetna książka. Mimo mojej niechęci pochłonęłam ją w niecałe dziewięć dni, a ostatnie strony doczytywałam w nocy. Początkowo, mimo świetnego stylu, wyznaczałam sobie cele, żeby w ogóle z lekturą ruszyć, ale później przeszłam do modusu: jeszcze tylko jeden rozdział.
Na południe od Brazos nie jest tym, co sobie powszechnie wyobrażamy, słysząc słowo western. Owszem akcja rozgrywa się w Teksasie, na llano estacado i preriach, ale to tylko anturaż, by opowiedzieć o czymś zupełnie innym. Dwóch przyjaciół - Call i Gus - mieszka tuż przy granicy z Meksykiem. To byli Strażnicy Teksasu, uczestnicy wojen z rdzennymi Amerykanami oraz Meksykanami, podstarzali już cowboye. Gus to gaduła i obserwator, Call to milczący pracuś. Ten drugi wpada na pomysł spędu bydła na północ i założenia rancha w dziewiczej jeszcze Montanie. Gus nie jest zwolennikiem tego pomysłu, dobrze mu się żyje z handlu bydłem i koniami, na uboczu miasteczka Lonesome Dove. Ale czego się nie robi dla przyjaciela. Mężczyźni zbierają więc grupę ochotników i ogromne stado bydła i ruszają na północ. To będzie trudna wyprawa w nieznane. Na mężczyzn czekają liczne niebezpieczeństwa - rdzenni mieszkańcy, dzika zwierzyna, susza, rzeki, burze, upał i chłód, śmierć i nie zawsze pozytywne spotkania. W podróż wyrusza także July Johnson, szeryf małego miasteczka, który do wyprawy został niemal przymuszony przez swoją szwagierkę. Otóż brat July'a został postrzelony, przypadkowo wprawdzie, ale tę śmierć należy pomścić i odnaleźć sprawcę. Sprawca to członek grupy Calla i Gusa. Bo dlaczego nie, Teksas nie jest gęsto zaludniony, ludzie się znają ze słyszenia lub z wojen, losy się splatają.
McMurtry opisuje przygody, ale przede wszystkim opisuje ludzi. Każda postać, nawet trzecioplanowa, ma swój świetnie zarysowany charakter. To ludzie z krwi i kości, którzy zmagają się ze swoimi demonami. Ci pozornie silni i odważni cowboye mają swoje słabości, zmartwienia i troski - płaczą, cierpią, leczą rany, są brudni i śmierdzący. Tu nie ma lukru ani pozłotki, szybkich starć, strzelanin i zwycięstw. Są za to sukcesy i wiele porażek, są radości i wiele, wiele smutków. Są obawy, by się odezwać, rozpocząć szczerą rozmowę, ale i takie zwykłe: przed wężami, niedźwiedziami, kolejną rzeką.
Obawiałam się, że będzie to męska książka, ale autor wprowadza także postaci kobiece, z których najważniejsze są trzy: Lorena, Elmira i Klara. Każda z nich jest inna, każda niesie swój bagaż problemów. Najczęstszym losem kobiet na Dzikim Zachodzie była prostytucja, która była praktycznie wyrokiem na całe życie. McMurtry opisuje tu, jak kobiety wpadały w ten schemat, a także jak go (rzadko) opuszczały. Pokazuje kobiety silne, mądre, które dokonują wyboru, nie zawsze słusznego, ale jedynego dla nich w danym momencie możliwego. To bardzo niejednoznaczne, a dzięki temu ciekawe kreacje. Wreszcie kobieta jest tu także mitem - marzeniem młodych chłopaków, którzy wcześniej praktycznie z płcią przeciwną nie mieli styczności (najczęściej dorastają bez matek).
Przez tę powieść płynie się dzięki językowi - McMurtry pisze potoczyście, ze swadą, z dowcipem. Bardzo często zmienia perspektywę narracji, pozwalając czytelniczce wejść w głowę poszczególnych bohaterów. Bardzo podobało mi się tłumaczenie Michała Kłobukowskiego - pełne inwencji, polotu i świetnych rozwiązań (szturchanie chyba już na stałe wejdzie do mojego języka). Jedyne zastrzeżenie mam do odmiany imienia July, która nie koresponduje z angielską wymową tego imienia.
Na południe od Brazos to także powieść o świecie, który znika. To Ameryka po wojnach i starciach, gdzie spotkanie z rdzennymi Amerykanami budzi lęk, ale i jest bardzo rzadkie. Często jest ono zupełnie inne niż można oczekiwać - to przetrzebione grupki dzieci i starców, a nie dumne plemiona. To świat, który traci bizony, wytępione przez łowców. To prerie pełne kości tych zwierząt. To tereny, które przeżywają ostatnie chwile dziewiczości, tuż przed zamieszkaniem przez białego człowieka. Żyje i plącze się o nich cała paleta różnych ludzi: cowboye, złoczyńcy, złodzieje, prostytutki, lekarze, szaleńcy, starcy, którzy stracili wszystko, wymęczeni wojnami rdzenni mieszkańcy, oszuści i wiele innych postaci, które pojawiają się na chwilę, by na zawsze zniknąć.
Ta opasła powieść jest historią o zmianie, o przemijaniu, ale także o podejmowaniu decyzji. O tym, jak jedno słowo, jedna nawet najmniejsza decyzja ma wpływ na nas i na otaczających nas ludzi. To będzie na przykład mrzonka Calla, która popędzi grupę ludzi na północ, ale także chęć szukania nowego, przygody, ale i uciekanie od odpowiedzialności i poważnej rozmowy. W przypadku Gusa to będzie wieczna paplanina, która może denerwować, ale która porusza najwrażliwsze struny.
Początkowo odbierałam tę powieść jako parodię westernu - bo nie brak tu humoru, dowcipnych kreacji, śmiesznych wydarzeń, ale z czasem zaczęłam rozumieć, że to opowieść szczera, bez ozdobników, pokazująca życie na dzikim Zachodzie takim, jakie było. To Zacofany w Lekturze podsunął mi określenie: anty-western, słuszne i idealnie opisujące tę książkę.
Niech was nie zniechęca długość tej powieści. Nie ma tu dłużyzn ani zbędnych opisów, tu każde zdanie jest ważne, każda postać odgrywa swoją rolę, każdy rozdział pokazuje inny aspekt. Warto.
Moja ocena: 6/6
Larry McMurtry, Na południe od Brazos, tł. Michał Kłobukowski, 840 str., Wydawnictwo Vesper 2017.
Niedawno kupiłam sobie tę książkę i mam nadzieję, że spodoba mi się tak jak Tobie.
OdpowiedzUsuńŻeby się nie powtarzać :) - https://bazyl3.blogspot.com/2017/05/na-poudnie-od-brazos-larry-mcmurtry.html
OdpowiedzUsuń