niedziela, 30 listopada 2025

"Wonderland" Hanna Nordenhök


 

"Wonderland" to trzy opowieści przeplatane krótkimi studiami przypadku – pozornie wszystkie te teksty nie mają punktów styczności, przynajmniej nie fabularnie, ale jednak coś je łączy. 
Wonderland to świat zmieniającej imiona kobiety. To osoba w kryzysie bezdomności, która kreuje się na młodszą nastolatkę. Między epizodami w lesie, na plaży, wśród innych osób na ulicy przebiera się za dziecko i wślizguje do innych domów. To bardzo niepokojąca, poruszająca historia rozgrywająca się w Stanach Zjednoczonych. 
Tymczasem w Szwecji mieszka inna kobieta, matka dwóch córek, której mąż wprawdzie jest czuły i kochający, ale poza tym ogląda dziecięcą pornografię. Jej życie to balans między spokojem i poczuciem bezpieczeństwa, a wiedzą o ciemnej tajemnicy męża.
Hiszpański dziennikarz odkrywa, że jego słynny kolega po fachu fabrykuje swoje historie, śledzi go i próbuje zdemaskować kłamstwa. W tym celu wyjeżdża z nim do Aten, gdzie właśnie panuje kryzys emigrancki, a potem wydaje książkę odkrywającą całą prawdę o koledze.

Każda z tych postaci powiązana jest w jakiś sposób z oszustwem, ale każda z nich też coś wypiera – traumę z dzieciństwa, czy minione grzeszki, coś nieokreślonego, co podejrzewamy, ale nie znamy szczegółów. Nordenhök napisała każdą z tych historii w innym stylu – najbardziej poruszyła mnie beznamiętność tej pierwszej, ale każda porusza niewygodne struny, bezpardonowo odkrywa brudy ukrywane przez każdą i każdego z nas. 

Książkę przeczytałam błyskawicznie, podoba mi się bardzo pióro Szwedki, ale nie pozostałam bez zastrzeżeń. Wyżej wspomniane studia przypadku nie wnoszą do fabuły nic nowego i zupełnie nie utkwiły mi w pamięci. Szkoda mi także, że autorka nie zdecydowała się w jakiś, choćby delikatny sposób, połączyć tych trzech opowieści, stworzyć klamry, ram? Po skończeniu lektury pozostałam ze sporym niedosytem. Niemniej podoba mi się tematyka, uchwycenie tematów aktualnych, bezpardonowe dotknięcie kwestii trudnych, bolesnych.

Moja ocena: 4/6

Hanna Nordenhök, Wonderland, tł. Justyna Czechowska, 240 str., Wydawnictwo Pauza 2025.

piątek, 28 listopada 2025

Stosikowe losowanie – grudzień 2025


Anna wybiera numer książki dla Katarzyny (w stosie 34 książki) – 33
Katarzyna wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1250 książek) – 1003
ZwL wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 17 książek) – 14
Guciamal wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 14 książek) – 2
Maniaczytania wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 17 książek) – 9
Agnes wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 250 książek) – 99
McDulka wybiera numer książki dla Anny (w stosie 244 książki) – 124

 

"Zbędni" Wojciech Chmielarz


 

W Kowarach byłam dawno temu i wróciłam do nich w tej powieści, choć w sumie za wiele się o samym mieście nie dowiedziałam. Za to wiem, że mieszkają tam mało sympatyczni ludzie. Na przykład taki Jan – pijaczyna zwany Jaśkiem, który klepie biedę i pilnuje pola kempingowego. Od piwa do piwa. Albo Alina i Mirek – niby dobre małżeństwo, a za drzwiami aż kipi od toksyczności. Do tego trzymają w domu dorosłego syna, bo coś przeskrobał, a w ich hotelu mieszka dziwna kobieta, której wszyscy się boją. 
No i Maria Szulej – policjantka, najmilsza z tego towarzystwa i jedyna na komendzie, która słucha swojego instynktu. Nie zapomnijmy o wójcie, który kombinuje z samochodami, o Belgu, który nie wiadomo czemu uparcie mieszka na kempingu, gogusiowatym koledze Darka, syna Aliny i Mirka.... Słabo w tych Kowarach. Do tego Jasiek po pijaku śmiertelnie potrąca kobietę, która nagle wtargnęła na drogę. Jest pijany, ale nie na tyle, żeby nie skojarzyć, że to mu wyjdzie na złe. Zakopuje więc ciało i zatapia się w wyrzutach sumienia, bo duch kobiety będzie go męczył i straszył. Tymczasem nikt zabitej nie szuka, a Jasiek chce się dowiedzieć, kim była. 
Maria Szulej natomiast śledzi poszukiwania zaginionego dziecka – mała Karolina została porwana i zniknęła na dobre. 

Chmielarz poszedł w wiele wątków, które wprawdzie się dobrze łączą i splatają, ale w tym procesie jednak mało jest prawdopodobieństwa. Nie kupuję tych zbiegów okoliczności i sentymentalizmu na linii dziadek - wnuczka. Nie jest to zły kryminał, ale też niczym szczególnym się nie wyróżnia. Intryga jest dość rozwleczona, więc słabo trzyma napięcie, samo przestępstwo też nie jest jasne, bo trudno się zorientować, co jest wątkiem wiodącym i na czym się skupić, a zakończenie obfituje w fajerwerki i miałam wrażenie, że jest ich o przynajmniej jeden za dużo. 

Chmielarz ma dobre pióro i talent do kreacji bohaterów, więc dobrze się tego kryminału słucha. Ja po prostu przyzwyczaiłam się u niego do wyższej klasy. 

Moja ocena: 4/6

Wojciech Chmielarz, Zbędni, 424 str., Marginesy 2024.

czwartek, 27 listopada 2025

"Tam na niebie są rzeki" Elif Shafak

 


Arthur, Narine i Zaleekah to trójka bohaterów tej powieści. Arthur rodzi się w wiktoriańskim Londynie jako syn pijaka i biedaczki, dorasta w koszmarnych warunkach, ale dzięki szczęśliwym zbiegom okoliczności podejmuje pracę w drukarni, a potem odkrywa swoją fascynację Mezopotamią, odcyfrowuje pismo klinowe i staje się naukowcem. Narine jest małą Jazydką, która dorasta w Turcji. Wraz z babcią i ojcem udaje się w 2014 roku do Iraku w okolice dawnej Mezopotamii, by przyjąć tradycyjny chrzest, w tym samym czasie ISIS rozpoczyna ludobójstwo na tej grupie, a rodzinie nie uda się uciec. Zaleekah jest hydrolożką, w 2018 roku bada rzeki i się rozstaje z mężem. Kobieta stoi na rozdrożu swojego życia, równocześnie wciąż walczy z demonami z przeszłości. 

Shafak towarzyszy tym trzem postaciom, by na końcu spleść ich losy, ale i ukazać szeroki wachlarz problemów. Przede wszystkim mamy więc wodę, którą autorka bada z różnych perspektyw. To przede wszystkim żywicielka, ale też żywioł, który niszczy i zabija. Woda przybiera różne postaci, jest tłamszona i niszczona przez człowieka – zanieczyszczeniami, ale i chowaniem jej pod budynkami, unicestwianiem, a w końcu niekontrolowaną budową tam. Woda służy jako środek transportu, ale i jako miejsce pochówku. Woda konserwuje i zabiera. Arthur rodzi się nad wodą, na błotnistym brzegu Tamizy, Narine ma zostać ochrzczona w urodzajnej dolinie Eufratu i Tygrysu, Zaleekah bada wiele rzek, zwłaszcza te zaginione. Shafak unaocznia, jak człowiek niszczy rzeki, nie dba o nie, ale i przez swoje działania zamienia je w nieobliczalny żywioł.

To jednak nie wszystkie aspekty tej powieści. Mamy też przecież szeroko zakrojoną kradzież archeologicznych artefaktów. Shafak wskazuje tu na wiele aspektów tego procederu – państwa kolonialne skwapliwie wywoziły, ale wiele razy też dzięki temu udało się zachować owe eksponaty, bo na miejscu zostałyby zniszczone. Dzięki niemu także Arthur mógł rozszyfrować pismo klinowe, choć wciąż miał głębokie poczucie, że miejsce tabliczek jest w Mezopotamii, a nie w Londynie.

Podejmując temat Jazydek, Shafak przypomina o tym ludobójstwie, ale i o niewolnictwie seksualnym i o wykorzystywaniu kobiet w działaniach wojennych. Przy okazji porusza jeszcze inną kwestię współczesnego niewolnictwa. Jakby tych tematów nie było mało, są tu jeszcze wątki LGBT, depresji, traumy i emigracji. 

Shafak dokonała wręcz tytanicznej pracy, prowadząc badania do tej powieści, zresztą obszerne posłowie pozwala lepiej sobie wyobrazić zakres researchu. Dla mnie jednak tych tematów jest deczko za dużo, poza tym miałam wrażenie, że bohaterowie wykreowani są po to, by być nośnikami owych przesłań, a nie na odwrót. Dlatego też żadna z tych historii mnie nie ujęła. Najciekawszym wątkiem jest ten wiktoriański, ale nie jest to opowieść oryginalna, choć, nie przeczę, najbardziej wciągająca. Pozostałe postaci są zbyt papierowe, w przypadku Narine zbyt idealne. 

O ile doceniam tę powieść i pracę, jaką w nią włożyła Shafak, to niestety brak u mnie zachwytu. Czytałam ją wyjątkowo długo i bez zaangażowania, a co za tym idzie, nie wywołała we mnie wielkich emocji. To moje drugie spotkanie z Shafak i ponownie nie nawiązała się tu nić porozumienia między autorką, a czytelniczką.

Moja ocena: 4/6

Elif Shafak, Tam na niebie są rzeki, tł. Natalia Wiśniewska, 528 str., Wydawnictwo Poznańskie 2025.

czwartek, 20 listopada 2025

"Podejrzany X" Keigo Higashino

 


Matka samotnie wychowująca córkę uwolniła się wreszcie od męża i ojczyma dziecka, który z kochającego mężczyzny zamienił się w awanturującego się alkoholika. Niestety po pięciu latach po rozwodzie zaczyna ją znów nachodzić. Gdy staje się agresywny wobec pasierbicy, matka z córką go zabijają. Obie są w szoku, ale wtedy nagle zjawia się sąsiad, genialny matematyk, który proponuje pomoc w pozbyciu się ciała i zatuszowaniu morderstwa. Kobieta się godzi i rusza machina, z której już trudno się jej będzie uwolnić.

Z drugiej strony komisarz Kosanagi próbuje wraz z kolegą rozwikłać zagadkę zabójstwa. Nie wie jednak, że za zatuszowaniem stoi geniusz. Sąsiad pomyślał bowiem o wszystkim i wziął pod uwagę wszystkie aspekty zbrodni. Kosanagiemu pomaga jednak przyjaciel ze studiów – fizyk Yukawa, który, jak się okazuje, w czasie studiów poznał sąsiada i wie, jak wybitny jest jego tok myślenia. Ten kryminał staje się więc starciem dwóch geniuszów, którzy próbują zatuszować lub rozwikłać morderstwo tylko za pomocą siły swoich umysłów.

Ten kryminał w swoim stylu przypomina staromodne dzieła tego gatunku – tu nie chodzi o akcję, wyścigi, ścielące się trupy, podróże, lecz tylko i wyłącznie o dedukcję. Vibe Agaty Christie i Sherlocka Holmesa pobrzmiewa na tych stronach, tyle że opakowany w japoński anturaż. Jeśli lubicie takie klimaty, na pewno ta książka was wciągnie. Mnie podeszła średnio. Owszem doceniam intrygę, ale nie przekonała mnie charakterystyka postaci. Najbardziej udany wydaje się sąsiad, ale stereotyp genialnego naukowca, który daje się zwieść bardzo ludzkim uczuciom jest wyeksploatowany i mnie nie zachwycił. Niemniej to porządna rozrywka, a japońskie klimaty nadają jej uroku.

