wtorek, 27 września 2011

"Gratka dla małego niejadka" Emilia Dziubak



Dawno nie recenzowałam książek dla dzieci - przez całe lato byliśmy poza domem, miałam więc utrudniony dostęp do naszej biblioteczki. Ale wracam wreszcie i pragnę zaprezentować wam prawdziwą perełkę.

Znacie książki kucharskie dla dzieci? Na pewno tak - jest ich przecież tak wiele. Emilia Dziubak stworzyła jednak coś wyjątkowego - to niby książka kucharska, ale brak tu typowych przepisów, nudnych poleceń i nieciekawych zdjęć potraw. Dziubak wpadła na świetny pomysł - u niej warzywa to główni bohaterowie, a mały czytelnik jest współtwórcą książki. Posłuchajcie, postaram się wam opowiedzieć jak tego dokonała.

Już na pierwszych stronach traficie na wywiad z marchewką. Tak, z marchewką. I to nie wszystko, wywiad przeprowadził niezwykle dociekliwy liść laurowy:



Kolejne strony zatrzymały moją prawie Sześciolatkę na dłużej - witaminy od dawna są u nas na tapecie. Przy każdym posiłku głowiłam się jak odpowiadać na liczne pytania dotyczące zawartości witamin. No bo kto spontanicznie wie jakie witaminy są w płatkach kukurydzianych albo w krewetkach:) Ja niestety nie:( Teraz wystarczy jeden rzut oka do Gratki:


Po tych wiadomościach Dziubak zamieściła przepisy pogrupowane w kilka działów: przekąski, zupki, dania główne, desery i napoje. Każdy przepis przedstawiony jest w inny sposób i każdy zachęca wpierw do wspólnej dogłębnej lektury i wyszukiwania szczegółów. Najbardziej zachwyciły nas obrazkowe spisy składników:




Taki opis wykonania jak na ostatniej ilustracji bardzo przemówił do mojej córki i obawiam się, że najbliższe weekendy spędzimy w kuchni:)

Pisałam wcześniej, iż autorka angażuje dzieci do współtworzenia książki. Robi to w różnoraki sposób: są tu obrazki do kolorowania, zadania do rozwiązania czy potrawy do ozdabiania, np. pierniczki:




Na końcu mały czytelnik pozna smakoszy, czyli zwierzątka, które także przepadają za warzywami, na przykład stonkę:


"Gratka dla małego niejadka" to pozycja wyjątkowa - łączy w sobie wiele walorów - z tą książką nie tylko będziemy gotować, czy poszerzać wiedzę z zakresu żywienia, ale także umożliwimy dziecku zamianę we współautora. Wydawnictwo albus po raz kolejny wydało książkę, która zachwyca. 
Zachęcam was także do odwiedzenia bloga książki oraz strony autorki.


Emilia Dziubak, Gratka dla małęgo niejadka, 96 str., Wydawnictwo albus 2011

"Der gute Liebhaber" Steinunn Sigurðardóttir



"Der gute Liebhaber" czyli Dobry kochanek to najnowsza powieść Steinunn. Tytuł to przewrotny, ironiczny niemal, ale i zaskakujący.

Karl przyjeżdża po siedemnastu latach do rodzinnego Reykjaviku. Dzięki niezwykłemu zbiegowi okoliczności poznaje przedziwną kobietę, jak się okazuje sąsiadkę jego dawnej miłości Uny. Karl opuścił bowiem miasto gdy Una dała mu niespodziewanego kosza i równocześnie zmarła jego ukochana matka.
Wyjechał do USA, gdzie zrobił zawrotną karierę i jest teraz bardzo bogatym człowiekiem. Przez wszystkie te lata jednak ciągle kochał Unę, a wobec przypadkowych kochanek wypracował sztywny rytuał. Nigdy nie spotykał ich ponownie, nigdy nie opowiadał o swoim prywatnym życiu i zawsze starał się im dać jak największą rozkosz. Ten rytuał złamał tylko raz, po nocy spędzonej z Doreen Ash, której odpowiedział na kilka prywatnych pytań. Do Doreen, która jest psychoterapeutką, zadzwoni także, gdy wyląduje w domu poznanej w Reykjaviku sąsiadki. Karl interpretuje spotkanie przyjaciółki Uny jako znak i pragnie nawiązać kontakt z dawną miłością, boryka się jednak z wątpliwościami. Dzięki Doreen historia ma szczęśliwy finał, a zakochana para opuszcza Islandię.

Losy Karla i Uny oraz ich dalsza historia wydają się być banalne, ale to nie one stoją w centrum powieści. Steinunn pokusiła się o szczegółową analizę miłości, zahacza (jak we wszystkich swoich powieściach) o aspekt przemijania, śmierci oraz wreszcie tematyzuje centralny punkt pracy Doreen Ash czyli losy mężczyzn wychowanych na maminsynków. Stwierdzić można, że autorka potwierdza wszelkie stereotypy na ten temat, zwłaszcza gdy opisuje samotną matkę Karla, która w synu widziała wszystko oraz jego wielką miłość do matki. Czytelnik nie może się jednak wyzbyć uczucia, że wszystkie rozważania podszyte są nutką ironii, a po każdym stwierdzeniu Steinunn stoi delikatny znak zapytania. Karl pozornie pasuje do teorii Ash, ale tylko pozornie - w wielu punktach wymyka się stereotypowi - zachęcam was, przeczytajcie sami w jaki sposób autorka ujęła ten aspekt.

Steinunn wprawdzie analizuje i przedstawia różne rodzaje i odcienie miłości, ale brak tu moralizatorstwa czy dydaktyzmu, wiele za to, tak typowych dla niej, poetyckości, zadumania, spokoju. Dla tej książki trzeba mieć czas - ja nawet odłożyłam ją w połowie, a po kilku dniach dosłownie pochłonęłam końcówkę. Podczas czytania zachwyciło mnie świetne tłumaczenia i piękna okładka - zobaczcie sami!


Moja ocena: 4,5/6

Steinunn Sigurðardóttir, Der gute Liebhaber, tł. Coletta Bürling, 223 str., Rowohlt 2011

niedziela, 25 września 2011

Stosikowe losowanie - runda 10/11


Zapraszam do zgłaszania się do rundy 10. Pary rozlosuję 1 października, a na przeczytanie książki mamy czas do końca miesiąca.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.
2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.
3. Wylosowaną książkę należe przeczytać do końca miesiąca.
4. Mile widziana recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.
5. Podsumowanie losowania wraz z linkami znajduje się w zakładkach u góry strony.
6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną częścią cyklu, można zacząć czytanie od pierwszego tomu.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaną liczbą książek w stosie.

środa, 21 września 2011

"Die glücklichste Nation unter der Sonne" Þórarinn Eldjárn


Z ogromną przyjenością przeczytałam trzynaście opowiadań Þórarinna Eldjárna - jednego z najbardziej znanych islandzkich eseistów, syna trzeciego prezydenta tej północnej republiki.
Zbiór ten właśnie ukazał się na niemieckim rynku w ramach szeroko zakrojonego programu tłumaczeń literatury islandzkiej, który towarzyszy tegorocznym Targom Książki we Frankfurcie. Islandia odgrywa na nich szczególną rolę, gdyż jest gościem honorowym.

Þórarinn Eldjárn zaskoczył mnie treścią i kompozycją swoich opowiadań. Żadnego z nich nie mogę nazwać typowym. Mimo że w większości z nich ani razy nie pada słowo Islandia, to uważny czytelnik odczuje wiele nawiązań do kraju, jego kultury czy języka. Przez opowiadania pobrzmiewa specyfika położenia, zaludnienia i języka, tradycja literacka Islandii i historia kraju. Autor z przymrużeniem oka obserwuje swoich krajan, dostrzega ich słabości i przywary, ale opisuje je z ogromną dozą sympatii.

Wspaniałe jest opowiadanie, w którym autor w niezwykle dowcipny sposób opisuje ogromne znaczenie słów "w przeliczeniu na jednego mieszkańca". Okazuje się bowiem, że stosując taki przelicznik Islandia ma największą ilość szachistów światowej rangi, noblistów czy też śpiewaków operowych w La Scali. A możliwe jest to dzięki temu, że Islandię zamieszkuje tylko 318000 obywateli.

Pewnego dnia do bardzo odległego północnego fjordu przybija statek z rodziną wikingów - przypadkowi obserwatorzy stwierdzają, że zarówno łódź jak i żeglarze mówią i zachowują się jak pierwsi osadnicy na Islandii. Cały naród obserwuje ich zachowanie dzięki potajemnie zainstalowanym kamerom, ale przygoda nie kończy się dobrze. Zachwycający pomysł i świetna pointa mnie zachwyciły.

Do średniowiecza nawiązuje ostatnie opowiadanie: kilku mężczyzn zakończyło właśnie niezwykle pracochłonną rekonstrukcję domu torfowego, jakie były budowane w Islandii jeszcze do II wojny światowej. Dom powstał na użytek filmu historycznego. Zanim robotnicy zaczną świętować swój sukces odwiedza ich urzędnik z najbliższej miejscowości wraz ze starym ojcem, który urodził się w podobnym domu oraz reżyserem. Trudno opisać złość i rozczarowanie mężczyzn, gdy starzec krytykuje ich pracę. Ich wybuch złości kończy się pijacką balangą, której nieoczekiwane skutki poznają dopiero na drugi dzień. 

Opowiadania Þórarinn Eldjárna zachwycają wyrafinowanym humorem, spostrzegawczością, niewielkimi dziwactwami nawet. I warto zauważyć, że pointa opowiadań zauważalna jest także dla czytelnika zagranicznego, choć pewna jestem, że Islandczycy wyczują w tekstach o wiele więcej "smaczków". Polecam!

Moja ocena: 5/6

Þórarinn Eldjárn, Die glücklichste Nation unter der Sonne, tł. Coletta Bürling, 155 str., Conte Verlag 2011.

piątek, 16 września 2011

"Lekarze" Noah Gordon


Wiele lat temu pochłonęłam trylogię Gordona o Medicusie i jego potomkach. Nie są to książki najwyższych lotów ale porządna literatura historyczna, zapewniająca dobrą rozrywkę czytelnikowi. Mając te książki w pamięci, sięgnęłam po "Lekarzy" tego samego autora i .... załamałam się. Poważnie się zastanawiam czy faktycznie Gordon napisał wszystkie te powieści. Nie przypominam sobie, by styl Medicusa był zły, nie wykluczam, że przez tych paręnaście lat mój gust się zmienił, ale to, co na płaszczyźnie językowej zaprezentował w "Lekarzach" przechodzi moje możliwości percepcji. Zdania są toporne, drewniane na niewiarygodnie niskim poziomie. Czarę goryczy dopełniło bardzo średnie tłumaczenie. Nawet biorąc pod uwagę, iż "Lekarze" są jedną z pierwszych powieści Gordona, nie potrafię zrozumieć jak ta sama osoba mogła napisać tak różne językowo książki. 

Ale to nie koniec krytyki. Treść jest może tylko o pół oceny lepsza od stylu. Gordon opowiada historie kilku młodych lekarzy, pracujących w tym samym szpitalu. Wszyscy stoją u progu kariery, a staż na oddziale chirurgicznym ma pomóc zdobyć pierwsze szlify w zawodzie. Równocześnie jest to dla nich czas kiedy próbują sobie ułożyć życie prywatne - ich związki jednak pełne są zawirowań i kłopotów. 
Gordon próbuje także naszkicować problemy zawodowe - konkurencja, praca pod presją czasu, niepowodzenia, konsekwencje podejmowanych decyzji. Napisałam próbuje, bo żaden z wątków nie jest pogłębiony, a losy bohaterów zupełnie nierealne. Jedynym plusem książki jest to, że czyta się ją naprawdę szybko. Gdyby nie to, na pewno bym jej nie skończyła. 
Zdecydowanie odradzam.

Moja ocena: 2/6

Noah Gordon, Lekarze, tł. Jacek Makojnik, 438 str., Książnica 1999.

czwartek, 15 września 2011

"Illustrado" Miguel Syjuco


Ciało znanego filipińskiego pisarza Crispina Salvadora zostaje wyłowione z Hudson River. Salvador miał wielu wrogów, w swoich powieściach nie stronił od krytykowania Filipin i nie unikał szczerego wypowiadania swojego zdania. Jego protegowany, młody pisarz Miguel Syjuco nie jest pewny czy śmierć mentora była zabójstwem czy samobójstwem. Jego wątpliwości potęgują się gdy odkrywa zaginięcie najnowszego manuskryptu Salvadora - powieści "The Bridges Ablaze", która miała być rozrachunkiem z korupcją i gierkami filipińskiej elity.
Syjuco wyrusza więc na Filipiny, by odkryć prawdę o pisarzu. 

Powieść Syjuco balansuje stale między fikcją, a prawdą. Wymyślony przez niego Salvador wydaje się być postacią autentyczną - co podkreślają przypisy podające dane gazet, z których pochodzą cytaty z wywiadów z nim. Młody pisarz, mający przecież takie samo imię i nazwisko, jak autor, wydaje się mieć wiele punktów stycznych z biografią tego ostatniego. 
Wyrafinowana konstrukcja książki wymaga od czytelnika całkowitego zatopienia się w lekturze. Syjuco pracuje na wielu płaszczyznach, rozróżniając je krojem czcionki. Opowiada on więc historię życia Salvadora cytując z pisanej przez Syjuco biografii mistrza, opisuje życie młodego pisarza oraz aktualne wydarzenia podczas podróży na Filipiny, a nieznany narrator komentuje jego działania. I to nie wszystko. Powyższe wątki przeplatane są fragmentami z bogatego dorobku Salvadora, wywiadami z nim, fragmentami blogów, e-mailami i wreszcie dowcipami.

Opowiadając dzieje Salvadora, Syjuco przemyca w swojej powieści niemal dwieście lat historii Filipin, opisuje aktualną sytuację w kraju, przetasowania polityczne, problemy z muzułmańskimi ekstremistami z południa kraju oraz życie nocne w Manilii. 
Równocześnie porusza bardzo ciekawy dla mnie problem tożsamości narodowej pisarza, żyjącego zagranicą oraz obrazu współczesnej literatury filipińskiej.

Sam Syjuco urodził się i ukończył szkołę w Manilii, studiował jednak na Uniwersytecie Columbia oraz doktoryzował się na Uniwersytecie w Adeleide, mieszka w Kanadzie. Swoje powieści tworzy w języku angielskim, jednak odczuwalny jest jego silny związek z ojczyzną. "Illustrado" zostało zresztą uhonorowane w 2008 roku Man Asia Literary Prize. Syjuco próbuje uwolnić się od postkolonialnego nurtu - jego powieść jest taka, jakiej od współczesnej literatury dowolnego kraju oczekuję: komentuje aktualne wydarzenia, przedstawia współczesne życie, nie stroniąc od wycieczek historycznych, a równocześnie zaskakuje rozwiązaniami literackimi.
Zachwyciła mnie bowiem elokwencja Syjuco - jego powieść pełna jest odwołań literackich - są tu cytaty z Miltona i Cervantesa, nawiązania do Borgesa i Prousta. To prawdziwa uczta literacka, a wyszukiwanie tych smaczków daje czytelnikowi ogromną satysfakcję.

W zeszłym tygodniu miałam przyjemność wraz z Chihiro być na spotkaniu z Miguelem Syjuco, które odbyło się w ramach Internationales Literaturfestival w Berlinie. Osoba prowadząca spotkanie była świetnie przygotowana, a pisarz rozmowny i niezwykle ujmujący.
Autor przede wszystkim wyjaśnił znaczenie tytułu powieści. Pojęciem Illustrados określano młodych Filipińczyków, którzy z końcem XIX wieku opuścili ojczyznę, by studiować w Hiszpanii. Ci młodzi ludzie wracali do kraju bogatsi nie tylko o wiedzę, ale także "oświeceni" czyli gotowi do przeprowadzenia rewolucji i zapoczątkowania zmian na Filipinach.

Syjuco wpadł na pomysł tak nietypowej konstrukcji powieści podczas oglądania dokumentacji o południowofilipińskich tkaczkach i sposobu ich pracy. Autor wydrukował więc każdy z wątków powieści, następnie podzielił go na fragmenty rozcinając papier, by później posklejać poszczególne ustępy, tworząc ostateczne rozdziały swojej powieści. W ten sposób uciekł od monotonii, nadając każdemu rozdziałowi własną dynamikę i punkt kulminacyjny. Syjuco opowiadał o tym pomyśle i swojej pracy z nutą rozbawienia w głosie, dokładnie opisując jak rozcinał i sklejał poszczególne ustępy.
Równocześnie podkreślił, że taki układ powieści dał mu możliwość wypróbowania siebie w wielu gatunkach literackich: od prozy, poprzez wywiad, blog, e-mail, po poezję.
Autor również wspomniał, iż liczne dowcipy zawarte w "Illustrado" są, jak podejrzewałam, znane wszystkim Filipińczykom i należą już niemal do tamtejszego folkloru.

Zdaniem Syjuca beletrystyka jest najbardziej szczerym środkiem przekazu, a literatura światowa medium godnym podkreślania/wychwalania (kto się nie zgodzi?), z tego powodu zawarł liczne odwołania intertekstualne w "Illustrado".

Padło również pytanie o sytuację współczesnej literatury filipińskiej. Syjuco odrzuca dwa główne nurty, w jakich najczęściej umiejscawiana jest literatura krajów postkolonialnych: realizm, najczęściej w postaci reportaży oraz realizm magiczny w stylu południowoamerykańskim. Trudno mu jednak znaleźć alternatywę dla tych trendów. Uważa, że pisarze filipińscy powinni tworzyć powieści w stylu odrębnym oraz odrzucić odwołania postkolonialno-romantyczne, na przykład opiewanie piękna zachodów słońca, egzotycznych owoców i krajobrazów. Filipiny mają cały szereg dobry młodych pisarzy, którzy potrafią pisać ciekawie, zaznaczając swój własny styl.

Moja ocena: 5/6

A na koniec dostałam ten piękny autograf:


Miguel Syjuco, Die Erleuchteten, tł. Hannes Riffel, 446 str., Klett-Cotta 2011

Deutscher Buchpreis 2011 - finaliści

Wczoraj opublikowano listę z sześcioma finalistami tegorocznej Deutscher Buchpreis. Nagroda zostanie wręczona 10 października podczas Targów Książki we Frankfurcie.
Pośród finalistów znalazły się następujące pozycje:

  







"Gegen die Welt" Jan Brandt - akcja powieści rozgrywa się w małej wschodniofryzyjskiej wiosce. Życie w niej toczy się spokojnym rytmem aż do narodzin Daniela Kupera. Nagle zaczynają się dziać dziwne rzeczy, za które mieszkańcy wioski winią Daniela. Kuper rozpoczyna walkę z mieszkańcami. Brandt szkicuje obraz zachodnioniemieckiej prowincji po upadku muru berlińskiego.


"Wunsiedel" Michael Buselmeier - książka określana jako powieść teatralna. Moritz Schoppe organizował latem 1964 roku festiwal w małej miejscowości Wunsiedel, położonej we Frankonii. Niestety festiwal zakończył się fiaskiem. 44 lata później Schoppe wraca do Wunsiedel i wyrusza w podróż w przeszłość - szuka oznak dawnego festiwalu, odwiedza cmentarze i wędruje po okolicy. 

"Das Mädchen" Angelika Klüssendorf - główną bohaterką jest dorastająca w trudnych warunkach dziewczynka - ojciec pije, mama tyranizuje dzieci, w szkole nie ma przyjaciół, a z bratem dobrego kontaktu. Mimo tego, dziewczynka wciąż od nowa znajduje siłę, by walczyć o swoje życie. Nawet gdy ląduje w poprawczaku, odnajduje dobre strony swojego losu. To powieść o sile charakteru i woli życia.


"Blumeberg" Sibylle Lewitscharoff - w pokoju uznanego filozofa Blumenberga nagle pojawia się lew. Zwierzę nie znika, co gorsza pojawia się także podczas wykładu. Filozof zachowuje zimną krew, a pojawienie się dzikiego zwierzęcia ma niespodziewany wpływ nie tylko na jego życie, ale także na losy kilku studentów. 

"In Zeiten des abnehmenden Lichts" Eugen Ruge - to wielka powieść rodzinna, obejmująca losy trzech pokoleń. Dziadkowie, zwolennicy komunizmu, wracają z emigracji do Meksyku, by pomóc w budowaniu NRD. Syn emigruje do Moskwy, skąd trafia na Syberię. Tam poznaje swoją żonę, z którą, podobnie jak rodzice, wraca do NRD. Wnuk odczuwa ciasnotę polityczną kraju, który wybrali rodzice i dziadkowie, i w dniu dziewięćdziesiątych urodzin dziadka wyjeżdża do Niemiec Zachodnich.

"Die Schmerzmacherin" Marlene Streeruwitz - Amy pracuje w prywatnej firmie ochroniarskiej, ale podejrzewa, że zamieszana jest ona w korupcję i brutalne kombinacje. Gdy postanawia wypowiedzieć pracę, zostaje wplątana w sidła organizacji. Amy jest zagubiona, nie rozróżnia rzeczywistości od fikcji, poszukuje istoty własnego ja.

Nie znam żadnej z tych powieści, ale zainteresowała mnie najbardziej powieść Angeliki Klüssendorf i Jana Brandta. Ciekawa jestem czy właśnie któraś z nich otrzyma nagrodę?



czwartek, 1 września 2011

Stosikowe losowanie 9/11 - pary


Bujaczek wybiera numer książki dla Izy (w stosie 175 książek) - 55
Iza wybiera numer książki dla Karto_flanej (w stosie 148 książek) - 52
Karto_flana wybiera numer książki dla Anny (w stosie 126 książek) - 25
Anna wybiera numer książki dla Paidei (w stosie 47 książek) - 6
Paideia wybiera numer książki dla Balbiny (w stosie 102 książki) - 42
Balbina wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 111 książek) - 47
Maniaczytania wybiera numer książki dla Kalio (w stosie 300 książek) - 3
Kalio wybiera numer książki dla Bujaczka (w stosie 150 książek) - 100

Proszę o podawanie w komentarzu wybranego numeru oraz tytułu wylosowanej książki a po przeczytaniu linka do recenzji. Efekty stosikowego czytania można znaleźć w zakładce u góry strony.

UWAGA: na przeczytanie wylosowanej książki mamy czas do 30 września.

środa, 31 sierpnia 2011

Statystyka sierpień 2011

Przeczytane książki: 7
Ilość stron: 1736

Książki w ramach wyzwania projekt nobliści: 0
Książki w ramach wyzwania reporterskiego: 0
Książki w ramach wyzwania japońskiego: 0
Książki w ramach wyzwania nagrody literackie: 1
Książki w ramach wyzwania peryferyjnego: 1 (Wybrzeże Kości Słoniowej)
Książki w ramach wyzwania Haruki Murakami: 0
Książki w ramach wyzwania Bracie, siostro, rodzino: 0
Książki w ramach wyzwania koło barw: 0

Najlepsza książka: "Matka odchodzi" Tadeusz Różewicz

Ilość książek w stosie: 133

Na dobre wróciłam do domu i wreszcie postaram się znaleźć więcej czasu dla bloga. Na razie zatrzymuje mnie jeszcze pisanie tekstu dla Archipelagu, ale gdy tylko go skończę planuję ruszyć pełną parą. Teraz czytam właśnie wydaną po niemiecku powieść filipińskiego autora, na spotkanie z którym wkrótce się wybieram.

niedziela, 28 sierpnia 2011

"Dożywocie" Marta Kisiel


Po tej entuzjastycznej recenzji, po prostu musiałam mieć tę książkę. Od razu zamówiłam ją i czekała na mnie w Polsce. Gdy tylko przyjechałam do rodziców zabrałam się za lekturę i niestety wcale się nie zachwyciłam.

Lichotka to gotycki dom, gdzieś w środku lasu, którego właścicielem nieoczekiwanie zostaje Konrad. Stojący na rozdróżu młody literat przyjmuje niespodziewany spadek wraz z dożywociem. Dopiero na miejscu przekona się, co, a raczej kto, kryje się za tajemniczym dożywociem. To przede wszystkim Licho czyli dziecinny, wiecznie zasmarkany z powodu alergii na pióra, maniakalnie sprzątający anioł stróż, cztery utopce, które wciąż korzystają z wanny, kotka Zmora o niezwykle ostrych pazurach, Krakers - mistrz kuchni, zamieszkujący piwnicę i używający do gotowania swoich macek oraz Szczęsny - panicz-widmo, który nieszczęśliwie zakochany popełnił przed dwustu laty samobójstwo. Ów ostatni niezwykle denerwuje Konrada swoim egocentryzmem i zamiłowaniem do kiczowatej poezji.

Mimo zaskoczenia, złości, problemów i długiego okresu adaptacji Konrad pokochuje swoich współmieszkańców. W "Dożywociu" nie dzieje się zbyt wiele, czytelnik śledzi perypetie Konrada ale sama akcja toczy się dość leniwie. Autorka koncentruje się na barwnym portretowaniu mieszkańców Lichotki oraz na, trzeba przyznać, świetnym stylu.

Mnie jednak wyczarowany przez Martę Kisiel świat nie uwiódł, nie bawiły dowcipy, a przygody Konrada nudziły. Kilka razy zastanawiałam się nad przerwaniem lektury, ale jednak byłam ciekawa jak autorka zakończy "Dożywocie" - na szczęście uniknęła łzawych akcentów:)

Moja ocena: 3/6

Marta Kisiel, Dożywocie, 369 str., Wydawnictwo Fabryka Słów, Lublin 2010.

sobota, 27 sierpnia 2011

"Kroniki Jakuba Wędrowycza" Andrzej Pilipiuk


Już jakiś czas temu przeczytałam pierwszą książkę z cyklu o Jakubie Wędrowyczu, niestety dotąd nie miałam okazji jej opisać. W czwartek wróciłam do domu po prawie dwumiesięcznych podróżach, o których krótko pisałam tutaj i powolutku nadrabiam niesamowite zaległości.

Moje wrażenia z "Kronik" niewiele różnią się od tych, które miałam po przeczytaniu "Weźmi czarno kurę", z tą różnicą, że tym razem zabrakło efektu zaskoczenia i niektóre opowiadania mnie nużyły. Najlepszym wydaje mi się być "Z archiwum Y" - cudownie prześmiewcze i przewrotne.

Mam na półce jeszcze jedną książkę z tego cyklu i myślę, że na niej poprzestanę. Nie przeczę, że opwiadania Pilipiuka dostarczają całkiem niezłej rozrywki ale w moim wypadku, co za dużo, to jednak niezdrowo. Ciekawa jestem w jakim stylu utrzymane są inne powieści Pilipiuka? Czytaliście? Polecacie?

Moja ocena: 4/6

Andrzej Pilipiuk, Kroniki Jakuba Wędrowycza, 291 str., Wydawnictwo Fabryka Słów, Lublin 2007.

czwartek, 25 sierpnia 2011

Stosikowe losowanie - runda 9/11

Zapraszam do zgłaszania się do rundy 9. Pary rozlosuję 1 września a na przeczytanie książki mamy czas do końca miesiąca.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.
2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.
3. Wylosowaną książkę należe przeczytać do końca miesiąca.
4. Mile widziana recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.
5. Podsumowanie losowania wraz z linkami znajduje się w zakładkach u góry strony.
6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną częścią cyklu, można zacząć czytanie od pierwszego tomu.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaną liczbą książek w stosie.

wtorek, 16 sierpnia 2011

"Małe zbrodnie małżeńskie" Eric-Emmanuel Schmitt


Po pierwszym niezbyt zachwycającym spotkaniu ze Schmittem, ciekawa byłam kolejnego. Nieprzypadkowo sięgnęłam po tak szczupłą książkę. Kołysząc gorączkującego syna potrzebowałam czegoś łatwego do utrzymania w ręce, a zarazem niezbyt trudnego w odbiorze - "Małe zbrodnie małżeńskie" pasowały jak ulał.
Naprawdę pasowały, bo książkę przeczytałam za jednym zamachem, odłożyłam i już niemal zapomniałam.
Utrzymana w konwencji dramatu powieść to rozmowa między mężem i żoną. Powrócili właśnie ze szpitala, gdzie przebywał mąż, który po wypadku doznał amnezji. Żona przypomina mu ich dotychczasowe życie, jego zwyczaje i powiedzenia, do momentu gdy okazuje się, że amnezja męża nie była tak poważna, jak się wydawało, a żona dotychczasowe życie małżeńskie przygięła nieco d swoich wyobrażeń. Dalsza rozmowa kryje jeszcze kilka niespodzianek.

Eric-Emmanuel Schmitt dokonuje analizy życia małżeńskiego, ustami męża interpretuje problemy i podsuwa rozwiązania ale dobę po przeczytaniu książki nie jestem już w stanie ich streścić.
Reasumując to lekka książka, na jedną - dwie godziny, bez pretensji do pozostawienia po sobie śladu.

Moja ocena: 2/6

Eric-Emmanuel Schmitt, Małe zbrodnie małżeńskie, tł. Barbara Grzegorzewska, 97 str., Wydawnictwo Znak.

niedziela, 14 sierpnia 2011

"Matka odchodzi" Tadeusz Różewicz


"To, co w naszym domu było najdroższe i najpiękniejsze, to Mama."

Książka Różewicza zaskakuje różnorodnością. Nie spodziewałam się tylu form literackich w tak szczupłej przecież pozycji. Po prozatorskim wstępie poety, czytamy relacje pisane przez Stefanię Różewicz. Pierwsza z nich opisuje życie na wsi na początku dwudziestego wieku. To wyśmienity obraz przerażającej biedy, zacofania, braku higieny i wiary w zabobony. W drugiej relacji Stefania Różewicz wspomina narodziny i dzieciństwo małego Tadeusza.
Bezpośrednio po tych klarownych, prostych ale równocześnie bardzo sugestywnych opisach, Różewicz umieścił kilkanaście wierszy. Ta część jest dla mnie zdecydowanie najmniej ciekawa - czytelnicy mojego bloga wiedzą, że za poezja nie przepadam.
Zapiski Różewicza z 1957 roku - roku śmierci matki - uderzają z ogromną siłą w rozczytanego w wierszach czytelnika. Kontrast formy literackiej nie mógłby być większy. Głęboko intymne odczucia, jakie towarzyszą poecie, wspierającego umierającą matkę, boleśnie wdzierają się w świadomość. Przepełnione miłością do matki słowa poety wzruszają swoją prywatnością. Powolne odchodzenie matki, jej cierpienie, zawstydzenie fizjologią wdzierają się w świadomość czytelnika i długo jej nie opuszczą. Różewicz opisuje umieranie matki tak szczerze, dosłownie wręcz, że jego słowa ranią i koją zarazem.
Późniejsze wspomnienia poety, tekst starszego brata Janusza oraz opowiadanie Stanisława Różewicza wraz z czarno-białymi fotografiami dopełniają obrazu matki.

Wszystkie te relacje są bardzo różne. Świat matki jest poukładany, logiczny, rozsądny. Świat syna to chaos, zaplątanie, kluczenie, zabłąkane myśli. Te światy łączy jednak głęboka miłość. Miłość wzruszająca i szczera, miłość bolesna i trudna. Niełatwo ująć w słowa wszystkie aspekty tego uczucia, Różewiczowi to się udało.

Moja ocena: 5/6

Tadeusz Różewicz, Matka odchodzi, 134 str., Wydawnictwo Dolnośląskie

sobota, 13 sierpnia 2011

"Kupię rękę" Agnieszka Szygenda


Olgierd, Mariusz, Iga i Tomek - zaplątani we własne losy, uzależnieni od innych lub od własnych negatywnych uczuć, niezdolni do komunikacji - to czwórka głównych bohaterów powieści Agnieszki Szygendy.

Olgierd prowadzi w gruncie rzeczy szczęśliwe życie - ma miłą, troskliwą żonę, mądre, zdrowe dziecko, świetną pracę w dobrze prosperującej firmie teścia. Ale to osoba pełna gniewu, żądzy władzy, cierpiąca na permanentny brak akceptacji i szukająca go w najbardziej pokrętne sposoby. Jego najnowszym pomysłem jest kupowanie na aukcjach skóry innych ludzi, by umieścić na niej tatuaż. Jego pierwszym "klientem" jest Tomek, który po poznaniu naprawdę perfidnej treści tatuażu przechodzi psychiczne załamanie, a w końcu wewnętrzną przemianę.

Iga uzależniona jest od swojego chłopaka, dla którego zrobi wszystko. By upewnić go w swojej miłości wystawia dla niego na aukcję swoje ciało. Tymczasem Mariusz chce być królem - rządzić wszystkimi i korzystać z życia. Iga dawno go już nie interesuje, ale chętnie żeruje na jej usłużności.

Szygenda nie tylko opisuje losy i myśli swoich bohaterów ale także analizuje ich postępowanie i i jego przyczyny. Niestety te analizy odebrałam jako zbyt dydaktyczne, nachalne wręcz. Zbyt dużo interpretacji i dywagacji nie sprzyja płynnej lekturze i własnym przemyśleniom.

Autorka porusza w swojej powieści kilka istotnych problemów. Po pierwsze potrzebę akceptacji oraz niedostateczną komunikację. Bohaterowie wydają się rekompensować sobie tę drugą rozmowami na forach internetowych. Drugi problem to właśnie rola Internetu w ich życiu - aukcje i pogoń za okazjami dominują w życiu Mariusza czy Olgierda. Tomasz unikając ludzi ze względu na szpecący tatuaż także ucieka się do Internetu.
W drugiej części powieści Szygenda poniekąd rozwiązuje problemy bohaterów - w moim odczuciu jednak zbyt łatwo. Przejażdżka ze starym dziadkiem oraz aż trzy śmierci w rodzinie nagle zmieniają Olgierda. Oprócz wymienionych już dydaktycznych pouczeń zniechęciły mnie takie proste rozwiązania skomplikowanych przecież problemów Olgierda.
Również sposób pisania autorki mnie nie przekonał - wprawdzie cenię sobie krótkie, dobitne zdania, ale styl Szygendy mnie nie przekonał. Na próżno szukałam zachwalanego na innych blogach prześmiewczego stylu i groteski.
Przyznam, że powieść przeczytałam do końca, ciekawa byłam losów bohaterów ale jednak nie jestem w stanie jej polecić.

Moja ocena: 3/6

Agnieszka Szygenda, Kupię rękę, 214 str., Wydawnictwo Bliskie.

piątek, 12 sierpnia 2011

"Die stolze Rebellin" Fatou Keïta


Przypadkowo trafiłam na tę powieść - do lektury skusiło mnie pochodzenie autorki, jeszcze nigdy nie miałam styczności z literaturą z Wybrzeża Kości Słoniowej.
Keïta opowiada historię Malimouny, która mieszka w małej wiosce wraz z matką. Szczęśliwe dzieciństwo kończy się w momencie, gdy dziewczynka przypadkowo unika obrzezania i w wieku czternastu lat zostaje wydana za mąż. Jej mężem okazuje się być starzec, znany w okolicy z zamiłowania do niezwykle młodych wybranek. Malimouna ucieka w noc poślubną, po tym jak mąż ją brutalnie gwałci. Szczęśliwe zrządzenia losu pomagają jej w stolicy znaleźć pracę jako opiekunka dzieci. Co rusz jednak prześladuje ją pech i szczęśliwe chwile się kończą, a Malimouna musi szukać nowego zajęcia. Los zaprowadza ją do Francji, gdzie kończy studia i zakochuje się w swoim nauczycielu. Wraz z nim wraca do ojczyzny, gdzie następują kolejne komplikacje..

Ta niewielka książka zawiera tyle niezwykłych zbiegów okoliczności i szczęśliwych przypadków oraz niespotykanych przeciwności losu, że możnaby nimi obdzielić kilkustetodcinkową telenowelę.
Domyślam się, że autorka chciała w swojej powieści zamieścić jak najwięcej problemów afrykańskich kobiet (obrzezanie, gwałt, brutalność mężczyzn, analfabetyzm) - Malimouna angażuje się w działania organizacji pomagającej kobietom, stąd pewnie tytuł ("Dumna rebeliantka"). Niewątpliwie istotnym aspektem jest także fakt jej powrotu do ojczyzny i rozpoczęcia działalności właśnie tam.

Niestety niedociągnięcia warsztatu pisarskiego są zbyt duże, by książka mogła się podobać. Dodatkowo nie mogłam się oprzeć wrażeniu wtórności wobec "Kwiatu pustyni". Fatou Keïta jest autorką książek dla dzieci i mam wrażenie, że przy tym gatunku literackim powinna pozostać.

Moja ocena: 2/6

Fatou Keïta, Die stolze Rebellin, tł. Sigrid Groß, 166 str., Ullstein

wtorek, 2 sierpnia 2011

Statystyka lipiec 2011

Przeczytane książki: 5 (jedna przerwana)
Ilość stron: 1357

Książki w ramach wyzwania projekt nobliści: 0
Książki w ramach wyzwania reporterskiego: 1
Książki w ramach wyzwania japońskiego: 0
Książki w ramach wyzwania od zmierzchu do świtu: 0
Książki w ramach wyzwania nagrody literackie: 0
Książki w ramach wyzwania peryferyjnego: 0
Książki w ramach wyzwania Haruki Murakami: 1
Książki w ramach wyzwania Bracie, siostro, rodzino: 0
Książki w ramach wyzwania koło barw: 0

Najlepsza książka: "Powiedzcie Zsofice" Magda Szabó

Ilość książek w stosie: 118

W ostatnich tygodniach mam mniej czasu dla bloga, stąd moja sporadyczna obecność. Za około dwa tygodnie powinnam pojawiać się częściej. Czytelniczo lipiec też nie był najlepszy, bardzo długo zatrzymała mnie "Księga niepokoju". Do regularnego czytania wkrótce!

