czwartek, 23 stycznia 2025

"To dla pani ta cisza" Mario Vargas Llosa


Toño Azpilcueta jest dziennikarzem specjalizującym się w muzyce peruwiańskiej. Jego idée fixe jest pomysł, że dzięki tradycyjnej muzyce istnieje możliwość zjednoczenia narodu. Gdy przypadkowo trafia na koncert genialnego gitarzysty Lala Molfino, postanawia poznać go bliżej. Okazuje się jednak, że nie tak łatwo znaleźć muzyka, a Toño zmuszony jest wybrać się w podróż po Peru, by odnaleźć jego ślady. Ta wyprawa pokazuje mu zupełnie nieoczekiwane oblicza kraju i skłania do rozpoczęcia pisania dzieła, w którym wykłada swoją teorię. Tę o zjednoczeniu narodu przez muzykę ludową. Toño pisze, a jego żona haruje, by utrzymać rodzinę. Toño spotka się w kawiarnii ze znajomymi ze świata muzyki, a żona pierze, sprząta, gotuje. Toño publikuje książkę i wbrew oczekiwaniom odnosi sukces. A potem tę książkę poprawia. Raz, drugi, tak długo, aż przedobrzy. 

Ostatnia powieść Vargasa Llosy to rzecz o nierozpoznanym geniuszu, który w późnym wieku zdobywa sławę, ale nie potrafi się z nią obejść i zaakceptować skończoność swojego dzieła. W jego głowie powstaje galimatias pomysłów i planów, które chce przenieść do tego jednego, jedynego utwotu. Ten sam geniusz to zarazem mizogin, człowiek oderwany od rzeczywistości, żerujący na pracy żony. Postać antypatyczna i oderwana od rzeczywistości. Kreacja udana, ale nie porywająca. Tak samo jak forma książki. Otóż rozdziały ułożone są naprzemiennie – w jednym poznajemy losy Toña, a w kolejnym otrzymujemy zarys historyczny peruwiańskiej muzyki. Nie trudno się zorientować, że mają to być zapewne rozdziały z książki głównego bohatera. Dopiero pod koniec powieści rozdziały teoretyczne znikają. Przyznam, że przez te historyczne fragmenty brnęłam z wielkim wysiłkiem, choć te o poczynaniach Toñego też nie są zachwycające.

Rozumiem przesłanie tej powieści, które zresztą jest jednym z niewielu pozytywnych jej aspektów – czytam ją jako pożegnanie odchodzącego wielkiego pisarza, napisane z przymrużeniem oka, z dystansem, jako krytyczne rozprawienie się z ideą geniuszu i oddania się jednej sprawie. Podoba mi się zakończenie. Podoba mi się język. Całościowo jednak do mnie ta książka nie przemawia i przyznam, że wymęczyłam tę lekturę niemiłosiernie i tylko dlatego, że czytałam ją na Klub literatury latynoamerykańskiej i karaibskiej. Co ciekawe w mojej opinii nie byłam na spotkaniu odosobniona, co więcej moja należała do tych najbardziej pozytywnych!

Moja ocena: 3/6

Mario Vargas Llosa, To dla pani da cisza, tł. Tomasz Pindel, 336 str., Społeczny Instytut Wydawniczy Znak 2024.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz