wtorek, 21 stycznia 2025

"Sokół maltański" Dashiell Hammett


Gdyby nie nowe tłumaczenie oraz audiobook, pewnie nigdy bym nie sięgnęła po tę klasykę literatury kryminalnej, choć kryminały noir mają swój urok i ich jakoś programowo nie unikam. Tu jednak mój wybór nie był słuszny i spokojnie mogłam sobie tę książkę odpuścić. 

Historia legendarnego sokoła maltańskiego zahacza o San Francisco, gdzie ma zostać przekazany/kupiony, a sprawa wpada w ręce prywatnego detektywa Sama Spade'a. Zgłasza się do niego pewna piękna kobieta z prośbą o pomoc w odnalezieniu siostry, która uciekła ze starszym mężczyzną. Ta sprawa od razu śmierdzi, ale Sama kusi dobra zapłata. Zaraz na pierwszych stronach historii ginie jego partner Miles, który śledził owego mężczyznę, także zastrzelonego. Do sprawy włącza się policja.

Cała intryga zasadzona jest na budowaniu atmosfery, opisu wnętrz, strojów, gestów, dialogach. Niestety zupełnie mnie ta atmosfera nie porwała, co więcej ta książka niefajnie się zestarzała. Spade to seksista, macho, obcesowy gość, który traktuje kobiety jak zabawki. Zresztą każda kobieta w tej powieści to przedmiot, środek do celu, a najważniejszym jej elementem jest wygląd. Nie przemawiają do mnie takie postaci, takie charaktery i takie działanie, mimo że oczywiście mam świadomość, że poruszamy się w latach 30. XX wieku. Rozumiem, że Hammett w jakiś sposób przyczynił się do wykreowania przeoranego życiem detektywa, który sam rozwiązuje najtrudniejsze zagadki kryminalne, ale na szczęście charakter owego detektywa wyewoluował. To co ówcześnie być może było w jakiś sposób świeże i pociągające, teraz jest już tylko obrzydliwe. 

Moja ocena: 2/6

Dashiell Hammett, Sokół maltański, tł. Tomasz S. Gałązka, 262 str., Wydawnictwo ArtRage 2023.

niedziela, 19 stycznia 2025

"Korzenie" Miika Nousiainen

 


Pekka i Esko spotykają się zupełnie przypadkowo – ten pierwszy niezbyt dobrze dba o zęby i ciągle ma problemy natury stomatologicznej. Ten drugi zaś jest dentystą i całe swoje życie poświęcił tej profesji. Gdy Pekka przychodzi do jego gabinetu, dostrzega, że mają to samo, rzadkie, nazwisko. Od słowa, do słowa obaj się domyślają, że są braćmi, tyle że Pekka jest tym podekscytowany, a Esko zupełnie ten fakt odrzuca. Pekka wychowywał się tylko z matką, a Esko był dzieckiem adopcyjnym. Stopniowo odkrywają, że ich ojciec porzucał rodzinę, gdy chłopcy byli mali. Stopniowo między odnalezionymi braćmi rodzi się przyjaźń, choć nie mogliby się od siebie bardziej różnić. Pekka jest spontaniczny, gadatliwy, wesoły, a Esko to kostyczny mruk, który ciągle sprowadza wszystko do swojego zawodu. Ich interakcje przeważnie są przekomiczne. 
Bracia postanawiają odnaleźć ojca, co okazuje się być zadaniem bardzo trudnym i wymagającym. Szybko odkrywają, że rodzeństwa jest więcej i to w przeróżnych zakątkach globu. Nousiainen umiejscowił odnalezione siostry w różnych punktach zapalnych – są szwedzkie przedmieścia i imigranci, jest Tajlandia i problem prostytucji oraz Australia z Aborygenami. I tu widzę największą słabość tej książki. O ile początkiem byłam zachwycona i nie mogłam się oderwać od lektury, to te dydaktyczne, toporne wręcz, wykłady były zupełnie niepotrzebne.

