Powieść Śmierć jeździ audi jest jak duńskie kino (przynajmniej to, które znam i lubię) - nieprzewidywalna, groteskowa, pełna komizmu sytuacyjnego, ale i nostalgii i zadumy.
Asger prowadzi życie niby udane, ale jednak nie całkiem. Że nie całkiem okazuje się, gdy traci pracę. Nagle to życie nie jest już takie fajne i lukę trzeba zalać piwem albo czymś mocniejszym. To znowuż nie ma najlepszego wpływu na związek Asgera. Gdy przewraca się na rowerze, na którym w foteliku wiózł pasierbicę, porzuca go żona. Teraz pozostaje mu już tylko alkohol i telewizor. I czarne albo żadne myśli. Gdy kończy się kasa, Asger zaczyna rozglądać się za pracą. W branży reklamowej nie ma już szans, więc chwyta się czegokolwiek, a tym czymkolwiek jest opieka nad Waldemarem.
Waldemar ma wszystkie choroby świata, wegetuje w małym mieszkaniu na przedmieściach, w dzielnicy o najgorszej z możliwych renom. Nie jest na tyle chory, by potrzebował opieki non-stop, ale potrzebuje kogoś do towarzystwa i do tzw. pilnowania. Bo może zasłabnąć, stracić oddech, nie dać rady dojść gdzieś lub wrócić. Asger początkowo nie odnajduje się w okolicy, wszystko jest dla niego nowe i nieznane, ale stopniowo między mężczyznami nawiązuje się nić porozumienia. I życie toczyłoby się pewnie swoim spokojnym torem, gdyby nie pomysł Waldemara. Postanowił wyjechać do Maroka, gdzie podobno żyje cudotwórca i uzdrowiciel. Asger początkowo sądzi, że Waldemar widzi w tej wyprawie ostatnią deskę ratunku dla swojego zdrowia, ale stopniowo okazuje się, że w wyjeździe będzie chodzić o coś zupełnie innego.
Bang Foss stworzył powieść niekonwencjonalną, nie uniknął dłużyzn i słabszych fragmentów, ale to na pewno rzecz, która zapada w pamięć. To opowieść o przyjaźni, ale też o rozwoju, jaki przechodzą obaj mężczyźni. To droga fizyczna, ale i mentalna. Mnie urzekły komizm i groteska - nie przesadzone, ale na tyle obecne, że tworzą z tej powieści coś specyficznego.
Moja ocena: 4/6
Kristian Bang Foss, Śmierć jeździ audi, tł. Agata Lubowicka, czyt. Mikołaj Krawczyk, 236 str., Marpress 2022.