piątek, 12 września 2025

"Dunbar" Edward St Aubyn

 


Dunbar to potentat finansowy i medialny, jego imperium obejmuje niemal cały świat, a majątek jest niepoliczalny. Dunbar jest już w podeszłym wieku i właśnie wylądował w eksluzywnej klinice psychiatrycznej, raczej nie z własnej woli. Maczały w tym palce jego dwie starsze córki, które chcą zgarnąć władzę nad imperium. Młodsza córka z drugiego małżeństwa w ogóle nie ma takich zapędów, co więcej Dunbar ją wydziedziczył i zerwał z nią kontakt, czego żałuje. Dunbarowi udaje się z miejsca uwięzienia uciec, co wiąże się jednak z tułaczką po górach i zagrożeniem życia. Na ratunek ruszy odrzucona córka, która także tęskni za ojcem i której pomoże jeden z byłych współpracowników koncernu. W tle będzie wiele intryg i machlojek finansowych, a córki, lekarz, ochroniarze i jeszcze kilka osób zrobią wszystko, by napchać własne kieszenie. 

To bardzo przerysowana powieść, z wręcz karykaturalnymi postaciami, które są naszkicowane dość powierzchownie, choć nie trudno sobie wyobrazić, że takie postaci istnieją. Podobnie ma się rzecz z samą akcją – to dość schematyczny zarys, przewidywalny i bazujący na kontraście. Postaci i ich zachowania są albo czarne, albo białe. Okazuje się, że nie można tej powieści czytać w oderwaniu od zamiaru autora – otóż ma być to uwspółcześniona wersja "Króla Leara" Williama Shakespeare'a. Przyznam, że albo tej sztuki nie czytałam, albo jej nie pamiętam, więc sięgnęłam do streszczenia, by stwierdzić, że St Aubyn dość wiernie trzyma się pierwowzoru. Samo dopasowanie do realiów współczesnych i przeniesienie intrygi w świat finansjery i bogactwa jest świetnym pomysłem i to przełożenie faktycznie autorowi dobrze wyszło. Niestety bardzo przeszkadzał mi schematyzm postaci i wyżej wspomniana biało-czarność. 

"Dunbar" jest więc lekką powieścią na dwa wieczory, ale niestety do pierwowzoru mu bardzo daleko i wśród wielu retellingów się nie wyróżnia. 

Moja ocena: 3/6


Edward St Aubyn, Dunbar, tł. Maciej Płaza, 254 str., WAB 2017.

środa, 10 września 2025

"Szyja żyrafy" Judith Schalansky


 

To moje trzecie spotkanie z twórczością Schalansky i pierwsze z jej prozą w wydaniu powieściowym. Po upadku Muru Berlińskiego, NRD pustoszeje, a w prowincjonalnych szkołach jest coraz mniej uczniów i uczennic. Inge Lohmark, biolożka, stoi u progu emerytury, ale wciąż sumiennie wykonuje swoje obowiązki, choć nie podąża już za zmieniającym się światem. To nauczycielka starej daty, kostyczna, zamknięta, surowa, zimna. Inge ma swoje zasady i nigdy od nich nie odstępuje. Jako wyznawczyni darwinizmu, postrzega świat przez biologiczne okulary, wszędzie widząc biologiczne sposoby adaptacyjne i przystosowawcze. Przy tym wszystkim zapomina o empatii, uczuciach i uważności na drugą osobę.

Schalansky stworzyła powieść totalną, dopracowaną językowo i graficznie. Tak jak w poprzednich publikacjach, Niemka operuje niezwykle wyszukanym językiem. To nie są długie zdania, ale dobór słownictwa, skojarzenia, aluzje zachwycają. Schalansky postawiła na monolog wewnętrzny Inge Lohmark. Czytelniczka więc śledzi jej myśli, wspomnienia, spostrzeżenia oraz uzasadniania biologiczne wszelkich zachowań uczniów. Przy okazji wyłania się obraz nieszczęśliwej i samotnej kobiety, która żyje obok męża, którą opuściła córka, która nie ma przyjaciół ani pomysłu na swoje życie. To ona rozkłada się podobnie jak rozpadła się jej ojczyzna. 12 uczennic i uczniów jej klasy mogłoby wypełnić jej życie, ale bycie nauczycielką kończy się dla Inge wraz z przekazaniem wiedzy. Pedagogika nie obejmuje wychowania i towarzyszenia w rozwoju. Dlatego zaskakującym dla czytelniczki i dla niej samej jest nagła fascynacja jedną z uczennic. Czyżby to ona pomogła kobiecie wyrwać się z pancerza konwenansów i oziębłości emocjonalnej? 