Moja ocena: 4/6

Keigo Higashino, Podejrzany X, tł. Klaudia Ciurka, 384 str., Wydawnictwo Relacja 2025.

wtorek, 11 listopada 2025

"Krzywy kościół" Karin Lednická


Barbara mieszka w Karwinie, mieście górniczym i wiedzie szczęśliwy żywot. Ma udane dzieci i kochającego męża, a niebawem spodziewa się kolejnego potomka. W górniczej Karwinie wszyscy pracują na kopalni, gdy więc w 1894 zdarza się wypadek, niemal każda rodzina jest dotknięta tragedią. Nie inaczej jest w przypadku Barbary, która traci męża i syna. Kobieta wpada w rozpacz, a zgorzknienie będzie jej cechą aż do śmierci. Nie inaczej jest w przypadku małego Ludwika – i on traci ojca, a na wychowanie trafia do przypadkowej rodziny, która przygarnęła chłopca. Przyjaciółka Barbary – Julka – ucieka od agresywnego męża i szuka szczęścia w Ostrawie, gdzie w końcu znajduje miłość. Wreszcie córka Barbary – Basia – dzieli los wielu ciężko pracujących kobiet i matek, których mężowie pracują na kopalni. 

Te postaci i ich rodziny służą Karin Lednickiej do nakreślenia historii górniczej Karwiny – miasta, które już nie istnieje, bo współczesna Karviná powstała w innym miejscu. To jednak nie tylko dzieje górnictwa i opis skromnego, wypełnionego pracą życia, bo na ten rejon wielki wpływ miały wydarzenia ogólnoeuropejskie. I wojna światowa zabrała wielu mężczyzn, a wojenny lazaret zastąpił pobliskie sanatorium. Wraz z jej końcem nie nastąpił jednak pokój w tych okolicach – tereny między Cieszynem, Ostrawą czy Karwiną stały się kością niezgody między Polską, a nowo powstałą Czechosłowacją. Te walki bezpośrednio dotknęły mieszkańców, każdy mógł się stać celem nienawiści, a decyzja co do przynależności państwowej spędzała sen z powiek. Wiele z rodzin było mieszanych: polsko-czesko-śląskich, większość znała wszystkie języki. Jak w takiej sytuacji podjąć decyzję? 

O tym wszystkim pisze Czeszka, przyjmując perspektywę tych najbiedniejszych, najmniej wykształconych, najprostszych, którzy po prostu chcą żyć w pokoju, bez wojen, głodu i konfliktów. Lednická spisała sagę rodzinną, by zachować ówczesne nastroje, ale i pamięć o miejscowości, której już nie ma. Takie założenie jest jak najbardziej słuszne i dla mnie niemal gwarancją świetnej lektury, co potwierdzają wysokie oceny na portalu Goodreads. Tymczasem ja czytałam tę książkę wyjątkowo długo! Niestety Czeszce nie udało się uwieść mnie i spowodować zatopienie się w losach opisywanych postaci. Upatruję przyczyn w języku, który niestety nie ma potencjału angażującego. To raczej relacja, i to prosta relacja, nawet dialogi nie są "żywe". Bohaterek i bohaterów nie poznajemy przez ich czyny, lecz przez opisy ich działań, a te mają vibe wypracowania. Ten język jest drętwy i zupełnie nieporywający. Niestety uważam też za niezbyt udane tło historyczne – nie widzę tu faktycznej kroniki miasta, poza wybuchem na kopalni i stworzeniem uzdrowiska nie ma tu zbyt wiele miejskich opowieści. Spodziewałam się więcej kolorytu, opisu ściśle lokalnych wydarzeń, jakichś ważniejszych person, miejsc, a jest tego jak na lekarstwo. Brakowało mi też długo informacji na temat języka, Lednická dopiero na samym końcu wyciąga kwestię narodowości i języka, bo wtedy staje się aktualna w świetle wydarzeń politycznych. Rozumiem, że robi to celowo, ale równocześnie jej bohaterki i bohaterowie mówią przedziwną mieszanką, bo wplatają pojedyncze śląskie słowa, że aż się prosi, by choćby między wierszami wyjaśnić to czytelniczce, która nie zna historii Śląska Cieszyńskiego. 

