Debiut literacki Joanny Stogi to fantastyczna literacka uczta. To ten rodzaj książki, która porywa i której nie sposób odłożyć, ale której w ten sposób czytać się nie powinno. Trzeba dać jej czas, smakować niespiesznie, czego ja nie potrafię, pędząc do ostatniej strony. Stoga jest fotograficzką i to widać - jej teksty to wspaniałe obrazy, wysmakowane, pełne barw i nastroju. Autorka posługuje się piórem niezwykle sprawnie, tworząc zaskakujące i piękne ujęcia. Odebrałam tę książkę jako całość, ale każdy rozdział może być też osobnym opowiadaniem. Wszystkie teksty łączy zaś tematyka odejścia, śmierci, życia po stracie.
Pierwszy tekst zwodzi powtarzającymi się zdaniami o głównej postaci, która nie wie, co ją czeka, która spędza ostatnie chwile przed nieuniknionym. Przyznam, że ta taka zapowiedź książki mnie zniechęciła, brzmiała jak z taniego kryminału, to jednak dobrze przemyślany zabieg. Bo po śmierci nic nie jest takie same - ani dla osoby, która umarła, ani dla tych, którzy pozostali.
Utrata matki, z którą łączyła główną bohaterkę bardzo trudna relacja jest jeszcze boleśniejsza, bo towarzyszy jej żal za niewykorzystanymi szansami, świadomość, że nie udało się im znaleźć porozumienia. Teksty traktujące o życiu ludzi, którzy kogoś utraciły są pełne smutku i żalu. Natomiast opowieść o denatce, która narzeka na chłód kostnicy i rozmawia ze współzmarłymi zachwyca subtelnym humorem.
Zaskakujące są opowiadania niezwykle współczesne - spotkanie z księdzem i omawianie pogrzebu. Z księdzem obojętnym i beznamiętnym, który odbębnia obowiązek. Wspomnienie w jednym z tekstów pandemii było dla mnie jak uderzenie obuchem.
Trudno opisać teksty Stogi - wieloznaczne i różnorodne w formie. Każda strona to niespodzianka. Każde zdanie to zaskoczenie. Nie spodziewałam się tak wyważonej, przemyślanej publikacji.
Moja ocena: 5/6
Joanna Stoga, Las, pole, dwa sobole, 96 str., Wydawnictwo Seqoja 2020.