Anna Serafin, krakowska antropolożka, wybiera się na urlop w Tatry. W dzieciństwie wakacje spędzała u rodziny w Murzasichlu i postanawia odnowić kontakt z kuzynką Kaśką i wrócić do krainy sielskich wakacji sprzed lat. Już w pierwszy dzień urlopu, podczas spaceru w górach, natyka się na rozczłonkowane ciało starego górala. Wstrząśnięta Anka wplątuje się w skomplikowane śledztwo, góralskie zatargi i przywołuje nierozwiązane sprawy z przeszłości. Najpierw okazuje się, że prowadzący dochodzenie policjant to jej kolega z dzieciństwa, który się do tego w niej podkochiwał i nadal ewidentnie między nimi iskrzy. Potem w śledztwo wplątuje się przelotny znajomy Ani z Krakowa - dziennikarz Sebastian, który nie dość, że pisze dla pośledniego tabloidu, to ma szemraną reputację i w każdą dziurę wlezie.
Śmierć Jana Ślebody długo pozostanie zagadkowa, a wszystkie osoby zaangażowane w śledztwo podążą w zupełnie błędnym kierunku. Pierwszą i bardzo prawdopodobną hipotezę będą zatargi z przeszłości powiązane z Goralenvolk i mało chlubną działalnością denata podczas II wojny światowej i po niej. Oczywistym jednak jest, że ten trop nie jest do końca słuszny i w tę historię wmieszane muszą być inne, bardziej współczesne kwestie. Kuźmińscy przedstawiają obraz aktualnego Podhala - jest więc cepelioza i zalew turystów, jest korzystanie z owych turystów pełnymi garściami, są góralscy emigranci z Ameryki, jest tradycja i historia, które tracą się we współczesnym świecie. No i oczywiście góralska gwara. Widać, że autorzy bardzo przyłożyli się, by oddać podhalański klimat, zadbali o ukazanie kontrastów, problemów i różnych postaw - to bardzo mi się podobało. Mniej zachwyciła mnie sama zagadka kryminalna, która wydała mi się być dość oczywista. Od początku było dla mnie wiadomym, że nie chodzi o zatargi z przeszłości tylko o pieniądze, zresztą autorzy gęsto sieją tropy. Mnie akurat to nie przeszkadza, bo w kryminałach wolę śledzić sposób prowadzenia narracji, tło i jak został wykreowany główny śledczy lub śledcza.
Śleboda to moje pierwsze spotkanie z prozą Kuźmińskich i myślę, że pociągnę ten cykl. Ciekawa zresztą jestem, jak potoczą się losy Ani i Sebastiana.
Jako że słuchałam audiobooka, to już tradycyjnie słowo o lektorze. W całej książce były dosłownie dwa niemieckie słowa i ani jedno nie zostało przeczytane poprawnie, a nie chodzi w tym przypadku o żadne skomplikowane wyrażenia, tylko o Zimmer (czytany przez z) i Volk (czytany przez w).
Moja ocena: 4/6
Małgorzata i Michał Kuźmińscy, Śleboda, czyt. Janusz Zadura, 336 str., Wydawnictwo Dolnośląskie 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz