To już trzecia powieść Paasilinny, po którą sięgnęłam i po raz kolejny dobrze się bawiłam. Fin nie zawiódł mnie w kwestii humoru i pomysłów. Ta powieść to jazda bez trzymanki i plejada niespotykanych bohaterów.
Oiva Juntunen to drobny rzezimieszek. Wraz z dwoma kumplami uknuł napad na transport sztabek złota, ale tak się ustawił, że ci dwaj poszli siedzieć, a on miał przechowywać zdobycz. Na złocie jednak żyje się tak wygodnie, że Oiva decyduje się nim nie dzielić. W tym celu zaszywa się na północy Laponii, licząc na to, że kumple nie wpadną na jego trop. Kumple może nie, ale wpadnie za to major Remes, który ma dość wojska, żony i życia, za to kocha likier pomarańczowy. By zmienić swoje losy, postanawia się zaszyć na północy Laponii. Tak, dokładnie tam, gdzie Oiva. Obaj panowie początkowo się obwąchują, nie dowierzając swoim zamiarom, ale stopniowo tworzy się między nimi kuriozalna komitywa. Gdyby przyjaźń między żołnierzem a przestępcą nie była wystarczającą dawką humoru, dołącza do nich dziewięćdziesięcioletnia kobieta, która uciekła z transportu do domu starców. Trudno sobie wyobrazić bardziej niedopasowaną trójcę! A jak wam powiem, że do nich dołączą dwie prostytutki i lis?
Las powieszonych lisów to jednak nie tylko podlana ogromną dozą sarkazmu dobra rozrywka. Paasilinna między wierszami utyka przesłanie, dla tych, którzy poza ową rozrywką szukają w powieści czegoś więcej. Jest tu o samotności, o rodzinie, o szukaniu swojej drogi w życiu, o przywiązaniu do swojego miejsca, o umiłowaniu tradycji i zapewne wiele więcej.
Polecam nie tylko wielbicielom satyry i fińskiej literatury.
Moja ocena: 4/6
Arto Paasilinna, Las powieszonych lisów, tł. Karolina Wojciechowska, 312 str., Książkowe Klimaty 2024.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz