piątek, 28 lutego 2025

"Urwisko" Robert Małecki




Rzutem na taśmę pociągnęłam kolejny cykl Małeckiego, by wykorzystać dostęp do wersji w formie audiobooka. Na marginesie dodam, że nic nie słucha mi się tak dobrze jak kryminały. Ten cykl poświęcony jest bydgoskiemu Archiwum X, który tworzy para policjantów Maria Herman i Olgierd Borewicz. Dodatkowym smaczkiem jest to, jak świetnie łączy się z cyklem o Bernardzie Grossie – w tle pojawiają się te same postaci i miejsca, jak na przykład prokurator Legner, a nawet sam Gross.

Na biurka komisarki i komisarza z Archiwum X trafia sprawa sprzed pięciu lat. Wtedy zaginęła Monika Chudzińska, młoda kobieta, której malutkie dziecko zmarło wcześniej na skutek hipotermii. Ciała Moniki nigdy nie odnaleziono, a najbardziej prawdopodobną hipotezą było samobójstwo zrozpaczonej matki. Maria Herman i 007, jak nazywany jest Borewicz, zaczynają rozkładać tę sprawę na czynniki pierwsze i bardzo szybko pojawia się przypuszczenie, że sprawy potoczyły się inaczej. Zebranie twardych dowodów okazuje się jednak nie lada sztuką. Śledztwo zacznie obejmować sąsiadów, rodzinę, a nawet przyjaciół ze szkoły. Małecki świetnie wplata tu wiele fachowych informacji na temat insektów, hipotermii czy nawet budowy przydomowych basenów. Bardzo duże brawa za tak drobiazgowy research.

Małecki nie byłby Małeckim, gdyby pozostał tylko przy samym śledztwie. Mamy więc prywatne perypetie Marii i Olgierda. Marię wciąż gonią widma nałogu, wciąż próbuje zrozumieć swoją relację z matką, a równocześnie zaczyna tęsknić za partnerem u swojego boku. Borewicz natomiast także walczy ze swoim nałogiem, a także gorzej niż lepiej próbuje ratować małżeństwo.

Świetna rozrywka, polecam!

Moja ocena: 5/6

Robert Małecki, Urwisko, 456 str., Wydawnictwo Literackie 2023.

czwartek, 27 lutego 2025

Stosikowe losowanie – marzec 2025


 

Anna wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 300 książek) - 122
McDulka wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 16 książek) - 3
Agnes wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1230 książki) - 3
ZwL wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 12 książek) - 7
Maniaczytania wybiera numer książki dla Guci (w stosie 21 książek) - 18
Gucia wybiera numer książki dla Katarzyny (w stosie 24 książki) - 12
Katarzyna wybiera numer książki dla Anny (w stosie 219 książek) - 103

"Skrzep" Robert Małecki


Bardzo lubię serię o Bernardzie Grossie, najbardziej jednak lubię jej słuchać. Dlatego gdy wpadł mi kod do Audioteki w podziękowaniu za wzięcie udziału w plebistycie Lubimy czytać, rzuciłam się na najnowszy tom tego cyklu.

Dowiadujemy się od razu, jaka zbrodnia wyciągnęła Bernarda z samolotu do Wielkiej Brytanii i odroczyła spotkanie z synem. Otóż pod Chełmżą znaleziono zwłoki trzyosobowej rodziny, wszystko wskazuje na samobójstwo rozszerzone, ponieważ ciała matki i córki leżą w domu, a ojciec powiesił się w szopie. Gross i Skałka mają jednak wątpliwości – na ciele ojca nie ma śladów krwi ani walki z ofiarami, które zostały zabite młotkiem. Sprawa jest trudna także od strony formalnej – na komendzie rządzą gierki wewnętrzne i sprawa zostaje powierzona innemu zespołowi, który odhacza ją bardzo szybko jako wyżej wspomniane samobójstwo. Gross jednak drąży i zapuszcza się w świat rodzinnych koneksji ofiar. Okazuje się, że rolę odgrywają tam uzależnienie od innych osób, depresja, chciwość i toksyczny związek. 

Przy okazji rozwikływania tej zagadki poznajemy dalsze losy Grossa i Skałki, a to wierne fanki tej serii zapewne interesuje najbardziej. Gross walczy z napadami paniki, Skałka ze wspomnieniami o związku z kochankiem. Oboje grzęzną w wątpliwościach i problemach. 

"Skrzep" przesłuchałam błyskawicznie, dosłownie nie mogłam się oderwać od lektury. Bardzo odpowiada mi melancholijny klimat tego cyklu, retrospekcje i postaci śledczych. Teraz czekam na kolejny tom, bo tu jeszcze dużo może się wydarzyć.

