Moja ostatnia lektura koresponduje z aktualnymi zmianami w moim życiu. Sięgnęłam po powieść José Luisa Peixoto, która już długo czekała na swoją kolej. Ten portugalski pisarz urodził się w bliskim mojemu sercu regionie Alentejo - chyba najbiedniejszej, można nawet powiedzieć najbardziej zacofanej części Portugalii. Alentejo to bowiem nie tylko przepiękne wybrzeże ale ogromne, wysuszone na wiór, spalone przez słońce połacie ziemi ciągnące się aż po granicę z Hiszpanią. Tutaj znaleźć można tylko zagubione między polami wioski, często opuszczone bądź zamieszkałe jedynie przez starych ludzi.
Puste spojrzenie opowiada o życiu w takiej właśnie wiosce, przy czym pisząc opowiada wcale nie mam na myśli powieści, która linearnie opisuje losy pewnych osób. Peixoto daleki jest od stworzenia typowej historii o ludziach, jego powieść balansuje na granicy między oniryzmem, poezją, a realizmem magicznym.
Bezimienna wioska wydaje się leżeć gdzieś poza światem, daleka od cywilizacji, tkwiąca w swoim czasie, zamieszkała przez milczących, nieskorych do konwersacji ludzi, którzy nawet będąc fizycznie młodymi, wydają się być starcami. Autor dzieli książkę na dwie części, pisząc o dwóch generacjach mieszkańców - mylnie jednak byłoby przyjąć, że życie potomków w jakiś sposób się zmieniło. Wioska wydaje się być miejscem statycznym, a jej mieszkańcy mają te same problemy i zmartwienia. W obu przypadkach główną postacią jest Józef (ojciec i syn) - pasterz owiec. Pozostałe postaci to galeria dziwolągów - bracia syjamscy złączeni małym palcem u ręki, ślepa prostytutka - córka wielu pokoleń podobnych jej kalek, beznogi stolarz, niezwykle stary stróż domu na górze oliwnej oraz cały szereg bezimiennych kobiet. Wszyscy mężczyźni noszą imiona biblijne, a populację wioski uzupełniają judasz (tak właśnie pisany), prowadzący szynk oraz ksiądz-demon. Ten ostatni odgrywa bardzo istotną rolę, podszeptując plotki o zdradzie kobiet, sam od nich nie stroniąc.
Dom na górze oliwnej to dom bogatych państwa, którzy od lat w nim nie mieszkają. Po opuszczeniu posiadłości zmarli, a ich synowie nie interesują się domem dzieciństwa. Ich krótka wizyta we wiosce uwypukla różnicę cywilizacyjną i ich zupełne niedopasowanie do mieszkańców.
I wreszcie przyroda, którą można zaliczyć do głównych bohaterów powieści - żar, palące słońce, wiatr mają ogromny wpływ na mieszkańców i określają ich mikrokosmos.
Istotny wpływ na odbiór książki ma język autora. Peixoto porusza się na granicy jawy i snu, gra słowami, mam wrażenie, że je obmacuje, stosując na różne sposoby i obserwując ich działanie. Stale zmienia perspektywę opowiadania, oddając głos różnym mieszkańcom wioski, wypowiada te same przesłanie na różne sposoby, sprawdzając efekt swoich działań. Te zabiegi bardzo plastycznie oddają cierpienie i samotność bohaterów, którzy są tak mocno uwikłani w te uczucia, że nie są w stanie odnaleźć innej drogi. Całe ich życie kręci się wokół bólu, nieszczęścia i samotności. I będzie trwało w tym zapętleniu aż do końca świata.
"I świat się skończył. W sposób niewyjaśnialny albo bez wyjaśnienia, które można by powiedzieć lub zrozumieć. Świat się skończył jak w jednej chwili, kiedy zamyka się oczy i nie widzi nawet tego, co się widzi z zamkniętymi oczyma. (...) Świat się skończył. I nie zostało nic. Żadnego uśmiechu. Żadnej myśli. Żadnej nadziei. Żadnego ukojenia. Żadnego spojrzenia."
Niestety moja znajomość portugalskiego nie wystarczy, by porównać oryginał z tłumaczeniem. Myślę bowiem, że tłumacz miał bardzo trudne zadanie i ciekawa jestem jak sobie z nim poradził.
Mimo że to z pewnością dobra książka, do mnie nie trafiła. Nie przepadam za takim stylem pisania i za takim sposobem postrzegania świata.
Moja ocena: 3/6
José Luis Peixoto, Puste spojrzenie, tł. Wojciech Charchalis, 199 str., Prószyński i s-ka 2008.