piątek, 31 grudnia 2010

Statystyka grudzień 2010

Przeczytane książki: 3
Ilość stron: 825

Książki w ramach wyzwania projekt nobliści: 0
Książki w ramach wyzwania nagrody literackie: 0
Książki w ramach wyzwania peryferyjnego: 0

Najlepsza książka: "Lubiewo" Michał Witkowski

Ilość książek w stosie: 108
Ubyło: 2
Przybyło: 15 (z podaja, 4 egzemplarze recenzenckie)

Grudzień to jeden z najsłabyszch miesięcy w tym roku. Trafiły mi się dwie książki do czytania niespiesznego - często w ciągu dnia nie czytałam nic, dopiero wieczorem udawało mi się przejrzeć kilka stron. Szkoda, że na koniec roku trafiła mi się taka niemoc.

wtorek, 28 grudnia 2010

Nowe wyzwanie czytelnicze

Od zmierzchu do świtu będziemy czytać książki, mające w tytule noc i pojęcia jej pokrewne. Padma nareszcie ogłosiła nowe wyzwanie! Nie mogę nie wziąć w nim udziału więc szybciutko przejrzałam stos, by sprawdzić, czy nie mam już w niej odpowiednich książek. Wydaje się być niemożliwym, by w ponad stu książkach nie było ani jednej wpisującej się w ramy wyzwania, ale faktycznie tak jest. Nic jednak nie szkodzi, gdyż postanowiłam wreszcie zaopatrzyć się i przeczytać dwie książki Johana Theorina "Zmierzch" i "Nocną zamieć". Jeśli uda mi się trafić jeszcze na inną książkę z listy (z której nota bene sporo tytułów już przeczytałam), to z chęcią poszerzę moje czytelnicze plany.

Jeśli nie znacie jeszcze wyzwań Padmy, serdecznie was zapraszam do udziału. Zajrzyjcie tu!

"Rock Mann czyli jak nie zostałem saksofonistą" Wojciech Mann


Gdy tylko ukazała się ta książka, bardzo chciałam ją przeczytać. Pana Wojtka bardzo lubię za jego poczucie humoru i barwę głosu. Pamiętam jak z utęsknieniem wyczekiwałam każdego odcinka MdM czy też fascynację Radiem Kolor.

"Rock Mann" nie jest typową biografią, Wojciech Mann skupia się w swojej książce tylko na jego kontaktach z muzyką. Dowiadujemy się więc jak rozpoczęła się jego fascynacja rock and rollem, jak wyglądało zdobywanie płyt i wiadomości muzycznych zza zachodniej granicy w PRL-u oraz przede wszystkim jak początkowe zainteresowanie muzyką stało się zajęciem na cały etat.

Mann dowcipnie i niezwykle barwnie opisuje swoje przygody, spotkania z piosenkarzami poświęcając wiele miejsca na przedstawienie peerelowskich realiów. Nie ukrywam, że te fragmenty najbardziej mnie rozśmieszały, a czasem wręcz wprawiały w rozrzewnienie. Mnóstwo tu także anegdotek i wspomnień, dotyczących gwiazd, którym podczas pobytu w Polsce towarzyszył Mann.
Pan Wojtek zamieszcza w książce swoje osobiste listy najgorszych piosenek, najlepszych koncertów czy najbardziej zdumiewających tekstów, które zachęciły mnie do skonfrontowania ich z moimi własnymi rankingami.

Książka Manna to relaksująca, skrząca się dowcipem lektura - przeczytałam ją z ogromną przyjemnością. Mojemu trzynastomiesięcznemu synowi za to bardzo podobała się żarówiasto różowa okładka, a mnie skład książki i liczne archiwalne zdjęcia.

Moja ocena: 4,5/6 (4,5, bo książka jest zdecydowanie za krótka)

Wojciech Mann, Rock Mann czyli jak nie zostałem saksofonistą, 199 str, Znak.

poniedziałek, 27 grudnia 2010

"Doktor Jeremias" Sebastian Koperski, Wojciech Stamm


W Poznaniu odnalezione zostają zmasakrowane zwłoki dwunastolatki, które podrzucono na Wasserstraße. Poznańska ulica ma taką nazwę, gdyż akcja powieści rozpoczyna się z końcem 1913 roku. Śledztwo przejmuje komisarz Windelband, jednak równolegle własne dochodzenie rozpoczyna lekarz sądowy Anselm Schoen, który przeprowadzał sekcję zwłok dziewczynki. Podczas oględzin dochodzi do nietypowych wniosków i swoimi spostrzeżeniami dzieli się z przyjacielem, lekarzem psychiatrą, Sigmundem Jeremiasem. Dwaj lekarze zagłębiają się w śledztwo i odkrywaj ą zdumiewające fakty.

"Doktor Jeremias" to jednak nie zwykła powieść kryminalna. Sporo tu rozważań filozoficznych, w których zagłębiają się doktor Jeremias i komisarz Windelband. Autorzy starali się oddać atmosferę ówczesnego Poznania - muszę jednak przyznać, że nie całkiem im się to udało. Nie odczułam poznańskiej atmosfery, a książka momentami mi się dłużyła. Brakowało mi także głębszego szkicu postaci - niewiele dowiadujemy się o ich życiu czy charakterze. Nie jest dla mnie jasnym dlaczego akurat doktor Jeremias został tytułową postacią.

Trudno nie ulec porównaniu książki Koperskiego i Stamma do kryminałów Krajewskiego. "Doktor Jeremias" jest powieścią zgoła inn ą i porówynywanie Jeremiasa do Mocka, a Posen do Breslau wypada na niekorzyść tych pierwszych. Porównywanie jest zdecydowanie niesprawiedliwe, bo duet autorów próbował stworzyć powieść zdecydowanie inną, ale zwyczajnie nie mogłam się oprzeć.

Bardzo podoba mi się wydanie książki, a zwłaszcza grafiki zamieszczone między rozdziałami.

Moja ocena: 3/6

Sebastian Koperski, Wojciech Stamm, Doktor Jeremias, 300 str., Zysk i S-ka.

Ukazał się trzeci numer Archipelagu

Dziś ukazał się trzeci już numer Archipelagu w całości poświęcony miastu. To prawie dwieście stron artykułów - wśród nich znalazł się mój artykuł o Berlinie, dwie miejskie wyliczanki o Reykjavíku i Amsterdamie oraz recenzja książki Pepeteli. Zapraszam was serdecznie do ściągnięcia i czytania Archipelagu. Mam nadzieję, że będziecie tak zachwyceni jak ja:)

niedziela, 26 grudnia 2010

Stosikowe losowanie 1/2011

Zapraszam do zgłaszania się do rundy 1. Pary rozlosuję 1 stycznia.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.
2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.
3. Wylosowaną książkę należe przeczytać do końca miesiąca.
4. Mile widziana recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.
5. Podsumowanie do wszystkich link wraz z linkami znajduje się w zakładkach u góry strony.
6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną częścią cyklu, można zacząć czytanie od pierwszego tomu.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaną liczbą książek w stosie.

piątek, 24 grudnia 2010

sobota, 11 grudnia 2010

"Lubiewo" Michał Witkowski


Chyba wszyscy już "Lubiewo" czytali, ja dotarłam do niego dopiero teraz.
Książkę Witkowskiego podzielić można na dwie części. Pierwsza z nich to rozmowy czy też może wywiad-rzeka z dwoma podstarzałymi wrocławskimi homoseksualistami. Żyją skromnie i oddają się wspomnieniom lepszych czasów. Czasów peerelowskich, w których ciotom dobrze się żyło. Kiedy to wędrowały na pikietę albo pod rosyjskie koszary w odwiecznym poszukiwaniu luja.
Druga część to zbiór przypowiastek, anekdotek i spostrzeżeń z nadmorskiego Lubiewa. Lubiewo to część plaży w okolicach Międzyzdrojów, gdzie rezydują cioty. Witkowski opisuje ich konfrontację z wygolonymi, zakolczykowanymi i zalateksowanymi gejami.

Czytałam już dwie książki Witkowskiego, więc wiedziałam czego się spodziewać na płaszczyźnie językowej. Mimo to powtórzę - styl i język Witkowskiego są świetne. Zachwyca mnie ironia, nietuzinkowść, trafność. W "Lubiewie" nie brak tak że dosadności. Witkowski żongluje językiem dopasowując go do poszczególnych postaci, świetnie naśladuje potoczność, rozmaite maniery językowe, nie szczędzi wulgaryzmów i kolokwializmów.

Największym zaskoczeniem była jednak dla mnie treść. Wiedziałam, że książka ma by ć o gejach i o ich środowisku. Ale teraz wiem, że nic nie wiedziałam. Bo książka o gejach nie jest. Jest o ciotach czyli o gejach PRL. Świat, który opisuje autor, to dla mnie absolutne novum - określę to nawet bardziej dosadnie - pojęcia nie miałam o pikietach, lujach, cwelach, drutowaniu itd. I o ile przez pierwszych sto stron temat mnie interesował, to po pewnym czasie odczuwałam przesyt. No bo ile można czytać o obsesyjnym szukaniu luja? Książkę czytałam więc długo, sięgając po nią tylko wieczorami. Na szczęście Witkowski, poniekąd mimochodem, opisuje zmiany ustrojowe w Polsce oraz ich wydźwięk na środowisko homoseksualistów. Odnalazłam tutaj to, co już spodobało mi się w "Fototapecie" - peerelowski klimat kojarzący mi się jednoznacznie z dzieciństwem.
Witkowski nie boi się również autoironii - wprowadza wszak również swoją osobę do powieści. Bardzo podobał mi się ten zabieg - lubię gdy autor spogląda na siebie z przymrużeniem oka.

Trudno mi jednoznacznie ocenić "Lubiewo" - książka ma właściwie same zalety mimo to "męczyłam" ją naprawdę długo. Pisałam jednak już, że przechodzę znów gorszy czas i w kwestii czytania, i pisania. Może to było przyczyną, a może faktycznie cioty na dłuższą metę potrafią być bardzo męczące:)

Moja ocena: 4/6

Michał Witkowski, Lubiewo, 326 str., korporacja ha!art.

piątek, 3 grudnia 2010

"Dojczland" Andrzej Stasiuk


Książkę przeczytałam już kilka dni temu ale nadal nie mogę wyjść z natłoku zajęć: mniej czytam, jeśli już to czasopisma (bo szybciej i nie wymagają koncentracji), nie mam weny do pisania, stąd ostatnie recenzje niezbyt udane.

"Dojczland" to moja pierwsza książka Stasiuka, przeczytana z ogromnym zainteresowaniem - wszak sama od jedenastu lat Niemców obserwuję. Nie będę jednak analizować i stwierdzać z jakimi faktami się zgadzam, z jakimi nie. Odczucia indywidualne wszak trudno porównywać. Każdy z nas ma inny bagaż doświadczeń, inne oczekiwania, więc inaczej dany naród będzie reflektował.

Stasiuk podczas licznych podróży po Niemczech, w czasie których odbywa multum spotkań autorskich z czytelnikami, stara się oswoić ten kraj. Do oswajania potrzeba mu wspomagaczy. Są to porównania i wspomnienia z krajów mu bliskich czyli z Europy Południowo-Wschodniej. Jest to także nagminne picie whisky. Stasiuk bez piersiówki albo butelki się nie rusza, sporo czasu zajmuje mu poszukiwanie sklepów, gdzie kupi nową butelczynę.
Jego wizja Niemiec, a zwłaszcza Niemców ukazuje się więc poprzez zamroczenie alkoholowe.

Wizja Stasiuka nie jest optymistyczna, skrupulatnie wyszukuje potknięcia Niemców (palenie pod tabliczką z zakazem itd), postrzega brzydotę (krajobraz industrialny, ogródki działkowe) i automatyzm działania. Prześmiewczo traktuje jednak także Słowian i innych cudzoziemców mieszkających w Niemczech. Każdemu się dostaje:)

Sposób pisania Stasiuka wymaga sporo uwagi czytelnika - brak tu linearności, czy chronologii. Jego opowieści i wspomnienia pączkują, rozrastają się, gubią w dygresjach. Gdy jednak zasmakowałam w takim stylu, zaczęły mnie Stasiukowe przypowiastki bawić. Żałuję, że książka ma tylko niewiele ponad sto stron, bo chętnie ujrzałabym tu głębsze rozwinięcie niektórych wątków.

Reasumując nie żałuję lektury, ale nie podejrzewam, bym z niej wiele wyniosła. Na półce mam jeszcze jedną książkę Stasiuka i już jestem jej ciekawa.

Moja ocena: 4/6

Andrzej Stasiuk, Dojczland, 112 str., Czarne

środa, 1 grudnia 2010

Stosikowe losowanie runda 12 - pary

Anna wybiera numer książki dla Futbolowej (w stosie 150 książek) - 4
Futbolowa wybiera numer książki dla niebieskiej (w stosie 30 książek) - 17
Niebieska wybiera numer książki dla Karto_flanej (w stosie 139 książek) - 81
Karto_flana wybiera numer książki dla Izy (w stosie 150 książek) - 1
Iza wybiera numer książki dla Paidei (w stosie 42 książki) - 7
Paideia wybiera numer książki dla PatrycjiAntoniny (w stosie 49 książek) - 44
PatrycjaAntonina wybiera numer książki dla książkowa (w stosie 35 książek) - 30
Książkowo wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 80 książek) - 25
Maniaczytania wybiera numer książki dla Anny (w stosie 84 książki) - 12

Proszę o podawanie w komentarzu wybranego numeru oraz tytułu wylosowanej książki a po przeczytaniu linka do recenzji. Efekty stosikowego czytania można znaleźć w tym miejscu.

UWAGA: na przeczytanie wylosowanej książki mamy czas do 31 grudnia.