Dość świeżo po przeczytaniu Dymów nad Birkenau i nadal w trakcie lektury Historii gestapo niekoniecznie miałam ochotę na powrót do obozowych tematów. Mimo to sięgnęłam po powieść Gortata, nie do końca zdając sobie sprawę jak dalece tę tematykę porusza.
Henryk - młody, zagubiony i zastraszony przez ojca-tyrana chłopak, odnajduje swój azyl w grupie stworzonej przez starszego kolegę o pseudonimie A.H. Proste, klarowne reguły, wierność i honor jako motto życiowe, nienawiść do Żydów, bezdomnych i ułomnych - to nadaje ramy życiu Henryka, w grupie nazywanego Heinrichem. Zadziorni, bezczelni, dumni ze swoich przekonań wprowadzają ostre reguły. Gdzieś w sercu Henryka tkwi jednak odrobina dobra - jego sprzeciw na współuczestniczenie w gwałcie kończy się dla chłopaka fatalnie.
W tym momencie autor przenosi akcję w przeszłość, do Birkenau. Obozowe wydarzenia poznajemy z punktu widzenia różnych osób - więźniów, kapo, gestapowców, a także psa. Gortat opisuje sceny brutalne, okrutne, przerażające - przyjazd transportu, selekcje, eksperymenty Mengele, gazowanie, palenie, próby ukrycia noworodków. Ze stosami trupów, wyrywaniem złotych zębów, dzieleniem przywiezionych przez więźniów bagaży i topieniem noworodków kontrastuje spokojne życie niemieckich rodzin w cieniu obozu, troska o ciężarną żonę pozostawioną w Niemczech czy chronienie brata przed prawdziwym piekłem obozu.
Gortat kreśli cienką granicę, która dzieli ludzkość od zezwierzęcenia. Ocierają się o nią i przekraczają ją nie tylko niemieccy oprawcy, ale także niektórzy więźniowie. Brak tu jednak ocen, osąd jest tutaj tylko domeną czytelnika.
Obozowe sceny odbierają dech i poruszają do głębi. Tylko że raczej czytelnika młodszego lub nie wyrobionego w tym temacie. Ja nie mogłam pozbyć się wrażenia wtórności, bardzo wyraźnie odczuwałam, że to fikcja literacka, mimo że wiem, że Gortat opisuje wydarzenia prawdziwe.
Podczas gdy współczesne rozdziały tworzą konsekwentną fabuła, wydarzenia obozowe tworzą rozsypankę, przypominają okruchy, fotografie. Autor z pewnością celowo dekonstruuje obozową rzeczywistość, naświetla sceny z różnych stron, tworząc obozowy mikrokosmos. Wydaje się, że to miejsce położone w innym wymiarze czasu, miejsce, gdzie ludzie zapomnieli o swoim sercu i ulegli zezwierzęceniu.
Najciekawszy wydaje mi się zabieg wprowadzenia zwerzęcia, które odczuwa i myśli i które, w przeciwieństwie do ludzi współczuje. Pies wabi się Mensch czyli człowiek - ten wybór imienia to bardzo ironiczny zabieg. Podczas gdy ludzie dzielą się na szczury i wilki, tylko pies zachowuje w sobie ludzkość.
Na końcu książki autor powraca do współczesności, do leżącego w szpitalu Henryka, którego życie ma szanse się zmienić. Mimo, że odczuwałam niedosyt po przeczytaniu tego krótkiego zakończenia, to podobało mi się, że jest niejednoznaczne, otwarte, zmuszające do dalszych przemyśleń.
Myślę, że Gortat pisał swoją książkę z myślą o młodszym czytelniku, mając na uwadze przestrogę a może i lęk przed odrodzeniem się nacjonalistycznych idei. Skłonna jestem stwierdzić, że szanse na trafienie w gust młodzieży są spore. Niemałą rolę odegra tu na pewno styl autora - proste, często krótkie zdania, wartka fabuła przekonują.
Moja ocena: 4/6
Grzegorz Gortat, Szczury i wilki, 266 str., Nasza Księgarnia 2009.