"Berlin-Moskwa. Podróż na piechotę" Wolfgang Büscher


Pewnego dnia Büscher zakłada plecak i rusza z Berlina do Moskwy, przez Polskę i Białoruś. Nie jest to jednak książka z rodzaju blogowych relacji z podróży. Początkowo autor zaskakująco mało pisze o swoich przeżyciach jako wędrowiec na rzecz spostrzeżeń dotyczących mijanych miast i ich uwarunkowań historycznych. II wojna światowa odgrywa tu ogromną rolę. Büscher wciąż spotyka ludzi, którzy relacjonują mu swoje przeżycia z tego okresu, a wszystkie odwiedzane miejsca zdają się nosić piętno polsko-niemieckich stosunków. Część dotycząca Polski zresztą jest dość krótka. Najwięcej miejsca autor poświęca Białorusi – pod każdym względem zaskaującej. Büscher odwiedza zrujnowane miasteczka, których nikt nie remontuje, nocuje w urągających jakiemukolwiek smakowi hotelach, ciesząc się z dachu nad głowem i spotyka interesujące osoby.
Nietypowym dla tego typu relacji jest także język Büschera, który stara się nie wartościować, lecz w krótkich, dosadanych zdaniach opisywać rzeczywistość. Autor nie wyciąga daleko idących wniosków, nie analizuje. Najmocniejszą stroną jego relacji są celne spostrzeżenia, nietypowe spotkania oraz zdolność asymilacji. Büscher staje się w czasie wędrówki Białorusinem, a potem Rosjaninem. Dodać jednak muszę, że autor ma skłonności do uciekania w dygresje, czy nawet w fantazję, gdy opisuje stan swojego ducha, co mi zdecdyowanie najmniej odpowiadało.
Dopiero opuszczając Białoruś i wkraczając do Rosji autor poświęca więcej czasu na opis trudów wędrówki, zmęczenia, głodu, niepewności i dążenia do celu. O samej Rosji dowiadujemy się już mniej niż o poprzednich krajach.
Polskiego czytelnika z pewnością zainteresują przede wszystkim rozdziały dotyczące Polski, choć opisy Białorusi wydają się być dużo bardziej fascynujące. Spojrzenie Niemca jest z pewnością różne od słowiańskiego oka, tak więc tym bardziej ciekawe.
Moja ocena: 4/6
Wolfgang Büscher, Berlin-Moskau, 237 str, Rowohlt Taschenbuch Verlag.

"Księga niepokoju napisana przez Bernarda Soaresa" Fernando Pessoa


„Księga niepokoju“ to dość świeży zakup, po który dzięki stosikowemu losowaniu stosunkowo szybko sięgnęłam. O tym portugalskim pisarzu sporo czytałam, a po literackim spotkaniu z jego przewodnikiem po Lizbonie nabrałam ochoty na poznanie jego najważniejszego dzieła. „Księga niepokoju“ to zapiski Bernarda Soaresa, skromnego buchhaltera, którego całe życie kręci się wokół lizbońskiej Rua dos Duradores oraz biura, w którym pracuje.

Fernando Pessoa poznaje go w jednej z restauracyjek i podejmuje się publikacji jego zapisków. Dodać jednak należy, że Soares to jedno z wielu alter ego pisarza. Teksty składające się na tę powieść znalezione zostały w spuściźnie autora po jego śmierci.

Soares nie koncentruje się na opisie swojego życia lecz na notowaniu spostrzeżeń raczej metafizycznych, przemyśleń dotyczących jego bytu, oraz sensu istnienia. Jego życie jest tak nudne, że nie jest warte opisu, jak sam twierdzi. Dlatego wiele tu myśli na temat sensu istnienia.

Owe rozważania zaskakują pointami, głębią i nietuzinkowością i równocześnie są niewiarygodnie trudne dla czytelnika. Każde zdanie wymaga maksymalnej uwagi, spokoju i namysłu. I mimo, że wiele z nich zachwyciło mnie celnością to po przeczytaniu dokładnie 142 stron z ponad pięciuset z dalszej lektury zrezygnowałam. Przebrnięcie przez te ponad sto stron zabrało mi ponad dwa tygodnie, a lektura nie przysporzyła oczekiwanej satysfakcji. Długo nie chciałam się poddać, do Pessoi odczuwam sympatię ale w końcu dałam za wygraną, bo nie jest to książka do czytania jednym tchem. Należy po nią sięgać przez wiele tygodni, czytać fragmenty, smakować je i rozważać. Ja obiecałam sobie kiedyś ponownie sięgnąć po tę powieść.

Moja ocena: -

Fernando Pessoa, Das Buch der Unruhe des Hilfsbuchhalters Bernardo Soares, tł. Inés Koebel, 556 str., Fischer Taschenbuch Verlag

sobota, 23 lipca 2011

Stosikowe losowanie 8/11 - pary

Balbina wybiera numer książki dla Bujaczka (w stosie 61 książek) - 10
Bujaczek wybiera numer książki dla Kalio (w stosie 280 książek) - 200
Kalio wybiera numer książki dla PatrycjiAntoniny (w stosie 44 książki) - 30
PatrycjaAntonina wybiera numer książki dla Balianny (w stosie 90 książek) - 60
Balianna wybiera numer książki dla Paidei (w stosie 46 książek) - 31
Paideia wybiera numer książki dla Oddziśtylkopozytywnie (w stosie ? książek) - 1
Oddziśtylkopozytywnie wybiera numer książki dla Anny (w stosie 110 książek) - 100
Anna wybiera numer książki dla Dziewczynybezmatury (w stosie 35 książek) - 23
Dziewczynabezmatury wybiera numer książki dla Izy (w stosie 160 książek) - 37
Iza wybiera numer książki dla Balbiny (w stosie 87 książek) - 24

Proszę o podawanie w komentarzu wybranego numeru oraz tytułu wylosowanej książki a po przeczytaniu linka do recenzji. Efekty stosikowego czytania można znaleźć w zakładce u góry strony.

UWAGA: na przeczytanie wylosowanej książki mamy czas do 31 sierpnia.

poniedziałek, 18 lipca 2011

Stosikowe losowanie - runda 8/11

Wyjątkowo wcześniej zapraszam do zgłaszania się do rundy 8. Pary rozlosuję już 22 lipca ale na przeczytanie książki uczestnicy będą mieli, jak zwykle, cały sierpień. Jak się pewnie domyślacie, około 1 sierpnia będę miała utrudniony dostęp do Internetu. Nie chcę przeciągnąć losowania, więc wolę zorganizować jej wcześniej.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.
2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.
3. Wylosowaną książkę należe przeczytać do końca miesiąca.
4. Mile widziana recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.
5. Podsumowanie losowania wraz z linkami znajduje się w zakładkach u góry strony.
6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną częścią cyklu, można zacząć czytanie od pierwszego tomu.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaną liczbą książek w stosie.

piątek, 15 lipca 2011

"1Q84" Tom 2 Haruki Murakami


Kilka dni temu skończyłam czytać drugi tom "1Q84". Muszę przyznać, że sięgnęłam po niego z wahaniem, bo pierwsza część tej powieści mnie nie zachwyciła, a wręcz rozczarowała.
Drugi tom zainteresował mnie dużo bardziej, mogę nawet powiedzieć, że z ciekawością śledziłam losy Tengo i Aomame ale, no właśnie, mam kilka "ale".

Tengo i Aomame wreszcie przyznają przed sobą, że są samotni. Szukając celu w życiu oboje dochodzą do wniosku, że od szkolnego spotkania w wieku dziesięciu lat łączy ich więź. Czytelnik obserwuje jak nieuchronnie zmierzają do spotkania, a równocześnie są coraz bliżej rozwiązania tajemnicy, jaka otacza Little People. Dzięki skąpym informacjom, które Tengo otrzymuje od Fukaeri, próbuje zrozumieć mechanizm działania świata z dwoma księżycami oraz dotrzeć do istoty własnego istnienia.
Aomame natomiast otrzymuje nowe zlecenie od starszej pani - zamordowanie lidera sekty. Podczas masażu wywiązuje się z nim rozmowa, podczas której otrzymuje od niego wiele informacji na temat Little People, ktore pozwalają jej nie tylko zrozumieć lepiej działanie świata 1Q84, a przede wszystkich uporządkować własne życie i dążyć do spotkania z Tengo.

O ile kwestia rozwiązywania problemów egzystencjalnych, z jakimi borykają się Tengo i Aomame jest dla mnie całkowicie zrozumiała, to cały świat Little People plasuje się w moim odczuciu w obszarze dzikich fantazji Murakamiego. Nie widzę tu żadnych powiązań ani paralel ze współczesnością, ale nie zakładam też, że takie powinny istnieć. Jednak trudno mi odnaleźć w tworzeniu takiej fikcji głębszy sens. Nie wykluczam, że trzeci tom pozwoli mi przejrzeć na oczy, na razie wkładam wytwory wyobraźni Japończyka między bajki.

Pewnie się domyślacie, że na trzeci tom "1Q84" jednak się skuszę - ciekawa jestem jak Murakami rozwiąże zawiłości fabuły. Mam jednak nadzieję, że ostatni tom będzie bardziej dopracowany językowo. Nie tyle drażniły mnie literówki, co niezręcznie przetłumaczone wyrażenia.

Moja ocena: 3/6

Haruki Murakami, 1Q84 tom 2, tł. Anna Zielińska-Elliott, 413 str., Muza.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Piąte wydanie Archipelagu już jest!

I znowu z dumą zachęcam was do czytania kolejnego wydania Archipelagu.
Tematem przewodnim numeru letniego jest droga - zobaczcie sami na jak wiele sposobów można ująć ten temat. Znajdziecie na przykład informacje jak zostać reporterem, wywiady czy refleksje na temat książek Paula Theroux.
Jak zawsze Archipelag pełen jest recenzji książek wydanych w Polsce i zagranicą. Wśród znajdziecie moje wrażenia z lektury uhonorwanej Deutscher Buchpreis monumentalnej powieści Uwe Tellkampa "Der Turm".
Szczególnie zachęcam was do przeczytania artykułu o Współczesnym wędrowcu czyli Salmanie Rushdiem oraz niezwykle interesujących wywiadów z Mariuszem Szczygłem oraz tłumaczką polskich książek na angielski Antonią Lloyd-Jones.
Miłośnicy konkursów będą mieli szanse na wygranie książek!
Mam nadzieję, że Archipelag dostarczy wam ciekawej lektury na letnie miesiące:) Zapraszam!

wtorek, 5 lipca 2011

"I była miłość w getcie" Marek Edelman, Paula Sawicka


To zbiór strzępów, urwanych, wyblakłych wspomnień, historii skrywanych dotąd w głębi serca. Ich mottem przewodnim są uczucia - miłość dająca iluzję normalności, pozwalająca zachować człowieczeństwo. W obliczu zagłady mieszkańcy getta pozwalają sobie na miłość wbrew wszystkiemu. Edelman pragnie zachować te historie, nierzadko bardzo osobiste, od zapomnienia.
Między tymi fragmentami, znajdą się także wspomnienia walk, nagłych śmierci, głodu, okrucieństwa. I jest Umschlagplatz - apogeum grozy. Edelman mówi o nim tak:

"Tak że nie ma co mówić, co to był Umschlagplatz. Było to zbiorowisko ludzi skazanych na śmierć.
Koniec. Kropka."

Edelman nie stroni od chropowatych słów, krótkich, potocznych zdań. Paula Sawicka pisze tak, jak Edelman mówi. Niepokornie, dosadnie, przejmująco. Świetnym dopełnieniem treści są czarno-białe fotografie, mapa getta oraz spis postaci, o których mówi Edelman.

"I była miłość w getcie" to książka trudna do ocenienia. Treści wszak nie sposób wartościować. Rozumiem, że książka ma taką, a nie inną formę, rozumiem, że jest krótka - ja odebrałam ją jednak jako nieco niedopracowaną i zbyt chaotyczną.

Moja ocena: 3,5/6

Marek Edelman, Paula Sawicka, I była miłość w getcie, 195 str, Świat Książki 2009

niedziela, 3 lipca 2011

"Powiedzcie Zsofice" Magda Szabó


Erika* właśnie ukończyła piątą klasę. Niestety nie cieszy się wakacjami, ponieważ właśnie nagle umarł jej tata. Był lekarzem i nagle przewrócił się podczas przyjmowania pacjenta. Tuż przed śmiercią wypowiedział słowa: "Powiedzcie mojej Erice...". Mama Eriki pracuje w Instytucie Pedagogicznym, jest cenionym fachowcem, autorką wielu książek na temat wychowania dzieci.
Mimo to nie ma najlepszego kontaktu ze swoją córką. Erikę rozumiał tylko ojciec, reszta otoczenia uważa, że jest dziwna. Na tę dziwność składa się przede wszystkim jej bojaźliwość i wstydliwość. Erika to inteligentna, uczuciowa dziewczynka, ale nawet jej matka nie zdaje sobie z tego sprawy. Swoje uczucia dziewczynka skrzętnie ukrywa pod płaszczem niepewności i milczenia.
Po przeprowadzce do mniejszego mieszkania Erika traci całą swoją przeszłość, a przede wszystkim otoczenie, które przypominało jej tatę i dawało oparcie. Dziewczyna postanawia odszukać ostatniego pacjenta taty, by dowiedzieć się, czy nie usłyszał, co tata pragnął przekazać córce. Dla Eriki to ogromna próba - musi przezwyciężyć swoją nieśmiałość i tak zorganizować swój dzień, by wypełnić polecenia mamy (zakupy, sprzątanie, odwiedziny u ciotki) oraz rozpocząć śledztwo.
Erice udaje się odnaleźć pana Pongrácza, który okazuje się być stróżem w jej szkole. Dodać trzeba, że wzbudza on swoim szorstkim i krzykliwym sposobem bycia strach wśród uczennic. Erice udaje się zaprzyjaźnić ze stróżem, który samotnie leży w łóżku ze złamaną nogą. Erika nie przyznaje się mamie do opieki nad Pongráczem. Ale to nie jedyna tajemnica dziewczynki....

Książka Szabó to powieść psychologiczna z wątkiem detektywistycznym. Autorka stosuje znany już z innych jej utworów sposób narracji - pozwala naprzemiennie wszystkim bohaterom dzielić się z czytelnikiem swoimi myślami. Dzięki temu wyraźnym staje się jak brzemienny w skutki może być brak komunikacji. Pongrácz nie daje innym dojść do słowa i sam układa swoją wersję wydarzeń, a matka Eriki nie potrafi zachęcić córki do zwierzeń i w rzeczywistości w ogóle jej nie zna. Jedynie nauczycielka dziewczynki dzięki wnikliwej obserwacji stopniowo odkrywa tajemnice swojej uczennicy.

Szabó mistrzowsko szkicuje wszystkie charaktery i niezwykle ciekawie prowadzi akcję. Wprawdzie czytelnik może domyślić się zakończenia, które z zamierzenia autorki nie ma być zagadką (w pierwszym rozdziale zamieściła decyzje władz dotyczące kilkorga z bohaterów) ale mimo to czyta książkę z zapartym tchem. Najwięcej emocji przysparza śledzenie w jaki sposób postacie rozwikłują konflikty i zaczynają rozumieć motywy postępowania Eriki, która poprzez swoją nieśmiałość bardzo zagmatwała swój los.