Warto spojrzeć na graficzną stronę tej książki, która jest znakiem rozpoznawczym Schalansky. Każda jej publikacja jest w tej kwestii dopracowana, także tu mamy liczne ilustracje nawiązujące do biologii oraz żywą paginę, która stanowi, ponownie biologiczne, streszczenie opisywanych zachowań. Pewna jestem, że wielu z zamierzonych powiązań i nawiązań nie odkryłam – to książka, którą można czytać i interpretować na wiele sposobów. Zarazem nie jest to przyjemna lektura, wymaga dużego skupienia, ale też miejscami przytłacza wywodami Inge. Niemniej warto zwrócić uwagę na tę nietuzinkową pisarkę.

Moja ocena: 4,5/6

Judith Schalansky, Der Hals der Giraffe, 222 str., Suhrkamp 2012.

niedziela, 7 września 2025

"Im Bauch der Königin" Karosh Taha


 

Amal i Raffiq mieszkają na jednym z osiedli w Zagłębiu Ruhry. Oboje przyjaźnią się z Younesem, którego mama, Shahira, nieustannie wzbudza sensację wśród kurdyjskiej diaspory. Shahira nie stosuje się do żadnych zasad, sama wychowuje syna, przyjmuje kochanków, ubiera się wyzywająco i nic sobie z tego nie robi. Raffiq spogląda na matkę Younesa z zachwytem, Amal w pewien sposób ją naśladuje i robi wszystko to, co nie przystoi dziewczynkom. Bije się z chłopcami (np. wlała Younesowi), nosi krótkie włosy, pali papierosy. Teraz ta trójka przygotowuje się do matury i snuje plany na przyszłość. Te jednak odstają od planów zwykłych nastolatków, bo na tę trójkę cień rzuca brak ojca.

Shahira nie chce rozmawiać o ojcu Younesa, więc gdy ten dowiaduje się, że mieszka on we Frankfurcie z nową rodziną, sam wybiera się na poszukiwania. Ojciec Amal zostawił rodzinę i wrócił do Iraku, syna nigdy nie poznał. Matka wciąż na niego czeka, choć wszyscy wiedzą, że nigdy nie wróci i że w Kurdystanie założył nową rodzinę. Ojciec Raffiqa na powrót natomiast naciska. Jego motywacją, podobnie jak w przypadku ojca Amal jest brak możliwości zrealizowania się w Niemczech. W Iraku byli architektami, w Niemczech wykonują prace fizyczne. Nigdy nie nauczyli się języka na tyle, by czuć się swobodnie, a dzieci są nauczycielami i tłumaczami. Dla kobiet powrót nie wchodzi w grę – jak można się domyślić – życie w Niemczech oznacza więcej swobody. 

Powieść Karosh Tahy pokazuje inną perspektywę emigracji. To nie jest kolejna rzecz o wykluczeniu, mobbingu, rasizmie i braku akceptacji. To raczej powieść o zmianie pokoleniowej, o rozdarciu na linii rodzice-dzieci, o roli kobiety i tym, jak te ostatnie radzą sobie z wychowywaniem dzieci w zupełnie innym otoczeniu niż te, w którym same dorastały. 

Karosh Tasha postawiła na dość ciekawy zabieg formalny. Opowieść Amal i Raffiqa są osobnymi teksami, w wersji papierowej trzeba odwrócić książkę, by przeczytać drugi z nich. Słuchając audiobooka, nie wiedziałam o tym, także producenci zdecydowali, który z nich przeczytam najpierw. Mimo że są one osadzone w tym samym miejscu i mówią o tych samych wydarzeniach, to nie mogłyby się bardziej różnić, przede wszystkim językowo. Autorce świetnie udało się nadać każdej z tych postaci swój własny głos, a także położyć nacisk na inne kwestie. W części Raffiqa więcej jest o życiu na osiedlu, o stosunkach między nastolatkami, o przyszłości. w części Amal przebija tęsknota za ojcem i próba zrozumienia jego kroku, a także kwestia życia jako kobieta w Niemczech i w Iraku. Sa też pewne kwestie, które te postaci widzą inaczej i kilka detali, które skłaniają mnie do sądzenia, ża Amal i Raffiq to ta sama postać w wersji żeńskiej i męskiej, w wersji bez ojca i w wersji z ojcem, który chce wyjechać. Raz ma brata, raz ma siostrę. Punktem łączącym jest Younes – przyjaciel obojga. 

