czwartek, 4 grudnia 2025

"Wiem, dlaczego w klatce śpiewa ptak" Maya Angelou


Maya Angelou była mi dotąd, wstyd przyznać, osobą praktycznie nieznaną. Nie czytałam jej poezji, nie znałam życiorysu, mignęło mi zaledwie jej nazwisko. Dzięki tej powieści zatopiłam się w klimat amerykańskiego południa lat 30. - 50., klimat oczywiście niezbyt radosny, aczkolwiek sama Maya opisuje go w tak ciepły sposób, że czyta się tę książkę jak przygodówkę.

Powieść podzielona jest na trzydzieści sześć rozdziałów, z których każdy stanowi odrębną opowieść z życia autorki, ale przy zachowaniu chronologii. Tym sposobem nie mamy dłużyzn o zwykłych dniach, Angelou koncentruje się na najważniejszych lub na najbardziej znaczących wydarzeniach z jej życia, przy okazji wspaniale oddając koloryt i warunki życia osób czarnoskórych w ówczesnych Stanach Zjednoczonych. Mogłoby się wydawać, że na ten temat wie się wszystko, ale jednak spojrzenie, a zwłaszcza odczucia dziecka rzucają inne światło i pokazują inne aspekty – dla mnie na przykład zaskoczeniem było jak odległy dla małej Mayi był świat białych i jak zerowa była styczność między tymi dwoma grupami. 

Autorka opisuje wydarzenia pozytywne, radosne, ale i te traumatyczne, po których faktycznie pozostawiono ją samej sobie. Oczywiście świadomość ówcześnie była inna, a i podejście do wychowania , ale jest to jednak porażające, podobnie jak całe podejście rodziców Angelou do dzieci. 

Czytałam dużo zachwytów nad językiem, tymczasem ja miałam z nim niejaki problem. Doceniam bardzo jego plastyczność i metaforyczność, ale w wielu miejscach owe metafory czy porównania były dla mnie niezrozumiałe – wracałam do zdań i próbowałam je zrozumieć, ale nawet po kilkukrotnym przeczytaniu pozostawałam w kropce. Podobało mi się natomiast rozróżnienie rejestrów języka, także języka białych i czarnych oraz to, jak wielką, kształtującą rolę sam język tu odgrywa.

To ważna książka, niektóre rozdziały powinien przeczytać każdy i każda, by zrozumieć istotę rasizmu, np. ten o dentyście czy o zakończeniu szkoły. Może wywalmy "Zabić drozda" z kanonu, a zastąpmy go tą autobiografią?

Moja ocena: 4,5/6

Maya Angelou, Wiem, dlaczego w klatce śpiewa ptak, tł. Elżbieta Janota, 320 str., Wydawnictwo Relacja 2022.

środa, 3 grudnia 2025

Podsumowanie listopada 2025

 

Przeczytane książki: 11

Liczba stron: 4223

Przeczytane tytuły

– "Spowita całunem" María Luisa Bombal
– "Dezorientacje. Biografia Marii Konopnickiej" Małgorzata Grzebałkowska
– "Dom zła" Jakub Rutka
– "Alchemia" Katarzyna Zyskowska
– "Krzywy kościół" Karin Lednická
– "Podejrzany X" Keigo Higashino
– "Tam na niebie są rzeki" Elif Shafak
– "Zbędni" Wojciech Chmielarz
– "Wonderland" Hanna Nordenhök
– "Kolekcjoner śniegu" Jan Štifter
– "Dream Count" Chimamanda Ngozi Adichie

Najlepsza książka: "Kolekcjoner śniegu"

wtorek, 2 grudnia 2025

"Dream Count" Chimamanda Ngozi Adichie


Cztery kobiety opowiadają o swoich mniej lub bardziej udanych życiach. Prym wśród nich prowadzi Chiamaka, która jest też narratorką i centrum tej powieści. Pochodzi ona z bogatej nigeryjskiej rodziny, mieszka we własnym luksusowym apartamencie w USA i co krok podejmuje niezbyt szczęśliwe wybory sercowe. Mężczyźni, z którymi się wiąże, są często rozpaczliwymi próbami przywiązania się do kogoś, kto tak naprawdę nie dostrzega w niej jej osobowości. 
Chiamaka ma dwie przyjaciółki. Zikora również mieszka w USA i jest wziętą prawniczką. I ona niezbyt trafnie lokuje swoje uczucia i zostaje sama w ciąży. Natomiast Omelogor, kuzynka Chiamaki, mieszka w Nigerii, ma świetną posadę w banku i w ogóle nie jest zainteresowana zakładaniem rodziny. 
Zupełnie inną postacią jest pochodząca z Gwinei Kadiatou. Kobieta wywodzi się z bardzo biednej rodziny, a w USA uzyskała azyl. Jej przejścia są zupełnie niekompatybilne z doświadczeniami pozostałej trójki, zresztą pracuje u Chiamaki jako pani sprzątająca, a dodatkowo jest pokojówką w hotelu. To właśnie tam staje się ofiarą molestowania i całe jej życie się zmienia.

Ngozi Adichie dopuszcza każdą z tych postaci do głosu, dzięki czemu możemy poznać ich życia, motywację, cele i stosunek do płci przeciwnej. Mimo że Chiamaka, Zikora i Omelogor są w pewien sposób podobne mają inne nastawienie w kwestii związków, ale też inne wsparcie rodziny. Bo to właśnie ta ostatnia odgrywa tu ogromną rolę. O ile w przypadku Chiamaki widać wsparcie i akceptację, to w przypadku pozostałych to wsparcie podszyte jest oczekiwaniami, konwenansami i naciskami, szczególnie jeśli chodzi o zamążpójście i dzieci. Autorka wspaniale pokazuje, jak różne kobiety konfrontowane są z tymi samymi oczekiwaniami i jak ich status oraz wykształcenie pozwala im sobie z nimi radzić. Kadiatou jest wśród nich najmniej uprzywilejowana i pokornie znosi tę opresję. Adichie jednak nie na tym kontraście zasadza swoją powieść. To rzecz o wspólnocie kobiecych przeżyć mimo różnego tła społecznego – o seksizmie, oczekiwaniach rodzinnych i społecznych, emigracji, rasizmie, przemocy, ale i o przyjaźni i wspólnocie.

"Dream Count" nie będzie moją ulubioną powieścią Adichie, ale ponownie udało się jej uwieść mnie od pierwszych stron. Cenię Nigeryjkę za jej wyjątkowy talent do snucia opowieści i kreowania postaci, co idzie w parze z potoczystym językiem. Ponadto, snując te historie przemyca mimochodem wiele faktów i informacji o Nigerii, Gwinei, jedzeniu, różnicach, zwyczajach Igbo. 

Moja ocena: 4/6

Dream Count, Chimamanda Ngozie Adichie, tł. Jan Schönherr, Asal Dardan, 523 str., Fischer 2025.

poniedziałek, 1 grudnia 2025

"Kolekcjoner śniergu" Jan Štifter

 


Dominik ma dwadzieścia kilka lat, jest pół-Romem i prowadzi niezbyt ciekawe życie. Dorabia na budowie, układa sobie życie z Renatą, która ciągle odwala szalone numery. Dla Dominika w życiu liczy się tylko piwko, stosunki wiadomo jakie i zakup samochodu, który leży poza jego zasięgiem finansowym. I byłby całkiem przeciętnym facetem, gdyby nie duch dziecka, który mu się ukazuje co noc. Domonik nie zdaje sobie nawet sprawy, że budynek w którym mieszka niesie ze sobą historię. To w jego okolicach w latach 50. mieszkało dwóch chłopaków – wujek Dominika Karlos oraz jego przyjaciel Adolf. Dzieciaki mieszkają w dzielonych mieszkaniach dla wysiedleńców i penetrują pobliskie ruiny i cmentarz, a towarzyszy im Josef – duch dziecka, które utonęło wraz z matką tuż po wojnie. Trzeci plan czasowy przenosi nas w lata 30.-40., do domu Dominika, w którym mieszka rodzeństwo. Ich matka popełniła samobójstwo, więc brat decyduje się na założenie zakładu pogrzebowego, by utrzymać siebie i siostrę.