Także w tej powieści Szabo nie brakło socjalistycznego umiłowania do kraju - zwłaszcza gdy Erika odkrywa sens ostatnich słów ojca - ale nie ma to wpływu na odbiór powieści przez świadomego czytelnika. Ponadczasowość poruszonych problemów jest wszak oczywista.

Interesującym aspektem jest również relacja matki z córką, przede wszystkim na tle jej pedagogicznego wykształcenia. Ogromna wiedza w tej dziedzinie nie ma przełożenia na praktykę. W wychowaniu młodego człowieka warto porzucić szkiełko i oko, na rzecz serca i uczucia. Ta sztuka udała się ojcu Eriki oraz jej nauczycielce.

"Erika" to powieść bogata tematycznie, poruszająca cała gamę problemów, zdecydowanie jedna z najlepszych tej autorki. Gorąco polecam!

*W wydaniu oryginalnym i w polskim Erika jest Zsofiką.

Moja ocena: 6/6

Magda Szabo, Erika tł. Mirza Schuching, 345 str., Corvina Verlag 1968.

"Poradniczek Gabrysi i Kajtka" Joanna Krzyżanek, Zenon Wiewiurka

Gdy babcia przywiozła Pięciolatce te książeczki, radości było co niemiara. Córka najpierw sądziła, że to kolejne książki o Cecylce Knedelek, którą bardzo lubi. A tu niespodzianka - autorka wprawdzie jest ta sama, ale autorem ilustracji, dodać trzeba, że do Cecylki dość podobnych, jest Zenon Wiewiurka. Bohaterami poradniczków są zaś Gabrysia Gałka praz Kajtek Kurek. Zanim jednak miałam okazję przejrzeć książki, Pięciolatka i Babcia rozpoczęły wspólną lekturę. W efekcie której, przy różnych okazjach Córka zasypywała mnie ciekawostkami. Na początku nie skojarzyłam jej informacji na temat mycia zębów czy wywabiania plam z nowymi książkami:)

Ale po kolei. Otóż "Poradniczek Gabrysi i Kajtka" to cztery tomy bardzo przystępnie podanych wiadomości na przeróżne tematy. Pierwszy z nich poświęcony jest jedzeniu i świętowaniu.


Młody czytelnik uzyska informacje o zdrowym jedzeniu i o układzie pokarmowym, znajdzie opis wszystkich okazji do świętowania ułożonych chronologicznie (co od razu daje okazję do przećwiczenia nazw miesięcy), a także opis ważniejszych świąt.


A jego rodzic znajdzie inspirację do wspólnych zabaw i prac ręcznych - nie brak tu przepisów, np. na pierniczki czy urodzinowy torcik oraz instrukcji wykonania przeróżnych prac, np. urodzinowej peruki czy karnawałowej maski.


Dla mnie to prawdziwy skarb, bo niestety nie nale żę do mam utalentowanych artystycznie. Pięciolatka za to pasjami oddaje się wycinaniu, klejeniu, rysowaniu, malowaniu etc.

Drugi tom zapozna dzieci z informacjami dotyczącymi zdrowia i ubierania.


To kopalnia wiadomości: począwszy od opisu bakterii, wirusów i chorób, poprzez sposoby im zapobiegania po metody walki z Panem Bałaganem. Dowcipne ilustracje są świetnym uzupełnieniem porad dotyczących prania czy odpowiedniego do aury stroju. Zobaczcie sami:


Trzeci tomik zatytułowany jest "Bezpieczeństwo i wychowanie".


Najpierw wspólnie czytałyśmy o różnych zebrach,


a potem poznawałyśmy znaki drogowe, co na dłuższy czas zajęło Pięciolatkę. Od dawna jednym z jej ulubionych zajęć w samochodzie jest odczytywanie znaczenia mijanych znaków, co po setnym z rzędu zakazie wyprzedzania może być denerwujące, ale dzielni rodzicie starają się nie hamować niespożytych zasobów energii poznawczej przedszkolaka:)
Następnie Gabrysia i Kajtek zapoznają nas z bezpiecznym zachowaniem na drodze i w samochodzie,


dają liczne rady, przydatne w czasie długich podróży, także samolotowych oraz opisują zawartość apteczki. Kolejna część książki poświęcona jest rowerowi i rowerzystom, a ostatania zachowaniu w przypadku spotkania z (groźnym) psem.

I wreszcie czwarta część dotyczy zabaw i podróżowania.


Świetnie opisane są cztery pory roku, poszczególne miesiące oraz czas. Zupełnie zapomniałam o sposobie rozpoznawania długości miesięcy za pomocą palców, Joanna Krzyżanek przypomniała mi o nim:


Niemniej interesująca dla nas jest dalsza część książki (ten tomik zawiera wiele z tematów, które zajmowały nas przez ostatni rok), która zawiera informacje o planetach, mapach, globusie i kierunkach świata. Dzięki informacjom o uprawie ogródka i hodowli kwiatów, poznałyśmy (a właściwie Pięciolatka) nazwy niektórych kwiatów oraz ciekawe sposoby ich pielęgnacji.


Mnie bardzo przypadł do gustu rozdział poświęcony ekologii oraz propozycje zabaw na niepogodę.

Pięciolatka wybrała sporo stron do sfotografowania ale zobaczcie sami jak świetnie, bez zbędnego moralizatorstwa można przekazać dziecku tyle wiadomości. Książki w tytule mają wprawdzie słowo poradnik, ale można je czytać jak opowiadanie - Joannie Krzyżanek udało się uniknąć nudy oraz długich i skomplikowanych zdań. Pewna jestem, że będziemy jeszcze długo sięgać po te pozycje. Dla nas bomba!

Joanna Krzy żanek, Zenon Wiewiurka, Poradnicek Gabrysi i Kajtka, Wydawnictwo Święty Wojciech.

piątek, 1 lipca 2011

Stosikowe losowanie 7/11 - pary

Balbina wybiera numer książki dla Paidei (w stosie 44 książki) - 4
Paideia wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 112 książek) - 107
Maniaczytania wybiera numer książki dla Izy (w stosie 160 książek) - 7
Iza wybiera numer książki dla Anny (w stosie 110 książek) - 12
Anna wybiera numer książki dla PatrycjiAntoniny (w stosie 45 książek) - 4
PatrycjaAntonina wybiera numer książki dla Karto_flanej (w stosie 147 książek) - 111
Karto_flana wybiera numer książki dla Bujaczka (w stosie 54 książki) - 23
Bujaczek wybiera numer książki dla Balbiny (w stosie 66 książek) - 60

Proszę o podawanie w komentarzu wybranego numeru oraz tytułu wylosowanej książki a po przeczytaniu linka do recenzji. Efekty stosikowego czytania można znaleźć w zakładce u góry strony.

UWAGA: na przeczytanie wylosowanej książki mamy czas do 31 lipca.

Podsumowanie wyzwania "Od zmierzchu do świtu"


Planowałam przeczytać dwie książki, obie Johanna Theorina, i ten plan zrealizowa łam. Nadal jednak nie doczekałam się w bibliotece na jego kolejny kryminał. Może uda mi się go dostać jesienią. Przypadkowo jedna z moich czerwcowych lektur "Pożeracz snów" również pasowała do wyzwania. Tym sposobem wykonałam swój plan z nawiązką i przeczytałam trzy książki.
Bardzo dziękuję Padmie za zorganizowanie wyzwania i z niecierpliwością czekam na kolejne! Szalenie jestem ciekawa czym nas tym razem zaskoczy:)