Udało się! Przebrnęłam przez całe 575 drobno zadrukowanych stron. Muszę jednak przyznać, że najbardziej krytyczne było pierwszych sto stron, gdy rozważałam odłożenie książki. Gdy jednak przyzwyczaiłam się do stylu i treści o odkładaniu książki przestałam myśleć.
Pamuk przenosi nas do szesnastowiecznego Stambułu w środowisko ilustratorów ksiąg. Poznajemy głównego ilustratora, trzech najbardziej utalentowych pracowników oraz Karę. Kara wyjechał ze Stambułu 12 lat temu, gdy okazało się, że nie może poślubić ukochanej córki wuja. Przez całe te lata marzył o pięknej wybrance. Wuj wezwał go do powrotu, by pomógł mu w ukończeniu wyjątkowej księgi, tworzonej właśnie dla szacha. Okazuje się jednak, że wuj odchodzi od tradycyjnego osmańskiego stylu ilustrowania, poddając się wpływom europejskim. Taki rozwój nie wszystkim się podoba, co więcej przez wielu uznawany jest za świętokradztwo i grzech śmiertelny. Wraz z przybyciem Kary do Stambułu zamordowany zostaje jeden z ilustratorów, który wykonywał złocone ornamenty w powstającej księdze. Pamuk niespiesznie snuje swoją intrygę, poświęcając najwięcej miejsca dokładnym opisom ksiąg, ilustracji, przytaczając legendy, przypowieści, historie. Opis jednej ilustracji po trafi zająć kilka stron, a jedno zdanie nawet półtora strony! Czytanie wymaga wielkiej koncentracji czytelnika i wręcz passjonackiego zamiłowania do opisyanych tematów. Równolegle autor pozwala na ponowne spotkanie Kary i pięknej ukochanej - matki dwóch synów, których ojciec nie powrócił z wojny. Przy okazji tego wątku możemy poznać życie w szestnastowiecznym Stambule - mieszkańców, poszczególne dzielnice, stroje, potrawy.
Pamuk dzieli swoją powieść na 59 rozdziałów - z których każdy ma innego narratora. Rozdziały nie są zbyt długie, co mnie akurat pomagało w czytaniu powieści. Z drugiej strony jednak ciągłe zmiany narratora wymagały stałej koncentracji. Narratorem są postaci (Kara, ukochana, ilustratorzy) ale również bohaterowie ksiąg (drzewo, koń, szatan). I te ostatnie rozdziały czytało mi się najgorzej. Brak mi odniesienia i wiedzy na temat ilustracji, zwłaszcza perskiej. Dużym ułatwieniem byłoby opublikowanie ilustracji w powieści, gdzie czytelnik mógłby skonfrotnować wzmianki dotyczące stylu.
Trudno mi polecić Pamuka z czystym sumieniem. Warto przeczytać tę powieść dla własnej satysfakcji, ale nie ukrywam, że nie jest to łatwa rozrywka.
Wraz z przeczytaniem tej książki poznałam kolejnego noblistę oraz dołączyłam kolejny kraj do mapy.
Orhan Pamuk, Rot ist mein Name, tł. Ingird Iren, 575 str., Hanser.
no, ja tak miałam z kilkoma książkami- czytałam, ale wiele samozaparcia musiałam w to włożyć
OdpowiedzUsuńo proszę! skończyłaś, a wiele osób odkłada tę pozycję po kilkudziesięciu stronach. gratuluję:)
OdpowiedzUsuńJoanno ja ostatnio zaczęłam odkładać, gdy nie widziałam w książce żadnego potencjału.
OdpowiedzUsuńMr lupa - dziękuję!
Ja niestety odłozyłam ksiązkę po 50 stronach. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMontogomerry, właśnie wydaje mi się, że krytycznym było właśnie przebrnięcie przez te 50-100 pierwszych stron.
OdpowiedzUsuńJa właśnie jestem w połowie tej książki i mówiąc szczerze...troszkę się rozczarowałam:(
OdpowiedzUsuńpiękna recenzja!Ja moją przygodę z Pamukiem zacznę od "Domu ciszy"
OdpowiedzUsuńo jezu przebrnelas. Gratulacje :D
OdpowiedzUsuńPaulino ja poniekąd też ale po recenzjach na blogach wiedziałam czego mogę się spodziewać.
OdpowiedzUsuńKolmanko dziękuję:)
Mary no jakoś przebrnęłam, dzięki;)
moja nieznajomość twórczości Pamuka jest niewybaczalna, ale mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni :>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Insider zaraz niewybaczlana, ja też dotąd nie znałam:)
OdpowiedzUsuńTrochę mnie ostatnio przerażaką te opinie o "Nazywam się czerwień". Po "Stambule" napaliłam na Pamuka jak szczerbaty nas suchary, ale "Nazywam się..." leży na półce i póki co, coś wcale mnie nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńTrzeba jednak przyznać, że czasami warto trochę się pomęczyć z książką, jeśli przedstawia sobą jakąś wartość.
oj przemęczyłam to, pamiętam, dokładnie rok temu ale fakt, satysfakcja z poznanego noblisty jest :) zgadzam się, że nieznajomośc kultury utrudniała zagłębianie się w opisy ilustracji
OdpowiedzUsuńLilithin więc czekam na Twoją recenzję teraz:)
OdpowiedzUsuńJa z książkami Pamuka ogólnie mam tak, że po kilkudziesięciu stronach mam dość, a potem do nich wracam i mi się podobają :) Dla mnie najciekawszy tutaj był wątek dotyczący miniatur i sztuki tamtego okresu, tej spoza naszego kręgu kulturowego, natomiast mniej interesował mnie temat miłosny i kryminalny. Faktycznie, żeby lepiej zrozumieć książkę, przydaje się jakaś wiedza na temat ilustracji perskiej, poza tym mi również brakowało ilustracji - byłyby ciekawym i pomocnym uzupełnieniem lektury. Ale podczas czytania uzupełniałam braki wiedzy wiadomościami znalezionymi w internecie (interesuje mnie sztuka w ogóle i chciałam dowiedzieć się czegoś na ten temat), wiec pewnie dlatego było mi łatwiej czytać.
OdpowiedzUsuńE.milio ja właśnie odszukałam w domu album sztuki perskiej i zupełnie inaczej spojrzałam na ilustracje.
OdpowiedzUsuńO tak, po przeczytaniu "Nazwyam się Czerwień" ilustracje perskie nabierają nowego znaczenia :)
OdpowiedzUsuń