Podchodziłam do tej książki, oczekując napisanej z rozmachem sagi rodzinnej z gruntownym tłem historycznym, więc moje rozczarowanie jest spore. Może rozpieściły mnie inne książki pisane w tym stylu, może faktycznie zbyt wiele oczekiwałam? To nie jest zła książka, ale w moim rankingu plasuje się bliżej czytadła niż dobrej powieści.

Za przekazanie mi tej książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak.

Moja ocena: 3,5/6

Karin Lednická, Krzywy kościół, tł. Joanna Goszczyńska, 448 str., Wydawnictwo Znak Horyzont 2025.

poniedziałek, 10 listopada 2025

"Alchemia" Katarzyna Zyskowska

 


Maria pozbierała się po tragicznej śmierci męża, dalej pracuje, wykłada, sama wychowuje córki i zakochuje się. Niestety wybranek jej serca ma żonę i dzieci. Co gorsza zazdrosną i podejrzliwą żonę. Marie i Paul świetnie się rozumieją na płaszczyźnie osobistej, ale co ważniejsze, także na zawodowej. Niestety opinii publicznej nie podoba się ten romans, a ujawnienie przez zazdrosną żonę listów kochanków wywołuje skandal. Jest on tak wielki, że grozi niemożnością przyjęcia przez Marię Nagrody Nobla. Tę opowieść przeplata historia młodej Manii, która jako osiemnastolatka przyjmuje posadę guwernantki na dworku gdzieś za Ciechanowem. Tam zakochuje się w synu chlebodawców, co wywołuje ostry sprzeciw tych ostatnich. Maria i Kazio trwają jednak w swojej miłości, ale do czasu.

Zyskowska naprzemiennie snuje te dwa wątki, próbując ukazać Skłodowską jako kobietę, kochankę, matkę, zwykłą osobę, którą targają namiętności, zmartwienia i rozterki. To kobieta, która żyje w czasach, gdy wciąż musi udowadniać, że jest tyle samo warta, co mężczyzna, że jej życie prywatne nie ma nic wspólnego z zawodowym, że ma prawo do miłości i do nauki. Praca naukowa noblistki nie odgrywa w tej książce pierwszych skrzypiec, jest obecna, ale autorka pragnie pokazać Marię, która jest normalną kobietą, a nie papierową geniuszką. W tym celu zapewne przejrzała mnóstwo materiałów, ale także w wielkim stopniu wsparła się własną fantazją, by stworzyć dialogi, przemyślenia i konkretne sytuacje.

To nie jest powieść, po którą sięgnęłabym z własnej inicjatywy, skusiła mnie akcja czytaj.pl i po lekturze mam odczucie, że jednak nie jest to literatura dla mnie. Gdyby ta historia nie dotyczyła Marii Skłodowskiej-Curie, zapewne porzuciłabym ją po kilku stronach jako obyczajówkę z mocnym wątkiem romansowym. Nie mam też poczucia, czy faktycznie czegoś się o naukowczyni dowiedziałam, bo przecież jej postać jest w dużej mierze produktem wyobraźni autorki. Owszem nie miałam pojęcia o romansie i nie wiedziałam wiele o rodzeństwie Skłodowskiej, ale z drugiej strony takich kwestii wolę dowiadywać się z biografii. Z tych powodów kończę te lekturę z mieszanymi uczuciami.

Moja ocena: 3,5/6

Katarzyna Zyskowska, Alchemia, 364 str., Wydawnictwo Znak Literanova 2024.


piątek, 7 listopada 2025

"Dom zła" Jakub Rutka


W 1994 roku w całkiem zwykłej rodzinie ojciec morduje żonę i dzieci. Nikt nie wie dlaczego, nagle, bez żadnych konfliktów i wcześniejszych oznak. Od tego czasu dom stoi opuszczony i uchodzi za nawiedzony. Trzydzieści lat później Jacek Gadowski prowadzi w lokalnym radiu audycję o niewyjaśnionych zbrodniach, równocześnie tworząc na ten temat podcast. Podczas audycji odbiera telefony od słuchaczy, którzy wypowiadają się na temat omawianych zbrodni lub opowiadają o swoich doświadczeniach. Pewnego dnia jednym z nich jest Karol, który zwraca uwagę Jacka na nawiedzony dom w Ostrołęce. Mimo że Gadowski mieszka od urodzenia w tym mieście, nigdy o tym miejscu nie słyszał, a temat szybko rozpala jego wyobraźnię. Dziennikarz zaczyna drążyć i omawiać zbrodnię sprzed lat na antenie, a Karol dzwoni ponownie, dorzucając kolejne rewelacje na temat domu duchów. Gdy dzwoni po raz ostatni zapowiada nieszczęście, które niebawem wydarzy się w tym miejscu – grupa nastolatków świętuje w nim osiemnastkę, a Karol sugeruje, że ktoś zginie. I tak faktycznie się dzieje, a Gadowski jest niemal świadkiem zbrodni, bo prosto ze studia udaje się na miejsce. 

Ciekawski dziennikarz prowadzi śledztwo na własną rękę – łączy oba wątki, ten z 1994 roku, ale i aktualne morderstwo, trafia przy okazji na brudy w rodzinie ofiary, które wydają się być przyczyną współczesnej zbrodni. Policja natomiast błądzi we mgle i gdyby nie Gadowski pewnie nigdy by sprawy nie rozwiązała. Łączniczką między tymi dwoma postaciami stanie się Paulina, młoda policjantka, którą dziennikarz poznaje podczas pierwszej wizyty w nawiedzonym domu. 

Debiut Rutki to sprawnie napisany kryminał, który autentycznie mnie wciągnął. Mimo wielu niedociągnięć fabularnych słuchałam go z przyjemnością i byłam ciekawa, jak autor rozwikła wątki. Dość szybko domyśliłam się wprawdzie zakończenia, ale w kryminałach bardziej interesuje mnie jednak sposób konstrukcji intrygi niż finał. Sama postać Gadowskiego jest ciekawym zabiegiem – nie czytałam jeszcze kryminału, w którym główny bohater byłby podcasterem z zajawką na niewyjaśnione zbrodnie. Owszem jest tu kilka dość nierealistycznych kwestii – brak zgody na ojca na porzucenie dziecka przez matkę (przecież musiał się na to zgodzić?), dziura fabularna w kwestii samego morderstwa czy nagłe zainteresowanie Pauliny psychologią – ale mimo wszystko dobrze się bawiłam, o ile tak można to określić, podczas lektury. 

Moja ocena: 4/6

Jakub Rutka, Dom zła, 368 str., Znak JednymSłowem 2025.


czwartek, 6 listopada 2025

"Dezorientacje. Biografia Marii Konopnickiej" Małgorzata Grzebałkowska


Do Konopnickiej-pisarki stosunek mam ambiwalentny. Nie czytam, nie przepadam, nie tęsknię za czytanymi w dzieciństwie utworami. Podobnie było więc z życiem autorki – ani mnie szczególnie nie interesowało, ani nie emocjonowało. Natomiast stosunek zdecydowanie jednoznaczny mam do Magdaleny Grzebałkowskiej. Lubię jej styl, jej sposób pisania, jej obecność w reportażu, jej odwagę w podejściu do materiałów i źródeł oraz fantazję w szkicowaniu realiów życia. 

Nie inaczej stało się w przypadku biografii Marii Konopnickiej, która mnie bez reszty wciągnęła i przedstawiła postać pisarki w wielu aspektach – jako matki, żony, kobiety pracującej, chorej, walczącej, patriotki. Konopnicka jako pisarka nie wysuwa się tu na pierwszy plan, to raczej kobieta ciągle zabiegana, walcząca o byt, spłacająca długi, szyjąca, troszcząca się, chora. Konopnicka to postać niejednoznaczna – z jednej strony opuściła męża, by zamieszkać samotnie w Warszawie, z drugiej strony to zaborcza, kontrolująca matka, preferująca niektóre ze swoich dzieci. To także anyklerykałka, która jednak oficjalnie się pokajała w kościele w obliczu grożącego ostracyzmu, patriotka, która walczyła o sprawę polską w całej Europie, przyjaciółka Marii Dulębianki. Ten wzbudzający emocje związek czy też przyjaźń między dwoma Mariami odgrywa dużą rolę w biografii, ale Grzebałkowska nie spekuluje i nie szuka sensacji.

Podczas lektury widać, jak tytaniczną pracę wykonała autorka, ile przeczytała listów, ale i książek z epoki, by jak najlepiej oddać jej atmosferę, ile przeprowadziła rozmów, ile przejrzała źródeł, zdjęć, map, dokumentów. Jak pisałam wyżej, mnie zupełnie nie przeszkadza to, że autorka jest tu obecna, że wspomina o sobie, że dopisuje możliwe rozmowy i listy – w przypadku Grzebałkowskiej jest to tak delikatne, dopasowane stylistycznie, nienachalne, że wypada zdecydowanie na plus.

Ciekawa biografia, którą czyta się niemal jak przygodówkę, polecam.

Moja ocena: 5/6

Magdalena Grzebałkowska, Dezorientacje. Biografia Marii Konopnickiej, 464 str., Wydawnictwo Znak 2024.

środa, 5 listopada 2025

"Spowita całunem" María Luisa Bombal


 

Zbiór opowiadań Marii Luisy Bombal uwiódł mnie tytułem i też tytułowe opowiadanie, zwane w posłowiu powieścią, uważam za najlepsze. Książka zawiera trzy dłuższe teksty i kilka bardzo krótkich, ale we wszystkich dominuje ten sam styl i myśl przewodnia. To historie ukazują nieszczęśliwe kobiety, zagubione w namiętności i uczuciach, kierujące się emocjami, przemierzające mgły i parki w poszukiwaniu nie wiadomo czego. 
Bombal stworzyła oniryczne teksty, w których granica między światem rzeczywistym a wyobrażonym jest płynna i w których bohaterowie, niezależnie od płci, są schematyczni i kierują się emocjami. Towarzyszy temu język kwiecisty i trudny w odbiorze. Pisząc trudny, mam na myśli raczej nudny, nie porywający, równie oniryczny jak treść.

Znając pobieżnie życiorys Bombal, nastawiałam się na teksty ukazujące kobietę jako postać wielowymiarową. Tymczasem widzę tu niezdecydowane niewiasty, kierowane uczuciami, zamknięte w swoim wewnętrznym świecie, w którym głównym wyznacznikiem działań są emocje. To nie jest typ prozy, który mnie pociąga, wiktoriańska wizja kobiet się nieciekawie zestarzała i nie mam potrzeby o niej czytać. Dostrzegam też w tych tekstach klasowość – to zawsze kobiety z wyższych warstw społecznych, które mogą oddać się swoim wizjom i emocjom, bo nie zaprzątają ich sprawy przyziemne. 

Napisałam, że tytułowe opowiadanie jest najciekawsze, a to ze względu na jego koncepcję i perspektywę – główna bohaterka leży na katafalku i czyni wiwisekcję swojego życia. Podobały mi się też powiązania między trzema najdłuższymi tekstami. Ale to niestety nie wystarczy, by wspominać tę lekturę z przyjemnością.

Moja ocena: 2/6

María Luisa Bombal, Spowita całunem, tł. Mateusz Lamch, 216 str., ArtRage 2025.

niedziela, 2 listopada 2025

Podsumowanie października 2025

 


Przeczytane książki: 13

Liczba stron: 3285

Przeczytane tytuły

– "Am Samstag gehen die Mädchen in den Wald und jagen Sachen in die Luft" Fiona Sironic
– "10 grudnia" George Saunders
– "Single Mom Supper Club" Jacinda Nandi
– "Meter pro Sekunde" Stine Pilgaard
– "Schwebende Lasten" Annett Gröscher
– "Russische Spezialitäten" Dmitrij Kapitelman
– "Nieprzyjaciel" Michael Crummey
– "Die schönste Version" Ruth-Maria Thomas
– "Dom mojej matki" Shari Franke
– "Mein Mann" Rumena Bužarovska
– "Źródła" Marie-Hélène Lafon
– "Ogród rozpaczy ziemskich" Beatriz Serrano
– "Im Herzen der Katze" Jina Khayyer

Najlepsza książka: "Schwebende Lasten", "Mein Mann", "Im Herzen der Katze"

sobota, 1 listopada 2025

"Im Herzen der Katze" Jina Khayyer

 


Śmierć, a właściwie zamordowanie, Jiny Mahsy Amini jest punktem wyjścia tej powieści. Główna bohaterka ma na imię Jina, mieszka we Francji i jest Iranką. Tytułowy kot to Iran, którego kształt przypomina to zwierzę. A serce Iranu możemy odkryć, udając się w literacką podróż z Jiną Khayyer.
Narratorka śledzi wydarzenia w Iranie, a szczególnie działalność jej siostrzenicy Niki oraz siostry Roi. Morderstwo jej imienniczki wstrząsnęło także nią, mimo że mieszka tak daleko. 
Jina wspomina swoją podróż do Iranu w 2009 roku. Mimo że jest Iranką, to była jej pierwsza wyprawa do tego państwa, w którym odwiedzała starszą, przyrodnią siostrę Royę oraz spotkała liczną dotychczas nieznaną rodzinę. To również opowieść o tym jak Iran widzi młoda Europejka, która wprawdzie zna perski, zna historię, literaturę, baśnie, zwyczaje, jedzenie, ale mimo to przeżywa szok. Ten szok powoduje sytuacja w kraju – sytuacja kobiet, ściganie wszelakich przejawów niesubordynacji wśród kobiet i mężczyzn, ciągłe życie w lęku, obserwowanie otoczenia, pilnowanie się. Przewodniczką Jiny i Roi jest Iman – kobieta, która funkcjonuje jako mężczyzna i pociąga Jinę, która jest lesbijką.

Ta podróż dla Jiny to odkrywanie Iranu – poezji, zabytków, historii, dotąd nieznanych tradycji. To świetny zabieg literacki, bo w ten sposób autorka przekazuje czytelniczce sporo wiedzy, unikając stylu rodem z podręcznika czy przewodnika turystycznego. Patrzymy na Iran oczyma Jiny i podobnie do niej dziwmy się, ale i współczujemy kobietom. Mamy ochotę stawiać te same pytania, nie dowierzamy, że ludzie w takich warunkach żyją, nie rozumiemy, dlaczego Roya wróciła do ojczyzny.

Powieść Khayyer oprócz tych wszystkich powyższych aspektów podejmuje przede wszystkim pytanie o ojczyznę i stosunek do niej. To historia o tęsknocie, tożsamości i ogromnym gniewie. To gniew kobiet, które mają dość ucisku, widzą jawną niesprawiedliwość i gotowe są wziąć na siebie najcięższe kary, by walczyć o wolność. Piękna powieść, warto!

Moja ocena: 5/6

Jina Khayyer, Im Herzen der Katze, 253 str., Suhrkamp Verlag 2025.

Stosikowe losowanie – listopad 2025

 


Katarzyna wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 5 książek) – 3
Maniaczytania wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 23 książki) – 18
Guciamal wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1250 książek) – 1111
ZwL wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 300 książek) – 189
McDulka wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 18 książek) – 11
Agnes wybiera numer książki dla Anny (w stosie 238 książek) – 45
Anna wybiera numer książki dla Katarzyny (w stosie 48 książek) – 48