Pomysł Tashy jest bardzo ciekawy, podobnie jak jej elastyczność stylistyczna i językowa. Przyznam, że historia Amal podobała mi się bardziej. Części Raffiqa słuchałam wpierw i potrzebowałam chwili, by docenić tę książkę. 

Moja ocena: 4,5/6

Karosh Tasha, Im Bauch der Königin, 250 str., Dumont 2020.

piątek, 5 września 2025

"Die Holländerinnen" Dorothee Elmiger


 
Bezimienna pisarka wygłasza odczyt o swojej twórczości, a szczególnie o tym, dlaczego przestała pisać. Bardzo szybko ten wykład zamienia się w relacje z jej wyprawy do Ameryki Środkowej. Znajomy reżyser zadzwonił do niej, by zaprosić ją do udziału w międzynarodowym projekcie. Punktem wyjścia miało być zaginięcie dwóch Holenderek w dżungli. Pisarka wyraziła zgodę i wyruszyła prawdopodobnie do Panamy. Tam zamieszkała wraz zebraną przez reżysera grupą blisko miejsca zaginięcia. Po kilku dnia ruszyli w ślad kobiet. Ta opowieść przeplatana jest historiami opowiadanymi przez uczestników wyprawy oraz osoby przez nich spotkane. To historie o opiece nad kozami, o zepsutej lodówce, o hiszpańskiej szynce, o mustangach i innych kuriozalnych kwestiach. 

Przytoczoną tu historię niełatwo mi było wyłuskać z tej dość szczupłej powieści. Elmiger niemal cała książkę napisała w mowie zależnej, co w języku niemieckim oznacza ciągłe używanie trybu przypuszczającego. To nietypowy styl, do którego jednak się przyzwyczaiłam. Autorka jednak dodatkowo ucieka się do bardzo wyszukanego słownictwa i tworzy zdania wielokrotnie złożone, co przy wplataniu historii uczestników, wymaga tak wielkiej uwagi czytelniczki, że trudno mówić tu o przyjemności z lektury. Gdyby jeszcze tak wysoka uwaga niosła za sobą satysfakcję z przeczytanych treści, ale autorka ani mnie nie zaciekawiła, ani nie poruszyła. Kolejnym utrudnienim jest głęboka intertekstualność i setki aluzji do innych dzieł literackich czy filmowych. Zapewne mają one wszystkie znaczenie, ale cóż z tego, skoro odszukanie go oznaczałoby rozbiór każdego zdania. 

O czym jest więc ta książka? Podobno o upadku cywilizacji, zagubieniu, ale dla mnie pozostało to zagadką. Odebrałam ją jako przeintelektualizowaną na siłę i jedyną udaną kwestią jest w niej kreacja gęstej, dusznej atmosfery oraz okładka.

Moja ocena: 2/6

Dorothee Elmiger, Die Holländerinnen, 158 str., Hanser 2025.

czwartek, 4 września 2025

"Der heutige Tag. Ein Stundenbuch der Liebe" Helga Schubert


Helga Schubert – psycholożka i pisarka – opisuje swoją codzienność z siedemnaście lat starszym mężem. Mężczyzna jest praktycznie przykuty do łóżka, porusza się jedynie na wózku i wymaga opieki. Pisarka ma około osiemdziesiąt lat, ale opiekuje się z oddaniem mężem, co opisuje w swojej powieści. 
To bardzo realistyczna relacja zwykłych dni – czyszczenia cewnika, podawania leków, podnoszenia męża, który znów sam wstał z łóżka, organizowania opieki, szukania wsparcia i pomocy.
Co wyróżnia tę relację, to miłość, która jest wręcz namacalna. We wszystkich tych trudach dnia codziennego, autorka znajduje czas i siłę na uścisk ręki przy śniadaniu, ciepłe słowo, uśmiech, wyrozumiałość. 

Schubert w swój dziennik wplata wspomnienia. Dowiadujemy się, jak poznała jako studentka psychologii męża, który był jej wykładowcą. Opisuje rozwój uczucia, rozwód, wspólne życie. W tle mamy budowę muru berlińskie, realia NRD, przeprowadzkę na wieś, kontakty z dziećmi, którzy odżegnują się od opieki na ojcem. I wiele samotności.