Štifter przeskakuje między tymi trzema historiami, które pozornie poza miejscem nic nie łączy. W latach 30. pozostajemy najdłużej – brat erotoman, który decyduje się być po ojcu Niemcem odnosi sukces, bo idealnie wpasowuje się w wydarzenia polityczne. Po wojnie osoby z małżeństw czesko-niemieckich nie mają jednak lekko, podobnie jak te z pochodzeniem romskim. Wspólne życie pod jednym dachem jest dla nich ogromnym wyzwaniem. Ale to tło historyczne zarysowane jest ledwie mimochodem – najważniejsze są tu jednostkowe losy, które splatają się w niespodziewany sposób i nawet jeśli już nie pamiętam o jednostkowych tragediach, to mają one wpływ na przyszłe pokolenia. Znamienne jest to, że Dominik nie interesuje się odnalezionym na strychu dziennikiem, ale zachowuje przeszłość pod postacią trzymanego w zamrażarce śniegu. 

Ta niewielka objętościowo powieść kryje w sobie wiele dobra – charakterne postaci, które potrafią denerwować, dużo historii, trudne losy i świetny język. Polecam.

Moja ocena: 5/6

Jan Štifter, Kolekcjoner śniegu, tł. Anna Radwan-Żbikowska, 264 str., Wydawnictwo Książkowe Klimaty 2023.

niedziela, 30 listopada 2025

"Wonderland" Hanna Nordenhök


 

"Wonderland" to trzy opowieści przeplatane krótkimi studiami przypadku – pozornie wszystkie te teksty nie mają punktów styczności, przynajmniej nie fabularnie, ale jednak coś je łączy. 
Wonderland to świat zmieniającej imiona kobiety. To osoba w kryzysie bezdomności, która kreuje się na młodszą nastolatkę. Między epizodami w lesie, na plaży, wśród innych osób na ulicy przebiera się za dziecko i wślizguje do innych domów. To bardzo niepokojąca, poruszająca historia rozgrywająca się w Stanach Zjednoczonych. 
Tymczasem w Szwecji mieszka inna kobieta, matka dwóch córek, której mąż wprawdzie jest czuły i kochający, ale poza tym ogląda dziecięcą pornografię. Jej życie to balans między spokojem i poczuciem bezpieczeństwa, a wiedzą o ciemnej tajemnicy męża.
Hiszpański dziennikarz odkrywa, że jego słynny kolega po fachu fabrykuje swoje historie, śledzi go i próbuje zdemaskować kłamstwa. W tym celu wyjeżdża z nim do Aten, gdzie właśnie panuje kryzys emigrancki, a potem wydaje książkę odkrywającą całą prawdę o koledze.

Każda z tych postaci powiązana jest w jakiś sposób z oszustwem, ale każda z nich też coś wypiera – traumę z dzieciństwa, czy minione grzeszki, coś nieokreślonego, co podejrzewamy, ale nie znamy szczegółów. Nordenhök napisała każdą z tych historii w innym stylu – najbardziej poruszyła mnie beznamiętność tej pierwszej, ale każda porusza niewygodne struny, bezpardonowo odkrywa brudy ukrywane przez każdą i każdego z nas. 

Książkę przeczytałam błyskawicznie, podoba mi się bardzo pióro Szwedki, ale nie pozostałam bez zastrzeżeń. Wyżej wspomniane studia przypadku nie wnoszą do fabuły nic nowego i zupełnie nie utkwiły mi w pamięci. Szkoda mi także, że autorka nie zdecydowała się w jakiś, choćby delikatny sposób, połączyć tych trzech opowieści, stworzyć klamry, ram? Po skończeniu lektury pozostałam ze sporym niedosytem. Niemniej podoba mi się tematyka, uchwycenie tematów aktualnych, bezpardonowe dotknięcie kwestii trudnych, bolesnych.