Gdyby Fin pozostawił tę fabułę jako opowieść o wspólnych korzeniach, zasadzoną na stomatologicznej metaforze, uznałabym ją za fantastyczną, ale te umoralniające wykłady mnie denerwowały. Nie dość, że nie były odkrywcze, to odbierały tej powieści realizm i nadawały jej szkolnego rysu. Wplecenie w historię jednej rodziny wygnania Romów z Finlandii, biedy w Tajlandii, szwedzkich problemów imigracyjnych oraz australijskiego kolonializmu to zdecydowanie za dużo grzybów w tym barszczu. I wielka szkoda, bo autentycznie świetnie się bawiłam, obserwując rodzące się braterstwo między tak różnymi osobami jak Pekka i Esko. Autor świetnie oddał pod postacią Eska stereotypowego Fina, a pod Pekką nowoczesnego ojca z wszystkimi jego zmartwieniami. 

Mimo tych wad, nie żałuję lektury, podobał mi się styl, podobały mi się dentystyczne porównania i podobał mi się humor. 

Moja ocena: 5/6

Miika Nousiainen, Korzenie, tł. Sebastian Musielak, 420 str., Wydawnictwo Książkowe Klimaty 2024.

sobota, 18 stycznia 2025

"Ojciec Goriot" Honoré de Balzac


Cykl dzieł Balzaka mam na półce od wielu lat, kilka tomów przeczytałam jeszcze w liceum, ale od dawna planowałam powrót do tego klasyka. Rok zaczęłam więc od Ojca Goriot – chyba najbardziej znanego dzieła tego pisarza – konstatując, że zupełnie nic z tej książki nie pamiętam. 

To historia mieszkańców pewnego domu w Paryżu. Właścicielka, pani Vauquer, utrzymuje się z wynajmu pokoi i serwowania posiłków. Jej klienci to przekrój wielu warstw społecznych i charakterów. Jest wśród nich młoda dziewczyna z opiekunką, której wyrzekł się ojciec, jest student medycyny, który przybył z prowincji i jego wykształcenie jest jedyną nadzieją na finansowe wsparcie rodziny i jest też tytułowy Goriot. To starszy mężczyzna, który dorobił się na handlu mąką, sam wychował dwie córki i świetnie wydał je za mąż. Dziewczyny awansowały do paryskiej śmietanki towarzyskiej i praktycznie wyparły się ojca, który wciąż jednak wszystko by dla nich zrobił i faktycznie wielokrotnie ratuje im skórę. Jak się okazuje dobre zamążpójście niesie za sobą liczne konsekwencje i córki raz po raz potrzebują finansowego zastrzyku. Mimo że Balzac tytułem powieści ustawia fokus na Goriocie, to ja szczególnie obserwowałam poczynania studenta Eugeniusza, który żyje na krawędzi między prowincjonalnym wychowaniem i poczuciem obowiązku wobec rodziny, a pokusami paryskiego świata. Dzięki koneksjom udaje mu się bowiem wejść na salony i poznać to życie od podszewki. Eugeniusz wie, że zostanie kochankiem bogatej damy to najprostsza droga do zaistnienia, równocześnie wymaga ona jednak sporych nakładów finansowych. Obserwowanie jego wewnętrznej walki to najciekawszy wątek tej powieści. 
Podczas gdy w przypadku Goriota i jego córek nie można się spodziewać cudów, to Eugeniusz, stojąc na krawędzi, daje nadzieję na uchronienie się od moralnego upadku. Niemałą rolę odegrają tu zresztą Goriot i jego córki. Im udało się dokonać tego kroku w górę na społecznej drabinie, ale cena, jaką za to zapłaciły jest nad wyraz widoczna i bolesna. 

Tę książkę można czytać na wiele sposobów, szukać tu wizji miłości bezwarunkowej, chorobliwej wręcz, obserwować korelację upadku moralnego z rosnącym bogactwem, dostrzegać zakłamanie, plotkarstwo i życie na pokaz. Nic, czego nie znamy ze świata nam współczesnego.

Balzac należy do klasyków przystępnych, których dobrze się czyta. Mimo że entourage jego powieści jest dziewiętnastowieczny, to, jak pisałam wyżej, treści pozostają uniwersalne. W odróżnieniu do Zoli nie ma u niego drobiazgowych opisów, co czyni tę książkę przystępniejszą dla współczesnej czytelniczki. Mam nadzieję niebawem sięgnąć po kolejne utwory Francuza i czytać je równolegle do cyklu Rougon-Macquart Emilé'a Zoli.

