piątek, 7 września 2018

"Kuba znad Morza Emskiego", "Wyspa San Flamingo", "Choinka Monte Bello" Natalia Rolleczek



Wróciłam do zeszłorocznego wspólnego czytania powieści Natalii Rolleczek - zostały mi na półce jeszcze trzy książki, a na pierwszy ogień wzięłam trylogię o Kubie. Chłopcu wyjątkowo niesfornym,  obdarzonym nietuzinkową fantazją, indywidualiście jakich mało. Kuba ma jakieś siedem-osiem lat, mieszka w sfatygowanym domu w Krakowie wraz z babcią, dziadkiem, ciocią Alą, wujkiem Boromeuszem oraz wujkiem Henrykiem, ciocią Wacławą i ich córkami bliźniaczkami. Mama Kuby nie żyje, a tata mieszka w Maroku wraz z nową rodziną i niespecjalnie interesuje się chłopcem. 

Ta nietypowa rodzina wspólnymi siłami próbuje wychować Kubę, który wychować się po prostu nie da. Dodać trzeba, że ówczesne metody wychowawcze opierają się na biciu, kazaniach, zakazach i karach. Żadna z tych metod skuteczna nie jest, bo Kuba jest polskim Emilem z Lönebergi i z kar nic sobie nie robi. Przenosi się za to bardzo chętnie w świat fantazji, a ta ostatnia podsuwa mu przeważnie mało rozsądne i praktyczne rozwiązania aktualnych problemów rodzinnych. Do tego często zapomina, co i komu miał przekazać, albo dosłyszy tylko strzępy rozmowy dorosłych i problem gotowy. Kuba jest mały, zwinny i zawsze w odpowiednim miejscu, dlatego wie, w kim kocha się ciocia Ala, zna afery miłosne wuja Boromeusza i problemy dziadka - lekarza. Jego dobre chęci pomocy krewnym niestety kończą się najczęściej bardzo źle, albo przynajmniej całkiem opatrznie.

Pierwszy tom opowiada o przygodach domowych Kuby, który uwielbia spędzać czas w ogrodzie - na tytułowym Morzu Emskim, którym jest po prostu trawnik. Niestety rodzinie grozi utrata całego ogrodu, który ma zostać przeznaczony na budowę nowych bloków. Kuba jest tym faktem przerażony i na swój, dziecięcy sposób, próbuje stracie zapobiec.

Druga część to opowieść o wspólnej wyprawie wuja Boromeusza i Kuby na wakacje - które oczywiście będą na Wyspie San Flamingo. Tutaj na scenę wkracza Mila - dziewczyna, która Kubie zepsuje wakacje, przynajmniej do pewnego stopnia. Bo okaże się, że w leśnej głuszy nie będą sami. Dzieci połączy zainteresowanie ukrytą w kniei leśniczówką oraz jej tajemniczym mieszkańcem - chłopcem Jankiem.

Trzeci tom rozgrywa się w okresie świątecznym - zaplanowane przez babcię skromne święta bez choinki zamienią się w wielkie wydarzenie, ponieważ przyjazd zapowiedział brat dziadka, który na stałe mieszka za granicą. Rolleczek opisuje liczne, rodzinne perypetie związane ze zdobywaniem produktów na świąteczny stół, ale także miłosne zawirowania Boromeusza i Ali. Kuba jak zwykle odgrywa w nich bardzo istotną rolę, podobnie jak tajemniczy cudzoziemiec, w oczach chłopca wcielenie diabła.

Wszystkie trzy tomy przeczytałam błyskawicznie. Rolleczek pisze rzutko, ze swadą, przygody Kuby i jego rodziny są po prostu wciągające. Sam chłopiec w pewien sposób przypominał mi Judytę z Kochanej rodzinki. Ta przypadkowość, zdolność do wplątywania się w kłopoty i zarazem komiczność jest bardzo podobna. Chłopca natomiast wyróżnia wspomniana wyżej wyobraźnia, która podsuwa mu fantastyczne pomysły zabaw, ale także często zupełnie skrzywioną wizję rzeczywistości. Powieści Rolleczek to swoisty sentymentalny powrót do dzieciństwa, a może nawet pean na jego cześć, zakłócony tylko przedpotopowymi i okrutnymi metodami wychowawczymi. Sporo tu także socjalistycznych realiów - w pewien sposób drażniących, bo gloryfikowanych, a z drugiej strony nastrajających nostalgicznie. Choć z tą gloryfikacją nigdy nie wiadomo, bo styl Rolleczek często zachwyca sporą dozą ironii, którą, ma się rozumieć, uwielbiam. Muszę dodać jeszcze, że powieść została cudownie zilustrowana przez Teresę Wilbik.

W ramach "Uroczych wakacji z powieściami Natalii Rolleczek" o Kubie znad Morza Emskiego pisali też Zacofany w Lekturze oraz sama inicjatorka

Moja ocena: 5/6

Natalia Rolleczek, Kuba znad Morza Emskiego, 432 str., Nasza Księgarnia Warszawa 1983.

11 komentarzy:

  1. "Dodać trzeba, że ówczesne metody wychowawcze opierają się na biciu, kazaniach, zakazach i karach." Trochę to zabrzmiało tak, jakby Kuba był regularnie katowany kablem od żelazka do nieprzytomności :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No a były tam jakieś inne formy wychowawcze oprócz tych powyższych? Można bić czymś innym niż kablem :P Ale przecież Wacława i Henryk to jakiś horror. W Monte Bello te standardowe oddelegowanie dziewczynki do robót gospodarskich, te próby wychowawcze leśniczego. Trąci wszystko Prusami i myszką.

      Usuń
    2. A rozmowy z dziadkiem o życiu? Podróże z ciotką? Nauka samodzielności przez Boromeusza? Pomijając to absolutnie haniebne lanie z ręki Henryka i klapsy ścierą od babci, to Kuba był wychowywany nader nowocześnie, śmiem twierdzić.
      I nie chodziło mi o to, że kar nie było, tylko że sformułowałaś zarzut w nader dramatycznej formie :)

      Usuń
    3. Ja cię rozumiem, ale mnie te metody jednak tak poruszyły, że nie mogłam tego inaczej wyrazić. Boromeusz to IMO dzieci trochę olewał i dla mnie to raczej nie była nauka samodzielności. Jedynie IMO broni się dziadek. Nawet Ala mnie mało przekonuje w roli wychowawczej. On był na tyle nowocześnie wychowany, że zazwyczaj puszczony samopas. A potem nagle mleko rozlane i kazania i lanie.

      Usuń
    4. Ala była słaba, faktycznie. Samopas? Raczej miał swobodę i nikt nad nim nie wisiał.

      Usuń
    5. No nie wiem, te wyprawy siedmiolatka do centrum Krakowa na przykład? Przecież on się ciągle gdzieś wymykał i nikt nie zauważał długo, że chłopa nie ma.

      Usuń
    6. Wyprawy do centrum? Chyba wszystko zapomniałem, bo mam wrażenie, że najdalej zapuszczał się nad wykp przy budowie.

      Usuń
    7. No a wyprawa po dywan?

      Usuń
  2. Bardzo lubię Kubę. Kiedyś to sobie odświeżę.

    OdpowiedzUsuń