Trafiliście już kiedyś na jabłko z robalem? No właśnie, domyślam się, że nie było to przyjemne spotkanie? Przyznam, że mnie białe glisty napawają obrzydzeniem. I wyobrażacie sobie, że takie coś może być bohaterem książki dla dzieci? A jednak. U Oziewicz jednak jabłkowy robal to nie biały pędrak lecz rezolutny, słodki, zacierający rączki robaczek, który w środku jabłka urządził sobie bardzo przytulne domostwo.
Sielanka nie trwa jednak długo, bo pewnego dnia nadchodzi zagrożenie - ludzie zrywają jabłka, rzecz niepojęta dla robaczka. Jak można niszczyć takie piękne wille? Jedno jest pewne, trzeba walczyć i robaczek bierze sprawę w swoje ręce, prosząc o pomoc węża. Tych dwoje knuje podstępny plan sądząc, iż ludzie po przygodzie Adama i Ewy, nie popełnią tego samego błędu, postanawiają, iż wąż uda się na pertraktacje. Gdy ten plan się nie powodzi, stawiają na GMO.
Bardzo ciekawe jest opowiedzenie historii z perspektywy robaczka, piękne ilustracje Marty Szudygi bardzo podobały się moim dzieciom, szczególnie Pięciolatkowi.
Niestety sama historia ich nie ujęła. Pięciolatek zupełnie nie zrozumiał sensu historii i mimo że przyzwyczajony jest do słuchania naprawdę długich książek, widziałam że nie potrafi utrzymać koncentracji, bo jednak powiązania biblijne i GMO były dla niego zbyt odległe i niezrozumiałe. Dziewięciolatce treść podobała się bardziej, ale pointa książki już nieszczególnie. Dla niej zresztą trudny był do zaakceptowania brak realizmu czy też raczej niekonsekwencja książki - bo robaczek nie taki, jak powinien być i jakoś za długo żyje, a przede wszystkim dlaczego drzewo GMO ma być pomnikiem przyrody? Jak każda książka, i ta była u nas przyczynkiem do dyskusji i rozmów ale niestety nie całkiem trafiła w nasz gust.
Niestety sama historia ich nie ujęła. Pięciolatek zupełnie nie zrozumiał sensu historii i mimo że przyzwyczajony jest do słuchania naprawdę długich książek, widziałam że nie potrafi utrzymać koncentracji, bo jednak powiązania biblijne i GMO były dla niego zbyt odległe i niezrozumiałe. Dziewięciolatce treść podobała się bardziej, ale pointa książki już nieszczególnie. Dla niej zresztą trudny był do zaakceptowania brak realizmu czy też raczej niekonsekwencja książki - bo robaczek nie taki, jak powinien być i jakoś za długo żyje, a przede wszystkim dlaczego drzewo GMO ma być pomnikiem przyrody? Jak każda książka, i ta była u nas przyczynkiem do dyskusji i rozmów ale niestety nie całkiem trafiła w nasz gust.
Tina Oziewicz, Dzicy lokatorzy, 61 str., Wydawnictwo Czerwony Konik 2014.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz