piątek, 26 marca 2010

Statystyka marzec 2010

Przeczytane książki: 9 (w tym 2 audiobooki)
Ilo ść stron: 2151
Książki w ramach Projektu Nobliści: 0
Książki w ramach wyzwania południowego: 0
Książki w ramach wyzwania nagrody literackie: 0
Kraje w ramach wyzwania peryferyjnego: 1 Liban
Najlepsza książka: "Hakawati" Rabinah Alameeddine

Ilość książek w stosie: 106 (straciłam kontrolę)
ubyło -6
przybyło +12
- z podaja: 1
- z Tauschticket: 2
- z wymiany prywatnej: 4
- egzemplarze recenzenckie: 4
- pożyczone: 1

czwartek, 25 marca 2010

"O dwunastu miesiącach"


Ta książka musiała swoje odczekać na półce Czterolatki, zanim ją pierwszy raz przeczytałyśmy. Kilka miesięcy temu po przeczytaniu trzech stron usłyszałam krótkie "nie podoba mi si ę". Wcześniej Czterolatka zadała kilka pytań. Co to jest pasierbica? Czemu macocha i siostra jej nie kochały? Czemu siostra była brzydka? I gdy biedna Maruszka samotnie wyruszyła w zawieję śnieżną, Czterolatka miała dość.

Kilka dni temu ponownie wyci ągnęłyśmy książkę, Czterolatce spodobały się ilustracje Pawła Pawlaka. Przeglądała książkę strona po stronie i zaciekawiona poprosiła mnie o przeczytanie jednej z ostatnich. Zaproponowałam przeczytanie całej książki i udało się. Tym razem doczytałam do końca.

"O dwunastu miesi ącach" to baśń słowacka. Macocha i jej brzydka córka Holena chcą pozbyć się pięknej Maruszki więc wysyłają ją w styczniową zawieję, by nazrywała fiołków. Zzi ębnięta i głodna Maruszka trafia w górach na dwunastu mężczyzn, siedzących wokół ogniska. To dwanaście miesięcy, którzy pomagają Maruszcze spełnić żądania Holeny - dziewczyna przynosi z wypraw fiołki, poziomki i jabłka. Gdy wreszcie Holena wraz z matką wyruszają w góry i spotykają miesiące, zachowują się wobec nich tak samo niegrzecznie, jak wobec Maruszki. Styczeń karze je wywołując śnieżną zadymkę, podczas której obie zamarzają.

Czterolatka słuchała zainteresowana. Nadal pojawiały się pytania, tym razem o brzydotę/piękno (Czemu Holena była brzydka? Przecież ma taką ładną sukienkę.) oraz o zamarznięcie (Co to znaczy? Czemu nie wróciły z gór?) ale zdecydowanie nie widzę w oczach Czterolatki strachu. Książka za to jest świetnym pretekstem, by rozmawiać o miesiącach. Pory roku już przerabiałyśmy, teraz prościej dopasować jest do nich poszczególne miesiące.

Wspominałam już o ilustracjach Pawła Pawlaka. To już kolejna książeczka z jego ilustracjami i jak zawsze jesteśmy obie pełne zachwytu.

Dziś czytałam "O dwunastu miesiącach" kolejny raz:)

O dwunastu miesiącach, tł. Ligia Jasnoszowa, 48 str., Media Rodzina.

środa, 24 marca 2010

"Odłamek" Sebastian Fitzek


Puuuuh, ale książka. Fitzek namieszał niesamowicie. Nagranie miało ponad dziewięć godzin, a jeszcze na godzinę przed końcem wątki, zamiast spieszyć ku rozwiązaniu, coraz bardziej się gmatwały.

Marc Lucas, prawnik, który odrzucił karierę adwokata na rzecz pracy z trudną młodzieżą stracił żonę i nienarodzone dziecko. Wydarzyło się to kilka tygodni wcześniej, podczas wypadku samochodwego. Marc siedział za kierownicą, ale z wypadku nic nie pamięta. Ciągle walczy z traumą powypadkową i szokiem po utracie żony i dziecka. Podczas regularnych wizyt u lekarza, w celu zmiany opatrunku na karku, gdzie od czasu wypadku ma niebezpiecznie umiejscowioną drzazgę, Marc trafia na reklamę kliniki psychiatrycznej, w której przeprowadzana jest częściowa amnezja, w celu zapomnienia traumatycznych przeżyć. Marc, pod wpływem impulsu, odpowiada na ogłoszenie i składa w klinice wizytę lecz nie godzi się na eksperyment. Gdy opuszcza klinikę okazuje się jednak, że zniknęły wszystkie kontakty z jego telefonu komórkowego, nie działają jego karty kredytowe, a w jego nowym mieszkaniu ktoś mieszka - zmarła żona. Marc wraca do kliniki, ale w miejscu, gdzie był budynek, jest plac budowy. Marc bliski jest szaleństwa i próbuje rozwiązać zagadkę własnego istnienia.

I to jest dopiero początek. Fitzek wszystko skomplikuje jeszcze bardziej. Nie chciało mi się wierzyć, że uda mu się rozplątać wątki, rozwikłać zagadkę, nadać thrillerowi sens. Fitzek czyni to w sposób bardzo prosty, niewiarygodny wręcz. To najsłabszy punkt książki, podobnie jak kilka iście hollywoodzkich scen (nie mogę napisać, o które mi chodzi, żeby zbyt wiele nie zdradzić) ale sam thriller jest tak wciągający, że nieprzekonujące zakończenie mi, o dziwo, nie przeszkadzało.

Cieszę się, że książki słuchałam, bo zinterpretowana została po mistrzowsku. Chylę czoła przed lektorem, Simonem Jägerem, który potrafi wspaniale modulować głos, oddać napięcie powieści oraz kondycję psychiczną i fizyczną wszystkich bohaterów. Rewelacja.

1 czerwca ukaże się kolejny thriller Fitzka pod uroczym tytułem "Kolekcjoner oczu":)

Moja ocena: 5/6

Sebastian Fitzek, Splitter, czytał Simon Jäger, Lübbe.

"Hakawati" Rabinah Alameddine


Zastanawiacie się czasem jak wyglądały wieczory sto, czy dwieście lat temu? Mnie przed oczami staje izba, ogrzewana ogniem z pieca kaflowego. Widzę babcię, a wkoło niej grupę dzieci. Babcia opowiada baśnie i przypowieści, snuje wspomnienia z własnych dziecięcych lat. Dzieci to uwielbiają. Pamiętam jeszcze jak sama męczyłam babcię o tylko jeszcze jedno opowiadanie. Nie chcę ocierać się o banał więc nie będę pisać, jak takie wieczory wyglądają teraz. Ale ludzie się nie zmienili - nadal chętnie słuchają. Tylko hakawatich chyba mniej.

Hakawati to człowiek, który zawodowo opowiada. Gawędziarz jednym słowem. Mam wrażenie, że na Bliskim Wschodzie kultura opowiadania jest o wiele większa i przetrwała erę telewizji i komputerów. A może się mylę i piszę to pod wpływem powieści Rabiha Alameddine.
Posłuchajcie, opowiem wam, o czym jest ta książka:)

Osama al-Charrat wraca po latach spędzonych na emigracji do Libanu, by towarzyszyć ojcu w ostatnich dniach życia. Przy łóżku ojca spotyka całą rodzinę - ciotki, wujków, siostrę, kuzynów i kuzynki. Każda z postaci jest barwna, na swój sposób ciekawa. Osama wydaje się być najbardziej spokojny, stoi nieco w cieniu. Jest bowiem hakawatim, snuje opowieść o swojej rodzinie. Wszak nie on jest najważniejszy lecz historia, którą opowiada. Czytelnik poznaje więc lata dziecięce Osamy, losy członków jego rodziny oraz pochodzenie jego przodków, a zwłaszcza dziadka, który był hakawatim. Rodzinne dzieje przeplatają się z orientalnymi legendami: o Fatimie, która została kochanką dżina, o średniowiecznym bohaterze Bajbarsie, który został sułtanem świata arabskiego. Nie brak tu wielu krótkich przypowiastek i anegdot.