Moja ocena: 5/6

Honoré de Balzac, Ojciec Goriot, tł. Tadeusz Żeleński-Boy, 330 str., Warszawski Dom Wydawniczy 1992.

piątek, 17 stycznia 2025

Podsumowanie roku 2024

 


Ten rok zakończyłam z 157 książkami na liczniku. Rok temu pisałam, że chcę czytać mniej, no i wyszło 8 książek mniej. Oczywiście, to przypadek. Czytałam tak, jak mi się chciało i miałam ochotę. Resztę wstępu z poprzedniego roku mogłabym powtórzyć, więc odpuszczę wam i sobie. Powiem tylko, że jestem zadowolona i z lektur i z tego, że przeczytałam dużo z książek zgromadzonych na czytniku i półkach. Wciąż mam abonament na Legimi i mimo pewnych cięć zapewne znów go przedłużę, bo nadal są na tej platformie moje ulubione wydawnictwa i dużo audiobooków, które mnie interesują. Abonamentu na Audiotece natomiast nie przedłużyłam.


Jak widać w statystykach wciąż intensywnie uczestniczę w kilku klubach czytelniczych i dzięki nim przeczytałam aż 41 książek! Tak, nie zawsze były to książki, które sama bym wybrała, ale przyjemność z dyskutowania o książkach z innymi osobami jest tak wielka, że chętnie sięgam po pozycje spoza mojego obszaru zainteresowań czy listy książek do przeczytania.

Przejdźmy do statystyk!


Odwiedziłam tylko 34 rożne kraje, o sześć mniej niż rok temu. Czytałam bardzo dużo polskiej literatury. USA i Wielka Brytania na drugim miejscu to już standard. To przeważnie tytuły, które wybrano na klubach książkowych, bo ja sama raczej rzadko sięgam po literaturę anglosaską. Ponzałam tylko dwa nowe kraje – Armenię i Barbados. Tak to wygląda w szczegółach:

Polska – 64

USA – 18

Wielka Brytania, Szwecja – 7

Francja – 6

Niemcy, Portugalia, Norwegia – 4

Brazylia, Czechy, Japonia, Finlandia – 3

Argentyna, Islandia, Irlandia, Kolumbia, Peru, Ukraina, Włochy – 2

Angola, Armenia, Australia, Barbados, Belgia, Chile, Dania, Gwatemala, Haiti, Hiszpania, Jamajka, Meksyk, Nigeria, Rosja, Słowenia – 1


Czytałam głównie po polsku, ponownie ze względu na legimi.

Język polski – 139

Język niemiecki – 13

Język portugalski – 4

Język angielski – 1


Jak zawsze w moich wyborach książkowych dominują kobiety.

Autorki: 90

Autorzy: 59

Dwie kobiety: 2

Dwóch mężczyzn: 3

Duet autorski: 3


Czytałam bardzo dużo z półki, ale książki papierowe wciąż są w mniejszości i pewnie tak już pozostanie.

Audiobook: 70

E-book: 64

Papier: 23



Czytałam książki opublikowane przez 48 rożnych polskich wydawnictw. Najczęściej sięgałam po:

Wydawnictwo Poznańskie – 17

Agora – 14

Czarne i Pauza – 10

ArtRage – 9

Marginesy, MOVA – 6

Literackie – 5

Tajfuny i Karakter – 4


Przede wszystkim sięgałam po literaturę piękną, sporo reportaży lub szeroko pojętej literatury faktu, w tym roku natomiast czytałam wyraźnie mniej kryminałów, a lubię.


Udało mi się zakończyć wyzwanie 24 na 2024, czyli przeczytałam wszystkie 24 książki wybrane przez moje followerki i followerów na bookstagramie. Wciąż nie ukończyłam cyklu Rougon-Mcquart, ale będę powolutku dalej czytać. Noblistów nowych nie poznałam wcale, natomiast przeczytałam dwóch kolejnych laureatów/laureatki Nike. Przestałam brać książki do recenzji już dawno, w zeszłym roku zrobiłam trzy wyjątki. Mam nadzieję w 2025 dalej ciągnąć te moje prywatne wyzwania: czytać świat, noblistów, Zolę i książki z półki. Chcę dalej spotykać się w klubach książkowych, zwłaszcza że w 2024 dołączyłam do kolejnego – nieśmiałego, który okazał się być bardzo śmiały. 