Moja ocena: 4/6

Hanna Nordenhök, Wonderland, tł. Justyna Czechowska, 240 str., Wydawnictwo Pauza 2025.

piątek, 28 listopada 2025

Stosikowe losowanie – grudzień 2025


Anna wybiera numer książki dla Katarzyny (w stosie 34 książki) – 33
Katarzyna wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1250 książek) – 1003
ZwL wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 17 książek) – 14
Guciamal wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 14 książek) – 2
Maniaczytania wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 17 książek) – 9
Agnes wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 250 książek) – 99
McDulka wybiera numer książki dla Anny (w stosie 244 książki) – 124

 

"Zbędni" Wojciech Chmielarz


 

W Kowarach byłam dawno temu i wróciłam do nich w tej powieści, choć w sumie za wiele się o samym mieście nie dowiedziałam. Za to wiem, że mieszkają tam mało sympatyczni ludzie. Na przykład taki Jan – pijaczyna zwany Jaśkiem, który klepie biedę i pilnuje pola kempingowego. Od piwa do piwa. Albo Alina i Mirek – niby dobre małżeństwo, a za drzwiami aż kipi od toksyczności. Do tego trzymają w domu dorosłego syna, bo coś przeskrobał, a w ich hotelu mieszka dziwna kobieta, której wszyscy się boją. 
No i Maria Szulej – policjantka, najmilsza z tego towarzystwa i jedyna na komendzie, która słucha swojego instynktu. Nie zapomnijmy o wójcie, który kombinuje z samochodami, o Belgu, który nie wiadomo czemu uparcie mieszka na kempingu, gogusiowatym koledze Darka, syna Aliny i Mirka.... Słabo w tych Kowarach. Do tego Jasiek po pijaku śmiertelnie potrąca kobietę, która nagle wtargnęła na drogę. Jest pijany, ale nie na tyle, żeby nie skojarzyć, że to mu wyjdzie na złe. Zakopuje więc ciało i zatapia się w wyrzutach sumienia, bo duch kobiety będzie go męczył i straszył. Tymczasem nikt zabitej nie szuka, a Jasiek chce się dowiedzieć, kim była. 
Maria Szulej natomiast śledzi poszukiwania zaginionego dziecka – mała Karolina została porwana i zniknęła na dobre. 

Chmielarz poszedł w wiele wątków, które wprawdzie się dobrze łączą i splatają, ale w tym procesie jednak mało jest prawdopodobieństwa. Nie kupuję tych zbiegów okoliczności i sentymentalizmu na linii dziadek - wnuczka. Nie jest to zły kryminał, ale też niczym szczególnym się nie wyróżnia. Intryga jest dość rozwleczona, więc słabo trzyma napięcie, samo przestępstwo też nie jest jasne, bo trudno się zorientować, co jest wątkiem wiodącym i na czym się skupić, a zakończenie obfituje w fajerwerki i miałam wrażenie, że jest ich o przynajmniej jeden za dużo. 

Chmielarz ma dobre pióro i talent do kreacji bohaterów, więc dobrze się tego kryminału słucha. Ja po prostu przyzwyczaiłam się u niego do wyższej klasy. 

Moja ocena: 4/6

Wojciech Chmielarz, Zbędni, 424 str., Marginesy 2024.

czwartek, 27 listopada 2025

"Tam na niebie są rzeki" Elif Shafak

 


Arthur, Narine i Zaleekah to trójka bohaterów tej powieści. Arthur rodzi się w wiktoriańskim Londynie jako syn pijaka i biedaczki, dorasta w koszmarnych warunkach, ale dzięki szczęśliwym zbiegom okoliczności podejmuje pracę w drukarni, a potem odkrywa swoją fascynację Mezopotamią, odcyfrowuje pismo klinowe i staje się naukowcem. Narine jest małą Jazydką, która dorasta w Turcji. Wraz z babcią i ojcem udaje się w 2014 roku do Iraku w okolice dawnej Mezopotamii, by przyjąć tradycyjny chrzest, w tym samym czasie ISIS rozpoczyna ludobójstwo na tej grupie, a rodzinie nie uda się uciec. Zaleekah jest hydrolożką, w 2018 roku bada rzeki i się rozstaje z mężem. Kobieta stoi na rozdrożu swojego życia, równocześnie wciąż walczy z demonami z przeszłości. 

Shafak towarzyszy tym trzem postaciom, by na końcu spleść ich losy, ale i ukazać szeroki wachlarz problemów. Przede wszystkim mamy więc wodę, którą autorka bada z różnych perspektyw. To przede wszystkim żywicielka, ale też żywioł, który niszczy i zabija. Woda przybiera różne postaci, jest tłamszona i niszczona przez człowieka – zanieczyszczeniami, ale i chowaniem jej pod budynkami, unicestwianiem, a w końcu niekontrolowaną budową tam. Woda służy jako środek transportu, ale i jako miejsce pochówku. Woda konserwuje i zabiera. Arthur rodzi się nad wodą, na błotnistym brzegu Tamizy, Narine ma zostać ochrzczona w urodzajnej dolinie Eufratu i Tygrysu, Zaleekah bada wiele rzek, zwłaszcza te zaginione. Shafak unaocznia, jak człowiek niszczy rzeki, nie dba o nie, ale i przez swoje działania zamienia je w nieobliczalny żywioł.

To jednak nie wszystkie aspekty tej powieści. Mamy też przecież szeroko zakrojoną kradzież archeologicznych artefaktów. Shafak wskazuje tu na wiele aspektów tego procederu – państwa kolonialne skwapliwie wywoziły, ale wiele razy też dzięki temu udało się zachować owe eksponaty, bo na miejscu zostałyby zniszczone. Dzięki niemu także Arthur mógł rozszyfrować pismo klinowe, choć wciąż miał głębokie poczucie, że miejsce tabliczek jest w Mezopotamii, a nie w Londynie.

Podejmując temat Jazydek, Shafak przypomina o tym ludobójstwie, ale i o niewolnictwie seksualnym i o wykorzystywaniu kobiet w działaniach wojennych. Przy okazji porusza jeszcze inną kwestię współczesnego niewolnictwa. Jakby tych tematów nie było mało, są tu jeszcze wątki LGBT, depresji, traumy i emigracji. 

Shafak dokonała wręcz tytanicznej pracy, prowadząc badania do tej powieści, zresztą obszerne posłowie pozwala lepiej sobie wyobrazić zakres researchu. Dla mnie jednak tych tematów jest deczko za dużo, poza tym miałam wrażenie, że bohaterowie wykreowani są po to, by być nośnikami owych przesłań, a nie na odwrót. Dlatego też żadna z tych historii mnie nie ujęła. Najciekawszym wątkiem jest ten wiktoriański, ale nie jest to opowieść oryginalna, choć, nie przeczę, najbardziej wciągająca. Pozostałe postaci są zbyt papierowe, w przypadku Narine zbyt idealne. 

O ile doceniam tę powieść i pracę, jaką w nią włożyła Shafak, to niestety brak u mnie zachwytu. Czytałam ją wyjątkowo długo i bez zaangażowania, a co za tym idzie, nie wywołała we mnie wielkich emocji. To moje drugie spotkanie z Shafak i ponownie nie nawiązała się tu nić porozumienia między autorką, a czytelniczką.

Moja ocena: 4/6

Elif Shafak, Tam na niebie są rzeki, tł. Natalia Wiśniewska, 528 str., Wydawnictwo Poznańskie 2025.