Jagielska spędza 147 dni w szpitalu psychiatrycznym - o powodach swojego pobytu wiele nie pisze. Między wierszami, mimochodem wspomina o niektórych symptomach, głównym celem jej książki jest jednak opowieść o współpacjentach. O żołnierzach z Afganistanu, o dziewczynie, która stała się aniołem, o przepracowanej kobiecie, która obcięła sobie ucho i o jezusku, który wszystkim pomaga.
Trudno w tej relacji doszukać się ścisłej chronologii czy fabuły. To raczej impresje, myśli, wrażenia i spostrzeżenia. I emocje, kłębiące się, poruszające, a przede wszystkim przygnębiające.
Większość pacjentów cierpi na zespół stresu pourazowego, żyją od flashbacku do flashbacku, borykają się z niezrozumieniem nie tylko przez otoczenie. Często nie rozumieją sami siebie, nie radzą sobie z własnymi emocjami i agresją.
Książka Jagielskiej to wejście w najintymniejsze zakamarki ludzkiej duszy. Trzeba być na to gotowym, trzeba umieć to przyjąć. Odnoszę wrażenie, że na jej odbiór duży wpływ ma bagaż własnych doświadczeń. Co innego zatrzyma kogoś, kto z PTSD nie miał do czynienia. Doświadczenie tego zespołu zmienia perspektywę spojrzenia i odbiór relacji Jagielskiej.
Wbrew oczekiwaniom nie poruszyła mnie ta książka aż tak, jak się obawiałam. Opisy terapii, zajęć, rozmów były dla mnie zbyt oględne, pobieżne. Rozumiem, że autorka skupiła się na ujęciu emocji, tego, co niewypowiadalne, ja szukałam konkretów. Nie mogłam się oprzeć chęci porównywania, analizowania, a przecież o to trudno, tak samo jak niełatwo oderwać się od własnych doświadczeń.
Jagielska niezwykle delikatnie opisuje ten niewygodny, pełen tabu temat. Udaje się jej odnaleźć słowa, by opisać własną traumę i potrafi nadać kształt lękom innych. Spotkałam się z wieloma opiniami, w których zwracano uwagę na odwagę autorki do przyznania się do choroby psychicznej. Mnie to aż tak nie uderzyło, nie sądziłam, że wizyta u psychiatry czy pobyt w szpitalu to nadal coś wstydliwego Książkę Jagielskiej odebrałam raczej jako formę autoterapii niż wyznania pacjentki psychiatryka.
Moja ocena: 4/6
Grażyna Jagielska, Anioły jedzą trzy razy dziennie, 208 str., Wydawnictwo Znak.
Przeczytałem tę książkę z ciekawości, ale bez ciekawości... Zabrakło mi odwagi autorki, od napisania różnych rzeczy jakby uciekała. Dziwna książka... Jakby lizać loda przez szybę :)
OdpowiedzUsuńPo przemyśleniu przyznaję ci rację, mam takie samo wrażenie.
Usuń:)
Usuń