Od mojej córki dowiedziałam się, że ten tom określany jest jako najnudniejszy serii. Według mnie, nie. Według niej, też nie. Dla mnie lektura tej książki była o tyle ciekawa, że faktycznie bardzo niewiele pamiętałam z treści. Ten tom czytałam zapewne w 2004 roku, czyli naprawdę na tyle dawno, że z narracji pozostały mi w pamięci zaledwie fragmenty. Lektura z mojej teraźniejszej perspektywy była zupełnie inna - bo przecież wiele razy przeczytałam pierwsze cztery tomy, odwiedziłam z dziećmi Harry Potter World w studiach Warner Bross pod Londynem, przeprowadziłam wiele rozmów z córką na temat tych książek.
Tym razem z zaciekawieniem obserwowałam, jak Rowling pogłębia powiązania między bohaterami, a przede wszystkim konflikt na osi zło-dobro. Ta książka jest jakby łącznikiem między pierwszymi czterema tomami, a kolejnymi. To tu pogłębiają się więzi, budują głębokie, doroślejsze przyjaźnie i tworzą silne strony przyszłego konfliktu.
Rowling obrazując opozycję ministerstwo - Dumbledore, parafrazuje w pewien sposób rzeczywiste konflikty, często taktykę wypierania zagrożeń, aż staną się nieodwracalne. Równocześnie ciekawie pogłębia istotę więzi między Harrym a Voldemortem, ujawniając przepowiednię. Dopiero tu widać, jak głęboko przemyślany jest cały cykl i w jaki sposób autorka pozwala czytelnikowi dorastać do bardziej kompleksowych tematów. Coraz bardziej wielowymiarowe tło konfliktu staje się zrozumiałe dla dojrzewającego Harry'ego i dorastającego z nim czytelnika. Sam rozwój Harry'ego odbywa się zresztą na wielu płaszczyznach. To nie tylko fizyczne dorastanie, to także odkrywanie różnic między chłopcami i dziewczynami na przykładzie sympatii do Cho, ale i pogłębienie relacji z Syriuszem. Ten ostatni traktuje chłopca podobnie do jego ojca, częściowo jak kumpla. Obaj jednak odkrywają, że Harry choć zewnętrznie bardzo przypomina Jamesa, jest zupełnie odmienny. Te cechy, który przypisuje mu stale Snape, ale w zasadzue także Syriusz, są mu zupełnie obce. Harry daleki jest od brawury, przekory, wywyższania się, choćby ze względu na wychowanie, jak i zapewne na genetyczne dziedzictwo matki. Nie jestem fanką Syriusza, uważam, że mógłby być lepszym ojcem chrzestnym dla chłopca, jego śmierć dotknęła mnie więc o tyle tylko, że Harry znowu stracił bliską osobę. Pozostawię oczywiście na uboczu kwestię, ile może znieść nastolatek i czy Rowling nie przesadza z ilością ciosów, jakimi obarcza Harry'ego, bo już o tym kiedyś pisałam. To jest, moim zdaniem, jeden z najsłabszych elementów cyklu.
Podobało mi się za to, jak Rowling wyjaśnia rolę ciotki Petunii i sens pobytu Harry'ego u wujostwa. Dotychczasowe pobieżne tłumaczenia zdecydowanie nie były wystarczające. Druga kwestia to Ginny - w tym tomie zamienia się z cichej i głupiutkiej wręcz dziewczynki w pewną siebie osóbkę, która musiała przebić się wśród tylu braci. Nie mogę nie wspomnieć także o Lunie, jestem ciekawa jaką rolę odegra w kolejnych tomach, bo że jakąś odegra, jest pewne.
Do szeregu postaci, które nabierają szerszego wymiaru należą Hagrid i Syriusz. W obu przypadkach poznajemy pochodzenie i ich rodzinę, co szczególnie w przypadku Syriusza jest istotne i zaskakujące.
Last but not least - potworna Dolores Umbridge. To ona zastępuje Snape'a na pierwszej pozycji najbardziej znienawidzonych osób. Świetnie na tym tle wypadają inni nauczyciele Hogwartu i ich cichy bunt. No i Dumbledore, który popełnia błąd, w swoim zamiarze chronienia Harry'ego nie docenia pędu wiedzy młodego człowieka.
Rowling zapełniła ponad 900 stron nie tylko wartką akcją, ale wieloma wątkami, drobnostkami czasem, która później okazują się być istotne. Dopiero teraz, podczas ponownej lektury, gdy nie muszę zwracać aż takiej uwagi na akcję, doceniam ten rozmach i szerokie spojrzenie na cykl jako całość.
Moja ocena: 6/6
J.K. Rowling, Harry Potter i Zakon Feniksa, tł. Andrzej Polkowski, 955 str., Media Rodzina 2004.