Mimo tak wielkiego nagromadzenia wątków, nie miałam problemu w podążaniu za każdą z historii. Alameddine, jak prawdziwy hakawati, potrafi opowiadać zajmująco. Zdaję sobie sprawę, że wszystkie historie w jakiś sposób się wiążą i uzupełniają. Odszukiwanie ich związków będzie jednak możliwe dopiero podczas ponownej lektury. Czytając pierwszy raz, trudno doszukiwać się aluzji, zbyt bardzo wciąga akcja, zbyt bardzo chce si ę poznać dalszy bieg wydarzeń. Alameddine naszpikował swoją powieść setkami odwołań, postaci historyczne przeplatają się z demonami i postaciami biblijnymi. To ogromne pole do poszukiwań i rozważań.

Alameddine stał się więc hakawatim - nie znam jednak jego głosu, nie przycupnęłam na krzesełku w starej herbaciarni, by wysłuchać jego gawęd. Sięgnęłam po opasłą ksią żkę, niezbyt wygodną w czytaniu, z czego się wprawdzie cieszę. Wolałabym jednak słuchać. Ba, kto by nie wolał???

Moja ocena: 5/6

Rabih Alameddine, Hakawati, tł. Anna Gralak, Maria Makuch, Mateusz Borowski, 662 str., Znak.

czwartek, 18 marca 2010

Preis der Leipziger Buchmesse 2010

Nagroda została przyznana powieści Georga Kleina "Roman unserer Kindheit" (Powieść naszego dzieciństwa). To po części autobiograficzna, po części magiczna powieść o dzieciństwie w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku w mieście na południu Niemiec. Dzieci spędzają lato wśród bloków i ogródków działkowych, gdzie trafiają na dziwne postaci. Jedn ą z nich jest głuchy hodowca papużek, który przepowiada śmierć jednego z nich. Na dzieci czeka konfrontacja ze złem.
Książka ukazała się 12 marca w wydawnictwie rowohlt.

środa, 17 marca 2010

Targi Książki w Lipsku

Jutro rozpoczyna się w Lipsku wielkie święto książki, które potrwa do 21 marca. Co roku w marcu odbywają się w Lipsku Targi Książki, których jesiennym odpwiednikiem są targi we Frankfurcie. W tym roku szczególną uwagę poświęcono książkom dla dzieci, komiksom, książkom do słuchania oraz literaturze z Europy Wschodniej i Środkowej. Targom towarzyszy bogaty program - liczne spotkania autorskie i wystawy. W trakcie targów przyznawana jest również nagroda Targów Książki w Lipsku (Preis der Leipziger Buchmesse), do której nominowane są książki w trzech kategoriach: beletrystyka, literatura popularnonaukowa, tłumaczenie. Już jutro po południu poznamy zwycięzców.

piątek, 12 marca 2010

"Higiena mordercy" Amélie Nothomb


Prétextat Tach - to ceniony pisarz, laureat Nagrody Nobla, który stoi u końca swojego życia. Ma 82 lata i cierpi na syndrom Elzenveiverplatza - zwany także rakiem chrząstki. Nieliczne przypadki tej choroby zostały odnotowane w XIX wieku wśród morderców. Tach szczyci się jednak swoją chorobą i na kilka miesięcy przed śmiercią godzi się na udzielanie wywiadów. Swoich sił próbuje kilku dziennikarzy. Tach jednak to niełatwa sztuka. Nie zachęca jego fizjonomia - Tach jest bardzo otyły, epatuje szkaradną powierzchownością. W parze z brzydotą idzie jego charakter - złośliwy, nadęty, pyszałkowaty. Trzech pierwszych dziennikarzy zwątpi podczas wywiadu w swoje umiejętności. Dopiero czwarta osoba dostaje szansę przeprowadzenia dłuższej rozmowy, podczas której poznajemy przeszłość Tacha. Ponadto Nothomb wkłada w usta pisarza szereg komunałów o życiu, dziennikarzach, literaturze, czytelnictwie.

Można odnieść wrażenie, że autorka próbowała stworzyć powieść o percepcji literatury, osobowości pisarzy, motywach pisania i czytania. Wedle Tacha większość czytelników czyta książki, nie odkrywając ich głębi, nie rozumiejąc ich. Nothomb sugeruje czytelnikowi głębię swojej powieści, możliwość wydobycia z niej czegoś więcej niż sama akcja (której nota bene brak). Ja odebrałam jednak jej książkę jako zbiór banalnych spostrzeżeń skondensowanych w bardzo małej pigułce.

To druga książka Nothomb, po którą sięgnęłam. I drugie rozczarowanie.

Moja ocena: 2/6

Amélie Nothomb, Higiena mordercy, tł. Joanna Polachowska, 181 str., Muza.

wtorek, 9 marca 2010

"Nieznane przygody Mikołajka" Sempé/Goscinny


Jak dziś pamiętam pierwszą wizytę w bibliotece, w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Pani bibliotekarka pokazywała nam katalog książek i poprosiła o podanie ulubionego pisarza. Pierwsza wyrwałam się do odpowiedzi dumnie oznajmiając, że to oczywiście Astrid Lindgren. Jak można się domyślić, moje wizyty w szkolnej bibliotece były bardzo częste. Poznawałam coraz więcej pisarzy i po jakimś czasie zorientowałam się, że jest kilka książek, na które trzeba polować. Biec pędem, gdy tylko zadzwoni dzwonek i czyhać czy ktoś nie zwrócił pożądanej książki. Najbardziej oblegane były książki o Dorotce w Krainie Oz i Mikołajki. Nieliczne, zaczytane do granic możliwości egzemplarze przechodziły z rąk do rąk, a największym marzeniem było posiadanie ich na własność. Gdy, już jako starsza uczennica, zaczęłam pełnić w bibliotece dyżury, odkryłam na której półce jest miejsce najukochańszych książek. Dotąd skrzętnie pielęgnuję wspomnienia chwil spędzonych w bibliotece - podczas lekcji panowała w niej błoga cisza, a ja mogłam przechadzać się wśród wypełnionych książkami półek, czytać do woli drogocenne egzemplarze Mikołajka i śmiać się do łez z najukochańszą przyjaciółką - Justyną. Wtedy te kilka zaledwie regałów wydawało mi się być najpiękniejszą biblioteką pod słońcem.

Wszystkie te wspomnienia wróciły, gdy sięgnęłam dziś po "Nieznane przygody Mikołajka". Wszystkie książeczki o Mikołajku kupiłam w 2006 roku, kilka miesięcy po narodzinach pierworodnej. Książki niby dla niej, ale na pewno domyślacie się, że wszystkie pochłonęłam jednym ciągiem:) "Nieznane przygody Mikołajka" musiały do nich dołączyć. Nie odstraszyła mnie dość wysoka cena tej przecież dość szczupłej książki.
Z rozkoszą zatopiłam się w lekturze i mam niedosyt - za mało! Za mało historii i za mało ilustracji, a przecież to już definitywnie koniec. Ale to nic, będę miała okazję powtórzyć spotkania z Mikołajkiem jeszcze przynajmniej dwa razy - bo przecież będę je czytać i córce, i potem synowi. Będziemy przyglądać się ilustracjom, i tym czarno-białym, i tym kolorowym. Będziemy szukać na nich Alcesta (to ten gruby), Ananiasza (ten w okularach), Gotfryda (ten z zadartym nosem), Euzebiusza (ten wielki). Poteem rozpoznamy i Kleofasa, i Rufusa i Maksencjusza. Dzieci będą z zapartym tchem śledzić przygody Mikołajka, a ja znów wrócę w myślach do szkolnej biblioteki, poczuję tamtejszy zapach książek i uśmiechnę się na myśl o tym, jak serdecznie i beztrosko potrafiłyśmy z Justyną się śmiać.

Goscinny/Sempé, Nieznane przygody Mikołajka, tł. Barbara Grzegorzewska, 188 str., Znak.

"Fantastyczne samobójstwo zbiorowe" Arto Paasilinna


Kraje skandynawskie zazwyczaj przodowały w smutnej statystyce samobójstw. Teraz pałeczkę pierwszeństwa przejęły kraje bałtyckie ale Finlandia nadal mieści się w czołówce, o czym można się przekonać tu. Finowie o tym wiedzą i co więcej potrafią się z tego faktu śmiać. Skąd o tym wiem? Przeczytałam powieść Arto Paasilinny:)

W Juhannus, święto obchodzone w środku lata, najwięcej Finów popełnia samobójstwo. Dyrektor Onni Rellonen również ma taki plan. W jego celu zabiera pistolet i wybiera się do pewnej stodoły. Tam spotyka pułkownika Hermanniego Kemppainena właśnie próbującego się powiesić. Obaj panowie zawierają znajomość i przenoszą się do willi Rellonena, gdzie ich znajomość staje się bardziej zażyła i gdzie rodzi się pomysł zjednoczenia wszystkich przyszłych samobójców. W tym celu zamieszczone zostaje ogłoszenie w gazecie, na które odpowiada ponad sześciuset Finów. Dyrektor i pułkownik organizują sympozjum, którego uczestnicy, świetnie się bawiąc, postanawiają wyruszyć w podróż, by popełnić zbiorowe samobójstwo w znacznie ciekawszych okolicznościach przyrody:) Na szczęście jest wśród nich właściciel firmy przewozowej, który oddaje do dyspozycji swój nowiutki luksusowy autokar. Całe towarzystwo wyrusza wpierw do najbardziej wysuniętego na północ punktu Norwegii. Tam jednak ich podróż się nie kończy, niedoszli samobójcy wyruszają w szaloną podróż po Europie. Podróż pełną przygód, podczas której obozują, jedzą, piją i zachwycają się krajobrazami. Ochota na samobójstwo coraz szybciej opuszcza uczestników wyprawy, życie staje się zbyt piękne.

Powieść Paasilinna to satyra fińskiego społeczeństwa i fińskiej duszy. W autobusie zasiadają przedstawiciele wielu zawodów, kobiety i mężczyźni, osoby o różnej przeszłości i doświadczeniach, a każda postać składa się na portet współczesnej Finlandii. Zamiarem autora było z pewnością napisanie powieści pełnej czarnego humoru - myślę jednak, że jest on najbardziej czytelny dla Finów lub osób dobrze znających ten kraj. Nie opuszczało mnie wrażenie, że czegoś nie dostrzegam i jestem pewna, że wielu niuansów nie zauważyłam.

Warto sięgnąć jednak po tę książkę, warto wybrać się do Finlandii i poznać sekrety i zmartwienia fińskiej duszy.

Moja ocena: 4/6

Arto Paasilinna, Fantastyczne samobójstwo zbiorowe, tł. Bożena Kojro, 254 str., Kojro.

poniedziałek, 8 marca 2010

"U nas wszystko dobrze" Arno Geiger


Philipp dziedziczy wielki dom po dziadkach. Raźnie przystępuje do porządków i remontu - zupełnie nie interesują go rodzinne pamiątki - fotografie, listy, jakieś karteluszki i fotografie. Wszystko ląduje w metalowym kontenerze. Tak jak usuwa zanieczyszczenia gołębi z poddasza, tak niszczy historię swojej rodziny. A jaka to historia? Geiger ukazuje migawki z życia trzech pokoleń, sceny z życia, impresjonistyczne wręcz obrazy. Przemieszczamy się między rokiem 1938 a 2001. Najstarsze pokolenie to Richard - minister i Alma, która porzuciła pracę, by prowadzić dom i pszczelarnię. Spotykamy ich jeszcze dwa razy - jako rodziców nastoletniej córki oraz jako schorowanych staruszków. Drugie pokolenie to ich dzieci - Ingrid i Otto, który zginął na wojnie. Ingrid natomiast wbrew woli rodziców poślubia Petera - wiecznego studenta i w oczach Richarda nieudacznika. W latach siedemdziesiątych trafiamy na Ingrid i Petera, borykających się z własnym życiem, rodziców dwójki dzieci: Sissi i Philippa. Sceny z życia owej rodziny wydają się być pretekstem do ukazania historii Austrii oraz zmian społecznych.

Książka otrzymała w 2005 roku niemiecką nagrodę - Deutscher Buchpreis - i wywołała wśród krytyków skrajne opinie. Mnie daleko jest do zachwytów. Mam wrażenie, że Geiger próbował stworzyć dzieło monumentalne na mierę Budenbrooków. Po części mu się to udało - całkiem zgrabnie przeplata losy rodzinne i państwowe, snuje paralele i obserwuje rozwój społeczny. Bardzo podoba mi się jego sposób postrzegania świata - sposób w jaki opisuje sceny rodzinne. Dokładny aż do bólu, zwrazca uwagę na każdy szczegół, bardzo plastycznie oddaje nastrój chwili. Jedną z najlepszych scen jest opis śmierci Ingrid - autentycznie czułam ciarki na plecach.
Ale gdy spojrzę na całość, to niestety muszę przyznać, że się rozczarowałam i momentami wręcz wynudziłam.
Znowu jednak muszę stwierdzić, że przekonana jestem, iż na mój odbiór powieści kolosalny wpływ miał fakt, że poznawałam ją w formie audiobooka. Tekst czyta sam autor, a czyni to po prostu strasznie. I nie chodzi mi tu o akcent wiedeński, do którego można się szybko przyzwyczaić i który sam w sobie jest bardzo szarmancki ale o zupełny brak modulacji głosu. Geiger monotonnie czyta, nie podkreśla pytań, nie moduluje głosu - no katastrofa! Mam nauczkę, żeby przesłuchać fragment zanim kupię kolejnego audiobooka.

Moja ocena: 3,5/6

Arno Geiger, Es geht uns gut, czytał autor, dtv.

czwartek, 4 marca 2010

Społeczność moli książkowych

Wspominałam tutaj kilka razy o niemieckim portalu społecznościowym dla moli książkowych - lovelybooks. Nawet chodził mi głowie pomysł przeniesienia idei na polski rynek. Ale o ile na książkach jeszcze jakoś się znam, to na informatyce niestety niezabardzo:) No i co odkryłam kilka dni temu - lubimy czytać. Podoba się wam? Założycie konto? Ciekawa jestem czy lubimy czytać rozrośnie się tak jak lovelybooks i ciekawa jestem czy portal powstał we współpracy z lovelybooks.
Sama jeszcze nie założyłam konta na lubimy czytać, już teraz wiem, że czasowo nie dam rady zadomowić się na portalu, ale z ciekawości pewnie zajrzę i może z czasem się wciągnę? Na lovelybooks po pierwszym efekcie nowości nastąpiła u mnie stagnacja i zaglądam tam od przypadku, do przypadku. Nadal wolę przeglądać blogi książkowe.

środa, 3 marca 2010

"Kiedy zegar wybije dziesiątą" Agnieszka Błotnicka


Janek skazany na wakacje z ojcem ląduje w nudnym Kazmierzu nad Wisłą. Dużo bardziej wolałby pojechać z kumplami na obóz piłkarski. Niestety jego świadectwo pozostawia dużo do życzeń i mama zorganizowała mu wartościowe wakacje. W Kazmierzu poznaje syna właścicielki pensjonatu, w którym zamieszkał z ojcem. Kuba to typ kujona, wilebiciel zagadek matematycznych, czytujący Euklidesa do poduszki. Mama Kuby niecałkiem bezinteresownie zapoznaje chłopców. Jak można się domyślić wakacje zapowiadające się jako nuda stulecia robią się całkiem atrakcyjne gdy obaj chłopcy trafiają na trop zagadki detektywistycznej. Wspólnie śledzą podejrzanych typów i usiłują rozwikłać pewien szyfr.


Agnieszka Błotnicka stwarza bohaterów pełnych życia, realistycznych, których można polubić. Bohaterem jej powieści jest także Kazimierz - urokliwie opisuje uliczki miasteczka, jego okolice, zabytki, wąwozy. Mnie zachęciła do wizyty w tym mieście.
Powieść Błotnickiej to jednak nie tylko zagadka kryminalna, to także powieść o przyjaźni, o miłości i o rodzinie. Czytając ją przypominiały mi się czasy gdy pochłaniałam książki Niziurskiego, Bahdaja czy Nienackiego.

Moja ocena: 4/6

Agnieszka Błotnicka, Kiedy zegar wybije dziesiątą, 334 str., Nasza Księgarnia.

Z niemieckiego podwórka - co Niemcy czytają w lutym

Regularnie zaglądam na publikowaną co tydzień listę bestsellerów w Spieglu. Lista ta publikowana jest regularnie od 1971 roku i daje pogląd o książkach, które zanotowały najwyższą sprzedaż na rynku niemieckojęzycznym. Listę sporządza magazyn buchreport na podstawie danych z 350 księgarń. Szczególnie interesuje mnie lista książek w trwadej oprawie, bo to nowości. Książki w miękkiej oprawie ukazują się dopiero jakiś czas po premierze. Z moich obserwacji wynika, że w Polsce tak nie jest - często widziałam ofertę tej samej premierowej książki w oprawie miękkiej i twardej. Ciekawi mnie dlaczego polskie wydawnictwa mają taką strategię?
Ale wracając do listy bestsellerów. Zaglądam na aktualną i co widzę: na pierwszym miejscu najnowszy kryminał Martina Sutera "Der Koch" ("Kucharz"), na drugim "Axolotl Roadkill" Heleny Hegemanm, a na trzecim znów kryminał, tym razem skandynawski, "Leopard" Jo Nesbo.
Wśród pozostałych miejsc nadal utrzymuje się Herta Müller ze swoją najnowszą powieścią "Atemschaukel".

Par ę słów chciałam poświęcić jednak powieści z drugiego miejsca. To debiut literacki osiemnastoletniej Heleny Hegemann. Książka jej zebrała niespotykanie dobre recenzje, krytycy chwalili młodą pisarkę za pomysł i tematykę. Tymczasem na początku lutego jeden z blogowiczów zarzucił autorce plagiat książki "Strobo" również napisanej przez blogowicza. Zarzuty okazały się być uzasadnione, dotyczą one części tekstu, które w następnych wydaniach mają otrzymać przypisy. Sama autorka wskazała na rozluźnienie zasad kopiowania i praw autorskich, związane z aktualną transformacją. Niemniej wydawnictwo podjęło stosowne kroki w celu uzyskania pozwolenia na wykorzystanie fragmentów powieści "Strobo", a sama powieść nadal nominowana jest do Nagrody Targów Książkowych w Lipsku. Streszczenie problematyki zamieszczone jest w niemieckiej wikipedii.
Na niemieckich blogach książkowych przeczytałam bardzo odbiegające od siebie recenzje "Axolotl Roadkill" - wygląda na to, że będę musiała sama przeczytać debiut Hegemann.