Schubert operuje bardzo delikatnym, melancholijnym językiem. Czułość, miłość, przywiązanie widoczne są w dobrze słownictwa i opisywanych wspomnieniach. To piękna opowieść o starości i przywiązaniu, ale i o systemie, który zawodzi. Mimo że czytałam już książki o podobnej tematyce, tę wyróżnia postać autorki, która przecież sama jest już starszą osobą, jej wykształcenie nadaje temu dziennikowi głębszego wymiaru, widać tu bowiem psychologiczne zacięcie. Mój zachwyt nie jest jednak pełny, zabrakło mi tu głębszej konkluzji, ram. 

Moja ocnea: 4/6

Helga Schubert, Der heutige Tag. Ein Stundenbuch der Liebe, 271 str., dtv 2023.

środa, 3 września 2025

Podsumowanie sierpnia 2025



Przeczytane książki: 15

Liczba stron: 4666

Przeczytane tytuły

– "Mit kaltem Kalkül" Michael Tsokos
– "Trans-Atlantyk" Witold Gombrowicz
– "Porträt einer Ehe" Maggie O'Farrell
– "Plaga" Juliana Javierre
– "Und alle so still" Mareike Fallwickl
– "Liść wiatru" Antologia
– "Uśmiech Shoko" Choi Eunyoung
– "Lügen über meine Mutter" Daniela Dröscher
– "Ich tat die Augen auf und sah das Helle" Mascha Kaléko
– "Stoner" John Williams
– "Identitti" Mithu Sanyal
– "Teo od 16 do 18" Raluca Nagy
– "Tłusty róż" Fernanda Trías 
– "Nebenan" Kristine Bilkau
– "Ghost Season" Fatin Abbas

Najlepsza książka: "Lügen über meine Mutter", "Stoner"

wtorek, 2 września 2025

"Ghost Season" Fatin Abbas


Saraaya leży na granicy Sudanu i Sudanu Południowego, między pustynią a sawanną, między Nomadami i Nilotami, między chrześcijanami i muzułmanami, po środku niczego. Zapomniana i porzucona samej sobie. Nawet mieszczącej się tam placówki NGO nikt nie chce jechać. Przypadkowo wylądował tam Alex, zupełnie nieświadomy, co go czeka. Jego zadaniem jest kartowanie okolicy i aktualizacja istniejących już map. W placówce mieszka także Dena – amerykańska reżyserka sudańskiego pochodzenia oraz trójka miejscowych. William jest Nilotem, Layla nomadką, a Mohamed to dwunastoletni chłopiec, który po śmierci ojca musi dbać o być matki i młodszego rodzeństwa. William pracuje jako tłumacz i z miejsca zakochuje się w Layli. Ten związek ma jednak nikłe szanse, jako że kucharka jest nomadką. Saraaya jest miejscem, gdzie wyjątkowo dotkliwie odczuwa się konflikt między bojówkami i rządem, a także między Nilotami i zubożałymi nomadami, którzy stracili cały dobytek ze względu choćby na zmiany klimatyczne i brak wody. 

Fatin Abbas opowiada historię z perspektywy wszystkich tych postaci, wplatając między dialogi sporo opisów – domów, targu, wesela, strojów – co pozwala czytelniczce lepiej wyobrazić sobie okoliczności życia w Saraayi. Równocześnie obserwujemy punkt widzenia bardzo różnych osób, a także powoli rodzące się między nimi relacje. Najbardziej poruszające jest tło polityczne, które ze zwykłych osób, jak to w konfliktach zawsze bywa, czyni nic nie znaczące pionki. Jeśli ktoś o Sudanie niewiele wie, po tej książce będzie miał lepszy obraz tła toczących się od lat konfliktów. Akcja rozgrywa się przecież w latach 2001-2002, jeszcze przed powstaniem Sudanu Południowego, a aktualna sytuacja wciąż jest napięta. 

Abbas pisze dość prostym językiem, z lekkością i potoczystością. Nie ma tu żadnych formalnych i językowych fikołków, które odciągałyby uwagę od istoty narracji. Ciekawy głos z Sudanu, warto zwrócić uwagę.

Moja ocena: 4,5/6

Fatin Abbas, Ghost Season, 320 str., W.W. Norton & Company 2023.