sobota, 22 czerwca 2019

"Władca liczb" Marek Krajewski


Bardzo trudno pisać o kolejnych tomach cyklu, który się lubi od lat. Krajewskiego będę cenić zawsze - za niezwykłą erudycję, mądrość, logikę, cytaty, nawet za w pewnym stopniu edukacyjny wymiar jego książek. 

Władca liczb to przewrotnie skonstruowana powieść - Wacław Remus czyta pamiętniki ojca, w których trafia na nierozwiązaną sprawę, którą po latach postanawia rozwikłać. Zagadka ściśle związana jest z matematyką, a sama sprawa rozegrała się w 1956 roku. Krajewski na początku zwodzi czytelnika, przeskakując między współczesnością, a czasem akcji wydarzeń z pamiętnika, sugestywnie opisując sceny odnalezienia w Odrze topielca oraz zakupu narkotyków. 

Siedemdziesięcioletni Popielski pracuje w kancelarii adwokackiej jako śledczy, gdy zostaje mu powierzona jego ostatnia sprawa. Hrabia Władysław Zaranek-Plater walczy o pokaźny spadek, jego konkurentem jest brat - szalony matematyk, który serię samobójstw we Wrocławiu wiąże z klątwą Belmispara - władcy liczb. Podeszły wiek Popielskiego daje mu się we znaki - fizycznie nie daje rady, by prowadzić intensywne śledztwo. To człowiek świadomy upływu czasu i stopniowego końca jego pracy zawodowej i w końcu życia. To także koniec jego świata - we Wrocławiu lat 50. jest dinozaurem, egzotyką. Wyróżnia się jego strój, sposób mówienia, obyczaje. Trafia wprawdzie na starych znajomych, ale ten świat odchodzi, tak jak z polskiej mapy zniknął Lwów.

Zauważyłam, że ten tom nie cieszy się pozytywnymi opiniami wśród czytelników. Ja jestem odmiennego zdania - z ciekawością i podziwem śledziłam matematyczne rozważania i akcję usnutą dookoła liczb. Podziwiam autora za logikę, fantazję i pomysł na tę zagadkę kryminalną. Nadal z sentymentem czytam o Wrocławiu - topografii, zmianach, historii miasta. I wreszcie język - Krajewski to erudyta, który zręcznie włada piórem.

Moja ocena: 5/6

Marek Krajewski, Władca liczb, 312 str., Wydawnictwo Znak 2014.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz