wtorek, 30 listopada 2021
Stosikowe losowanie grudzień 2021
poniedziałek, 29 listopada 2021
"Latarnicy" Emma Stonex
niedziela, 28 listopada 2021
"Żałobnica" Robert Małecki
piątek, 26 listopada 2021
"Turbulencje" David Szalay
środa, 24 listopada 2021
"Co dzień zawdzięcza nocy" Yasmina Khadra
Na moje pierwsze spotkanie z literaturą Algierii wybrałam powieść Yasminy Khadry - pisarza dość znanego i tłumaczonego na wiele języków, mając nadzieję na bliższe poznanie algierskiej kultury. Mój wybór był słuszny, powieść jest bardzo głęboko osadzona w realiach, a jej akcja rozpoczyna się w latach 30. XX wieku i trwa aż do współczesności.
Głównym bohaterem jest Younes/Jonas, którego poznajemy jako kilkuletniego chłopca. Rodzina Younesa klepie biedę, nieszczęśliwy splot okoliczności, ale także zależność od kolonizatorów doprowadziły do takiego stanu. Ojciec chłopca stracił wszystko i widzi, jak ostatnia szansa na dobre plony także zostaje stracona w pożarze. Wtedy rodzina wyrusza do Oranu w nadziei na odmianę losu. Oczywiście ojciec nie jest świadomy, że w Oranie będzie jednym z wielu nieszczęśników bezskutecznie szukających dobrej pracy. Ulokowana w koszmarnych warunkach żona stara się związać koniec z końcem, opiekując się niepełnosprawną córką, podczas gdy ojciec spędza całe dnie na próbie zapewniania rodzinie bytu. Na przeszkodzie, oprócz braku pracy w mieście, stoi mu także własna duma. Nie jest on w stanie przyjąć pomocy brata - aptekarza, a nawet kilku groszy od syna, który z dumą próbował pomóc rodzinie własną pracą. Prędzej czy później ojciec będzie musiał przełknąć dumę i oddać syna na wychowanie bratu. Tam Younes ma szansę na inne życie - wuj ożenił się z potomkinią francuskich kolonialistów i prowadzi dostatnie życie. Chłopiec dostanie nowe ubrania, odpowiednie pożywienie, ale i dostęp to edukacji, a także nowe imię. Od tej chwili będzie Jonasem, który odnajdzie przyjaciół wśród francuskich dzieci.
Powieść Khadry to historia życia Jonasa - jego niespełnionej miłości, ale także jego przyjaźni. Trzej jego najbliżsi przyjaciele wprawdzie wywodzą się z rodzin francuskich, mają jednak inne tło społeczne, różne wychowanie i pochodzenie. Jonas natomiast zawsze żyje na krawędzi między arabskim pochodzeniem, a francuskim otoczeniem. Tłem historii Jonasa są wydarzenia historyczne - II wojna światowa, której macki dotrą także do Algierii, a przede wszystkim ruch wyzwoleńczy i walka o niepodległość. Powieść utrzymana jest w bardzo nostalgicznym tonie - wiele tu opisów przyrody, miast, zwykłego, codziennego życia zarówno ze strony arabskiej jak i francuskiej. Nostalgia ta dotyczy utracenia tego, co zbudowało wiele pokoleń Francuzów, ale także arabskiej, nomadzkiej przeszłości. Khadra nie dzieli, nie zajmuje stanowiska, jest raczej świadkiem historycznego biegu wydarzeń. Sama postać Younesa jednak nie będzie potrafiła zyskać sympatii czytelniczki czy czytelnika. Mimo ogromu jego rozważań i myśli bardzo trudno uchwycić jego charakter i zrozumieć motywację konkretnych działań. Począwszy od nikłego pragnienia odwiedzania matki i siostry, a na całkowitej bierności skończywszy. I nie mam tu na myśli wątku miłosnego, który nie odgrywa tu nawet wiodącej roli, ale męską przyjaźń. Mimo wielu przytyków chłopiec akceptuje swoich przyjaciół, co jest zrozumiałe, ale jego zachowanie jako dorosłego mężczyzny już zupełnie nie. Younes zawsze jest odmienny i nie burzy się w okresach odrzucenia, co więcej na końcu powieści wydaje się o nich zupełnie nie pamiętać. To człowiek, który boi się podejmowania decyzji, płynie z nurtem i cierpi w milczeniu - brakuje mi jednak motywacji takiego postępowania. Mimo tak wielu stron o jego przemyśleniach, trudno wysnuć jakiekolwiek wnioski na temat rzeczywistego stosunku chłopca do przybranych rodziców, przyjaciół czy algierskiej rewolucji. Bardzo szkoda, że autor stworzył takiego bohatera, bo to skądinąd dobra i ciekawa powieść, a bardziej wyrazista postać na pewno dodałaby jej kolorytu.
Mimo to nie żałuję czasu poświęconego lekturze, a czytałam tę książkę długo, bo faktycznie sporo dowiedziałam się o budzącej się algierskiej państwowości, ale także o zwykłym życiu na tym obszarze.
Moja ocena: 4/6
Yasmina Khadra, Die Schuld des Tages an die Nacht, tł. Regina Keil-Sagawe, 348 str., Ullstein Verlag 2010.
wtorek, 23 listopada 2021
"Dziobak literatury. Reportaże latynoamerykańskie" red. Beata Szady
niedziela, 21 listopada 2021
"Co pozwala powiedzieć noc" Pierre J. Mejlak
piątek, 19 listopada 2021
"Mam na imię Marytė" Alvydas Šlepikas
poniedziałek, 15 listopada 2021
"Kriegsenkel" Sabine Bode
Sabine Bode jest autorką książki o niemieckich dzieciach wojny, czyli dorosłych, którzy urodzili się w latach 30. i 40. oraz ich traumatycznych przeżyciach. W ramach spotkań autorskich z osobami, które odnalazły się w opowieściach zawartych na kartach jej książki, regularnie zaczęła się do niej zwracać inna grupa ludzi, którą autorka później nazwała wnukami wojny. To niemieckie pokolenie urodzone w latach 60. i początku lat 70., których rodzice urodzili się w czasie wojny.
Okazuje się, że przeżycia wojenne rodziców, z których często sami nie zdawali sobie sprawy (ze względu na wiek czy wyparcie) mają wpływ na kolejne pokolenia. Zaznaczyć tu trzeba, że owa generacja wnuków z tematem wojny była ekstremalnie często konfrontowana w szkole, do tego stopnia, że wiele młodych ludzi zaczęło odrzucać chęć jakiejkolwiek rozmowy o wojnie, także w rodzinie. Choć i tam temat był trudny. Ze względu na ówczesne podejście do dzieci, według którego sądzono, że nie są one w stanie pamiętać wydarzeń z wczesnych lat lub że owe wydarzenia nie mają wpływu na ich psychikę, nie zdawano sobie sprawy, jak głęboka i jak bardzo wyparta jest trauma tych dzieci.
Bode przedstawiła w książce wiele osobistych historii, które poznała podczas długich rozmów. Wiele z jej rozmówców tematyzuje trudny stosunek do rodziców. Dopiero po latach przemyśleń i często pomocy okazuje się, że jest on wynikiem traumy, jaką rodzice przeszli w dzieciństwie. Wydarzenia wojenne nie pozwalają matkom nawiązać emocjonalnej więzi z dziećmi, czynią z nich często osoby zgorzkniałe, zagubione, działające jak robot. Tych schematów zachowań jest wiele, w zależności od przeżyć - ucieczki, śmierci bliskich, bombardowań, gwałtu, utraty wszystkiego. Co ciekawe wiele z tytułowych wnuków cierpiało na niewyjaśnione bóle, symptomy czy miało powtarzające się koszmary - w każdym z tych przypadków były one powtórzeniem przeżyć rodziców.
Bardzo ciekawe są wątki rozliczeniowe, gdy okazuje się, że ukochany dziadek był w SS czy pracował w obozie. Takie odkrycie jest zawsze dla generacji wnuków traumatyczne i trudne do przepracowania.
Bode świetnie pokazuje zjawisko dziedziczenia traumy czy traumy pokoleniowej - na podstawie autentycznych wypowiedzi, z przykładami, z szerszym tłem społecznym. By dobrze zrozumieć tę książkę, trzeba mieć pewną wiedzę na temat społeczeństwa niemieckiego i przemian socjologicznych po wojnie oraz tego, jak przekazywany był temat wojny w mediach, szkołach czy przez polityków.
To bardzo ciekawa, poszerzająca perspektywy lektura.
Moja ocena: 5/6
Sabine Bode, Kriegsenkel, 368 str., Klett-Cotta 2010.
piątek, 12 listopada 2021
"Pachinko" Min Jin Lee
Pachinko to wielowątkowa saga zasadzona na historii Sunji - młodej Koreanki, która zmuszona jest opuścić rodzinną wioskę i przenieść się do Osaki. Autorka snując bowiem opowieść o rodzinie Paek, opisuje realia historyczne Koreańczyków od początku XX wieku. Uciskane i podległe Japończykom państwo cierpi pod coraz cięższymi restrykcjami, a wielu młodych Koreańczyków jedyną szansę na poprawienie losu widzi w emigracji do Japonii, gdzie mogą podjąć pracę w fabrykach. Koreańczycy to obywatele drugiej kategorii, z marszu rozpoznawani w Japonii ze względu na akcent, ale także przypisywane im stereotypowe cechy - gwałtowność, nieokrzesanie i chęć do współpracy z yakuzą.
Sunja o tym wszystkim nie wie. Jest niewykształconą dziewczyną, która zupełnie nieświadomie i nie z własnej woli wyjeżdża do Japonii. To jednak pracowita kobieta, która poświęca swoje życie mężowi, dzieciom, rodzinie i oczywiście pracy. Gdy w domu brakuje pieniędzy, wpada na pomysł dorabiania - to może być praca w polu, ale także przyrządzanie i sprzedawani kimchi czy słodyczy. Dla niej życie w Japonii formalnie nie różni się od życia w Korei, ale dla jej męża już bardzo, zwłaszcza gdy zostaje aresztowany z powodu rzekomych powiązań z ruchem rewolucyjnym Koreańczyków. W tle perypetii rodzinnych przewijają się bowiem wielkie historyczne wydarzenia: protesty, ruchy rewolucyjne, a przede wszystkim II wojna światowa, która zabiera życie wielu młodym Japończykom. W wyniku ataku na Nagasaki ucierpi szwagier Sunji, który nigdy nie wyjdzie z kalectwa.
Nie chcę pisać tu więcej o samej historii rodziny, bo to ona jest siłą napędową narracji i zmusza czytelnika do przewracania kolejnych stron. Dodam jednak, że podoba mi się brak zaskakujących zwrotów akcji. Autorce udało się uniknąć kina akcji na stronach książki, nie ma tu wstrząsających odkryć, nagłych przyspieszeń akcji, ukrytych w szafie rodzinnych trupów. Jest natomiast normalne, spokojne życie pełne bólu i pracy, ale także z wieloma szczęśliwymi chwilami.
Najciekawszy w tej książce jest wątek tożsamościowy. Min Jin Lee skupia się na wielowymiarowości integracji Koreańczyków w społeczeństwie japońskim. To bardzo złożony i indywidualny proces. Są Koreańczycy, którzy pragną się zasymilować, są tacy, którzy cierpią z powodu japońskich uprzedzeń do tego stopnia, że nawet w trzecim pokoleniu czują się Koreańczykami. Autorka opisuje, z jakimi szykanami spotykają się Koreańczycy na co dzień (odnawianie pozwolenia na pobyt nawet u osób urodzonych w Japonii, które nie władają koreańskim), nie zapominając o wspomnieniu o różnorodności podejścia wśród samych Japończyków. Już dla tego faktu warto sięgnąć po tę książkę. Autorka nie zapomina także o podziale Korei i konieczności zdefiniowania przynależności narodowej, ale także o diasporze koreańskiej w USA. Bohaterowie powieści naznaczeni są tym dylematem i to on ma ogromny wpływ na ich decyzje życiowe. Samo pachinko jest tu symbolem niestabilności koreańskich emigrantów, którzy jak bezwolne kulki poddani są decyzjom japońskich polityków.
Sama narracja wprawdzie wciąga od pierwszych stron, ale nie utrzymuje poziomu do końca. W pewnym momencie staje się nieco nużąca i wiem, że brzmi to, jakbym przeczyła sama sobie, w końcu powyżej chwalę autorkę za to, że uniknęła spektakularnych zwrotów akcji. Jej narracja jest jednak także dość skąpa w uczucia, co być może jest wynikiem charakteru Koreańczyków, a zarazem przeładowana postaciami. W drugiej części powieści pojawia się ich jeszcze więcej, niektóre tylko krótko zarysowane i niestety dalej nie pociągnięte (np. homoseksualny przyjaciel policjant). Odniosłam wrażenie, że autorka chciała ukazać jak najwięcej fenomenów (pachinko, prostytucja, schadzki w parku, yakuza, samobójstwo itd), ale zabrakło już miejsca na ich pogłębienie. Mimo to polecam tę książkę, być może jako wstęp do pobieżnego poznania historii Korei.
Dodam jeszcze, że miejscami miałam problem z językiem i nie wiem, czy nie jest to wina decyzji tłumaczki. Od czasu do czasu w wypowiedziach pojawiają się słowa mocne, przekleństwa, które zupełnie nie pasują do tonu pozostałych wypowiedzi danej postaci i niekoniecznie wyrażają w danym momencie wielki gniew czy wzburzenie.
Moja ocena: 4/6
Min Jin Lee, Pachinko, tł. Urszula Gardner, 576 str., Czarna Owca 2017.
środa, 10 listopada 2021
Statystyka październik 2021
Przeczytane książki: 10
wtorek, 9 listopada 2021
"Wie halte ich das nur alles aus?" Sibylle Berg
poniedziałek, 1 listopada 2021
Stosikowe losowanie listopad 2021
Guciamal wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 5 książek) - 4