Poniżej wreszcie publikuję tytuły, które wywarły na mnie największe wrażenie. 






wtorek, 14 stycznia 2025

"Die Sonne hat Gesellschaft" Dorthe Nors

 


To niewielki zbiór opowiadań, który przynajmniej częściowo pozostanie w pamięci. Nors posiadła bowiem tę zdolność oddania na kilku stronach treści niepokojącej i zastanawiającej. Jak to przy zbiorach opowiadań bywa, nie każdy tekst dotknął i dotarł do mnie w podobny sposób, ale jest tu kilka, na które zwróciłam szczególną uwagę. 
Już pierwsze opowiadania mnie "chwyciło". Przedstawia mężczyznę, który od kilku dni siedzi o chłodzie i głodzie na ambonie myśliwskiej, obawiając się licznych w tej okolicy wilków. Nie potrafi z niej zejść o własnych siłach, a na pomoc nie bardzo może liczyć. Opuścił dom nagle, po kłótni z żoną. 
W innym tekście aspirująca autorka zatrzymuje się u starszej kobiety, która unika kontaktów, by ta jej nie opisała. Przyczyna: trudno by jej było znieść własne życie na kartach książki.
Albo opowieść o Einarze, który zachorował na raka. Relacjonowana w formie pamiętnika, bezlitosna, sarkastyczna. Było życie, nie ma życia.

Język Nors uwodzi i zwodzi, często na manowce. Jej fantazja nie zna granic, dzięki czemu tworzy zaskakujące światy. Ten niewielki zbiór to ciekawa lektura, choć jednak wolałabym przeczytać powieść, bo opowiadania mają tę właściwość, że w większości ulatują, szczególnie jeśli chodzi o treść. To, co pozostaje, to wrażenie, atmosfera, język. 

Moja lektura: 4/6

Dorthe Nors, Die Sonne hat Gesellschaft, tł. Frank Zuber, 142 str., Kein & Aber Verlag 2020.

poniedziałek, 13 stycznia 2025

"Gruby" Michał Michalski


Gruby ma jakieś jedenaście lat i jak nie jest Grubym, to jest Bułą. Z Grubym trzeba coś zrobić i tylko babcia wie, co. Posłać Grubego na obóz, ot co! Ale nie taki wypoczynkowy, a paramilitarny. Człowieka z niego zrobią, chłopa, a do tego schudnie i już się nie będzie mazgaić i pozwalać, żeby mu spuszczano manto. No i Gruby wraca z tego obozu – wylaszczony, męski, w nowych ubraniach, ale kto był Bułą raz, Bułą na wieki wieków amen będzie. Grubego zresztą zna każdy. Małe miasto, to wiadomo, raz przypięta łatka zostaje na zawsze. A małe miasto nad morzem to już w ogóle kosmos – latem letników trzeba obrabiać, na plaży laski podglądać, na automatach pograć, ale poza tym to dziura jakich mało i nic się nie dzieje.
Gruby trzyma więc z najlepszym kolegą Mareczkiem, a gdy do klasy dochodzi Seba awansują z przegrywów na gości, którzy trzymają razem. Naiwny Gruby nie czai jednak, co kręci Seba...

Ta powieść to dość krótka rzecz, ale niezwykle autentyczna. Michalski świetnie oddał klimat lat 90. nie tylko w kwestii kolorytu miejskiego, ale i sposobu wychowania dzieci, zachowań międzyludzkich, pracy, domu itd. Nawet jeśli nie dzielimy doświadczeń z książkowym Grubym, to da się czuć ten klimat i wspólnotę przynajmniej części przeżyć. Autor do tego ma wiele dystansu do rzeczywistości i potrafi opisywać ją z humorem – dla mnie to wielka zaleta. 

Oczywiście jest to także książka o wykluczeniu, łatkach, mobbingu, a także o dorastaniu i dojrzewaniu. Czyta się dobrze, potoczyście, mimo szerokiej problematyki nie zabrakło tu, jak pisałam wyżej, humoru. Dla mnie wszystko gra. 

Moja ocena: 5/6

Michał Michalski, Gruby, 112 str., ArtRage 2023.