piątek, 8 lipca 2022

"Raquels Töchter" Helena Marques


 

Portugalska saga, której akcja osadzona jest u końca XIX wieku na Maderze zaciekawiła mnie od razu. Trochę niepokoiła mnie jednak dość szczupła objętość książki jak na sagę i słusznie. Ale po kolei. 

Tytułowa Raquel to ikona rodu, którego historię snuje Marques. Matka i żona cierpliwie czekająca na męża lekarza, który regularnie wybywa z domu, przyjmując posady na statkach, które na przykład sondują wybrzeże południowoafrykańskie, by zapobiec handlowi niewolnikami. Mimo to parę łączy namiętne uczucie. Gdy więc mąż wraca z kolejnej wyprawy Raquel zachodzi w trzecią ciążę, co nie jest mądrym wyborem, ponieważ poprzednie porody były bardzo trudne. Takie wprowadzenie sugeruje już nieuniknione, ujmując narracji jakiegokolwiek napięcia. Ten stosunek był dla Raquel także przełomowy w inny sposób - po raz pierwszy doznała orgazmu, co niezwykle cieszy małżonków i wprawiło w konsternację czytelniczkę, czyli mnie. Marques zresztą rości sobie pretensje do pisania głównie o kobietach i stworzenia powieści z feministycznym zacięciem. Przedstawia więc na jej kartach losy kilku kobiet z rodziny - tych traktowanych jak przedmioty, wyswatanych bardzo młodo, nieszczęśliwych w małżeństwie, oszukanych i opuszczonych w aurze skandalu. Są kobiety, które rodzą po kilkanaście dzieci, wyczerpane i zmaltretowane i jest jedna dziewczyna, przyjaciółka córki Raquel, która studiuje medycynę i staje się pierwszą lekarką na wyspie. Wszystkie te wątki są zaledwie zarysowane i opisane bardzo schematycznie oraz naiwnie. Nie bardzo wiedziałam, czemu one mają służyć, poza odciąganiem uwagi od losów rodziny głównej bohaterki. 

Raquel zresztą, jak się można domyślić, przy porodzie umiera i potem żyje jako niemalże bóstwo w pamięci innych. Wspominana jest jako kobieta anioł, silna, wyjątkowa, bohaterska, mądra - tymczasem ja ją poznałam jako uległą Penelopę, która siedzi w domu, czeka na męża, zajmuje się dziećmi i marzy o podróżach, zwłaszcza na Maltę, skąd pochodził jej protoplasta. Ta postać zupełnie wymknęła się autorce spod kontroli, a jej kreacja wyszła groteskowo. Podobnie ma się też sytuacja z mężem lekarzem, który popada w niekończącą się żałobę. W pewien sposób wyrywie go z niej sprytna kobieta, z którą się zwiąże w późnym wieku. Nie bardzo zrozumiałam istotę tego związku - kobieta przedstawia go jako pełen korzyści dla niej, ale poza prestiżem bycia partnerką (bo nie było ślubu) lekarza żadnych innych nie odnalazłam.

Tytułowe córki natomiast (portugalski tytuł ich jednak nie podkreśla) zupełnie zanikają w mnogości wątków. Starsza staje się kopią matki, ale tylko wizualną, bo jej życie dąży do jak najszybszego małżeństwa i posiadania dzieci, nie widać w nim żadnych feministycznych przesłanek przypisywanych matce. Młodsza znów nie odgrywa praktycznie żadnej roli i przewija się tylko jak łączniczka ojca z kandydatkami na drugą partnerkę. 

Dziwna to powieść, niedopracowana, powierzchowna, ale uwiodła mnie klimatem Madery - z chęcią poznałam nieco historii wyspy, warunków życia, krajobrazów, z przyjemnością odszukałam znane mi miejsca i okolice. 

Moja ocena: 3/6


Helena Marques, Raquels Töchter, tł. Karin von Schweder-Schreiner, 218 str., btb 1999.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz