wtorek, 4 lutego 2020

"Wir sind die Wolfskinder" Sonya Winterberg



Wolfskinder, czyli wilcze dzieci to nazwa określająca dzieci, które po II wojnie światowej pozostały na obszarze Prus Wschodnich. Dzieci te miały różnorakie losy, łączyło je jedno - samotność. Gdy zbliżała się Armia Czerwona Niemcy z Prus Wschodnich podejmowali różne decyzje. Najczęściej były to kobiety z dziećmi i wnuczętami, bo mężczyźni albo zginęli na wojnie, albo zaginęli albo zostali w ostatnim momencie powołani do walki. Wiele z tych kobiet zdecydowało się na ucieczkę - wędrując srogą zimą, walcząc o miejsce w pociągu gubiły czasem dzieci. Inne rodziny decydowały się zostać w domach, spodziewając się, że Rosjanie nie są tak groźni jak głosi poprzedzająca ich przybycie fama. Niestety ta decyzja była bardzo brzemienna w skutki - kobiety były zawsze brutalnie gwałcone, czego świadkiem były dzieci. Po spotkaniu z Rosjanami najczęściej dzieci chowały zgwałcone na śmierć matki i musiały radzić sobie same. Te kobiety, które przeżyły umierały prędko z głodu, bo po wojnie w kiedyś bogatych i żyznych Prusach nie było jedzenia. Rosjanie rozkradli wszystkie zapasy, a najczęściej po prostu wszystko niszczyli i palili. Ludzie byli tak strasznie głodni, że gdy zabrakło śmieci, kory, odpadków, wysyłali dzieci na Litwę, by tam żebrały. Podczas tych nielegalnych wyjazdów dzieci ginęły. Niektóre nie miały dokąd wracać, niektóre nie potrafiły odnaleźć drogi, inne trafiały do sowieckich więzień. Większość z nich tworzyła grupy i żyła w litewskich lasach. Litewscy gospodarze, choć biedni, bardzo często litowali się na dziećmi i przygarniali je. Niestety nie było to łatwe, bo za przyjęcie niemieckiego dziecka groziły sowieckie represje. Dzieci więc nie mogły mówić po niemiecku, zmieniały imię i nazwisko, nie chodziły do szkoły, traciły kontakt z rodzeństwem.

Sonya Winterberg udała się na Litwę, by spotkać ostatnie żyjące wilcze dzieci i poznać ich losy. Niestety nie są to szczęśliwe losy. Prawie wszyscy rozmówcy podkreślają dobroć Litwinów, którzy mimo biedy i niebezpieczeństw przysposabiali dzieci, ale ze względu na sowieckie represje prawie żadne z dzieci nie poszło do szkoły. Młodsze dzieci zapomniały język ojczysty, wyparły wiele szczegółów z pamięci, starsze często też nie miały możliwości używania języka. Z powodu braku wykształcenia już jako dorośli skazani byli na ciężką pracę fizyczną i biedę, która bardzo doskwiera na stare lata, ponieważ wszyscy dostają najniższą emeryturę. Dzieci te żyły w głębokiej traumie - wszystkie pochowały własnymi rękami przynajmniej jedną osobę, wszystkie widziały gwałty, wszystkie tęsknią za uczuciem, dotykiem, poczuciem przynależenia do kogoś. Dopiero po uzyskaniu przez Litwę niepodległości mogą poprzez Czerwony Krzyż odszukać swoje rodziny, którym udało się dotrzeć do Niemiec. Dla wielu z nich to nieoczekiwane szczęście, dla niektórych kolejna trauma, gdy krewni w Niemczech odżegnują się od biednej rzekomej rodziny ze wschodu.

W przypadku tych dzieci wojna nadal trwa - większość nigdy nie miała szansy na przezwyciężenie traumy i ułożenie sobie szczęśliwego życia. Prawie wszyscy zaznali ogromnej biedy. Ta książka to straszne, poruszające losy dzieci, które całe życie musiały borykać się z piętnem winy. Bo to właśnie one były obarczane winą za wojnę, chociaż rodziły się w latach 1934-1944. 

Książka Winterberg porusza, zasmuca, ukazuje kolejne oblicze wojny, myślę, że w Polsce raczej nieznane. Warto po nią sięgnąć i nie być obojętnym!

Moja ocena: 5/6

Sonya Winterberg, Wir sind die Wolfskinder. Verlassen in Ostpreußen, 336 str., Piper 2014.

1 komentarz:

  1. Kiedyś po nią sięgnę, w tej chwili mam ochotę na coś lżejszego :) Ciekawy blog ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń