poniedziałek, 6 października 2025

"10 grudnia" George Saunders


Ten zbiór nigdy nie leżał w kręgu moich zainteresowań. Po męską, amerykańską prozę współczesną nie sięgam zresztą niemal programowo. No ale klub czytelniczy wybrał, to się sięgnęło. I to tak bardzo, że się przeczytało całość, mimo że wymagane były tylko dwa pierwsze teksty. 

Saunders szkicuje niewesołe obrazy popapranych żyć smutnych ludzi. Nieudaczników, biedaków, zimnych emocjonalnie, opuszczonych, przegranych ludzi żyjących współcześnie lub w niedalekiej przeszłości. Czytelniczka wpada w to bagno od pierwszej strony i próbuję nie dać się wciągnąć, czując na plecach oddech grozy. Autor pokazuje dzieci wychowane według surowego szablonu, złe decyzje finansowe, wykorzystanie osób z krajów tak zwanego trzeciego świata jako dekoracji, wpływanie na uczucia innych, opresyjne związki, oziębłość. Tak jak haczy treść tych opowiadań, tak samo niewygodny jest język Saundersa. Pozornie niekonsekwentny, brawurowy, bawiący się formą, pisownią, ortografią. Początkowo miałam wobec niego opór, posądzając autora o epatowanie swoimi umiejętnościami, ale z czasem polubiłam ten sposób pisania. Nie wiem, czy taki a nie inny dobór na przykład wielkich liter ma sens, ale nie dociekałam, tylko pozwoliłam się ponieść tej brawurze.

O samej treści opowiadań nie napiszę nic, bo niosą w sobie jakiś element zaskoczenia, warto wejść w nie bez wiedzy, bez czytania blurbów czy streszczeń. Dajcie szansę panu Saundersowi, mówię wam.

Moja ocena: 5/6

George Saunders, 10 grudnia, tł. Michał Kłobukowski, 384 str., Wydawnictwo Znak 2021.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz