Chyba wszyscy już "Lubiewo" czytali, ja dotarłam do niego dopiero teraz.
Książkę Witkowskiego podzielić można na dwie części. Pierwsza z nich to rozmowy czy też może wywiad-rzeka z dwoma podstarzałymi wrocławskimi homoseksualistami. Żyją skromnie i oddają się wspomnieniom lepszych czasów. Czasów peerelowskich, w których ciotom dobrze się żyło. Kiedy to wędrowały na pikietę albo pod rosyjskie koszary w odwiecznym poszukiwaniu luja.
Druga część to zbiór przypowiastek, anekdotek i spostrzeżeń z nadmorskiego Lubiewa. Lubiewo to część plaży w okolicach Międzyzdrojów, gdzie rezydują cioty. Witkowski opisuje ich konfrontację z wygolonymi, zakolczykowanymi i zalateksowanymi gejami.
Czytałam już dwie książki Witkowskiego, więc wiedziałam czego się spodziewać na płaszczyźnie językowej. Mimo to powtórzę - styl i język Witkowskiego są świetne. Zachwyca mnie ironia, nietuzinkowść, trafność. W "Lubiewie" nie brak tak że dosadności. Witkowski żongluje językiem dopasowując go do poszczególnych postaci, świetnie naśladuje potoczność, rozmaite maniery językowe, nie szczędzi wulgaryzmów i kolokwializmów.
Największym zaskoczeniem była jednak dla mnie treść. Wiedziałam, że książka ma by ć o gejach i o ich środowisku. Ale teraz wiem, że nic nie wiedziałam. Bo książka o gejach nie jest. Jest o ciotach czyli o gejach PRL. Świat, który opisuje autor, to dla mnie absolutne novum - określę to nawet bardziej dosadnie - pojęcia nie miałam o pikietach, lujach, cwelach, drutowaniu itd. I o ile przez pierwszych sto stron temat mnie interesował, to po pewnym czasie odczuwałam przesyt. No bo ile można czytać o obsesyjnym szukaniu luja? Książkę czytałam więc długo, sięgając po nią tylko wieczorami. Na szczęście Witkowski, poniekąd mimochodem, opisuje zmiany ustrojowe w Polsce oraz ich wydźwięk na środowisko homoseksualistów. Odnalazłam tutaj to, co już spodobało mi się w "Fototapecie" - peerelowski klimat kojarzący mi się jednoznacznie z dzieciństwem.
Witkowski nie boi się również autoironii - wprowadza wszak również swoją osobę do powieści. Bardzo podobał mi się ten zabieg - lubię gdy autor spogląda na siebie z przymrużeniem oka.
Trudno mi jednoznacznie ocenić "Lubiewo" - książka ma właściwie same zalety mimo to "męczyłam" ją naprawdę długo. Pisałam jednak już, że przechodzę znów gorszy czas i w kwestii czytania, i pisania. Może to było przyczyną, a może faktycznie cioty na dłuższą metę potrafią być bardzo męczące:)
Moja ocena: 4/6
Michał Witkowski, Lubiewo, 326 str., korporacja ha!art.