Moja ocena: 5/6

Robert Małecki, Skrzep, 368 str., Wydawnictwo Literackie 2024.

środa, 26 lutego 2025

"W ciemność" Anna Bolavá


Anna Bartaková mieszka na czeskiej wsi i od dziecka fascynuje się ziołami. Tę pasję zaszczepiła w niej babcia, która była specjalistką na tym polu. Anna mieszka samotnie w domu po babci, pracuje jako tłumaczka, a w każdej wolnej chwili zbiera zioła i co wtorek zwozi je do skupu. Od pierwszych stron powieści wchodzimy w głowę Anny, która obsesyjnie oddaje się swojej pasji. Całe jej życie kręci się wokół ziół – co aktualnie kwitnie, co można zrywać, jak zrywać, kiedy, jak suszyć i kiedy odwieźć do skupu. Praca zawodowa schodzi na drugi plan, jedzenie, życie – to wszystko się nie liczy.
Wśród myśli Anny pojawiają się przebłyski z przeszłości – stopniowo dowiadujemy się, że był mąż i znienawidzony teść, że są kuzynki, jak zmarła babcia, kto jeszcze mieszka w wiosce. Wszystkie te informacje jednak są przefiltrowane przez myśli Anny.

Ta powieść to dogłębne studium pogrążania się w obsesji. Bolavá fantastycznie opisuje stopniowe odcinanie się bohaterki od świata, która minimalizuje kontakty, porzuca pracę, ignoruje ból i własne dolegliwości. Ponadto w innych widzi często złą wolę, podejrzliwie podchodzi do większości ludzi, także tych, którzy starają się jej udzielić pomocy. Sporą rolę odgrywa tu zapewne samotność kobiety – nie ma punktu odniesienia ani nikogo, z kim dzieliłaby swoją pasję do ziół. 

Bolavá stworzyła bardzo spójną postać, ukazując jej stopniowe osuwanie się w tytułową ciemność, zarazem nie dopowiadając zbyt wiele. Czytelniczka otrzymuje zaledwie strzępy informacji o przeszłości Anny, samo zakończenie też jest w pewien sposób otwarte. Czeszka pięknie opisuje naturę, poszczególne rośliny i cały proces zbierania ziół. Ta powieść to coś wyjątkowego, odmiennego, potrafi zachwycić tym florystycznym klimatem. Dajcie się uwieść tej pięknej okładce, warto!

Moja ocnea: 5/6

Anna Bolavá, W ciemność, tł. Agata Wróbel, 296 str., Wydawnictwo Książkowe Klimaty 2015.

wtorek, 25 lutego 2025

"Rumunia. Albastru, ciorba i wino" Agnieszka Krawczyk

 


Kolejny tom z serii podróżniczej bardzo mi przypadł do gustu. Autorka studiowała język rumuński, jest przewodniczką i ma ogromną wiedzę na temat tego kraju. Ponadto potrafi pisać i przekazać swoją miłość do tego kraju, zarazem nie unikając ukazania jego bolączek i problemów. Ten subiektywny, osobisty ton nadaje tej książce wyjątkowego rysu, ale i zaraża chęcią natychmiastowego odwiedzenia Rumunii.

Autorka podejmuje wszystkie tematy typowe dla tego typu publikacji. Są naturalnie kulinaria, architektura, bardzo dużo zwyczajów i folkloru, jest charakterystyka Rumunek i Rumunów, jest nieco historii, jest język (jak zwykle mój ulubiony rozdział), ale i dużo osobistych przeżyć. Krawczyk też wielokrotnie wraca do tematu Draculi, z którym głównie kojarzona jest Rumunia – próbuje ten mit rozłożyć na czynniki pierwsza, zabiera na wizytę do słynnego zamku i opisuje genezę tego fenomenu.

Krawczyk nie koloryzuje, opisuje regiony, które zna dobrze, wylicza te, których jeszcze nie odwiedziła, a zarazem wplata sporo informacji turystycznych na temat godzin otwarcia i cen, które moim zdaniem są zbyteczne i zapewne kilka lat po wydaniu książki już nieaktualne. Podczas lektury miałam wrażenie, że autorka chce opisać wszystko, a przynajmniej jak najwięcej, co może być równocześnie zaletą i wadą. Jako że jej styl jest potoczysty i lekki w odbioze, zaliczam to do zalet.

Trudno opisywać tego typu książkę bez przytaczania konkretnych faktów, a przecież nie o to tu chodzi. Ja sięgnęłam po nią, nie planując podróży do tego kraju, z czystej chęci bliższego poznania Rumunek i Rumunów i tę funkcję Agnieszka Krawczyk świetnie spełniła. 


Moja ocena: 5/6

Agnieszka Krawczyk, Rumunia. Albastru, ciorba i wino, 400 str., Wydawnictwo Poznańskie 2022.

poniedziałek, 24 lutego 2025

"Soho" Fiona Mozley


Fabuła powieści Fiony Mozley osnuta jest wokół jednej ze starych kamienic w londyńskiej dzielnicy Soho. To miejsce jest punktem stycznym licznych bohaterów tej książki. Na wyższych piętrach rezydują prostytutki, z których dwie poznamy bliżej. Jedna z nich porzuciła już ten fach i jest opiekunką młodej dziewczyny. Razem utrzymują na dachu budynku ogródek, razem gotują, śpią i spędzają dnie. Właścicielką kamienicy jest Agatha, dziedziczka ogromnej fortuny swojego ojca, która tkwi w sporze z przyrodnimi siostrami, którym nie przypadło nic ze spadku po ojcu. Agatha planuje wyburzenie kamienicy, bo zwolnić miejsce na nowoczesne mieszkania. Pod kamienicą natomiast koczują kloszardzi z ich samozwańczym królem. W tych podziemiach krąży też zaginiona Cheryl, która poszukuje własnej tożsamości. Mamy też młodego aktora, który zatrudniony został do wątpliwej produkcji, pełną nadziei na lepszy świat policjantkę, bogatego chłoptasia uwikłanego w niezbyt szczęśliwy związek oraz licznych gości burdelu.

Ta powieść zaczyna się ciekawie, zapowiada emocjonującą walkę między starym Londynem a pędem do nowości, między bogactwem a biedą, między kobietami a mężczyznami. Niestety te oczekiwania nie zostały spełnione. Zastanawiałam się długo, czego w tej powieści zabrakło, bo i językowo jest dobra, i postaci ciekawe. Wydaje mi się, że w tej mnogości wątków siada napięcie, znika gdzieś główny wątek, a autorce nie udaje się utrzymać uwagi czytelniczki. Na początku bardzo podobała mi się kreacja domu publicznego, ukazanie perspektywy prostytutek, a także postać Agathy, ale z czasem straciłam zainteresowanie całą akcją, która rozmyła się na wiele pobocznych wątków. Samo zakończenie zupełnie mnie nie zaskoczyło, było spójne z kreacją prostytutek i odebrałam je jako naturalną konsekwencję wydarzeń. 

"Soho" to powieść z rodzaju tych,  w których wszystko (czyli pomysł, postaci, język) się zgadza, ale niestety nie wzbudzają we mnie większych emocji.

Moja ocena: 3/6

Fiona Mozley, Soho, tł. Agnieszka Walulik, 416 str., Wydawnictwo Pauza 2024.


sobota, 22 lutego 2025

"Albania. W szponach czarnego orła" Izabela Nowek


Albania to kolejny kraj, który poznałam dzięki serii podróżniczej. Moją przewodniczką była Izabela Nowek, która naprawdę jest przewodniczką turystyczną, a zarazem żoną Albańczyka. To idealna kombinacja, by przybliżyć czytelniczce ten kraj. Nowek opowiedziała swoją własną historię z Albanią w tle, ale i pokusiła się o obalenie stereotypu, jaki wiele osób ma na temat Albanii: dyktator, bieda, mafia, bunkry. Moim zdaniem, udało się jej to, choć od tych tematów wcale nie uciekała. Nowek nakreśla je jednak z innej perspektywy, tłumaczy przyczyny i pokazuje stan obecny.

Znajdą się w tej książce takie tematy jak oczywiście kuchnia, zwyczaje, folklor, legendy, opisy przeróżnych miejsc i język. Nowek czerpie garściami z opowieści rodzinnych męża, ale i z własnych doświadczeń i spotkań. Widać, że pokochała swoją ojczyznę z wyboru, ale kreślony przez nią obraz nie jest przesłodzony i bezkrytyczny. 
Autorka przekonuje nas, że Albania to mozaika kultur, legend i zwyczajów. Są tu miejsca piękne i urokliwe, a także zaniedbane i brudne. Jest otwartość, ale i przywiązanie do zwyczajów, są wpływy chrześcijańskie i muzułmańskie. 

Wyobrażam sobie, że dla osób bliżej znających Albanię ta książka nie będzie stanowić niespodzianki, bo i chyba nie taki był cel autorki. To raczej opowieść dla osób, które o kraju niewiele wiedzą, które planują do niego podróż lub były w Albanii i chcą po tej wyprawie lepiej zrozumieć to państwo. 

Ja słuchałam audiobooka, ale jeśli faktycznie wreszcie się do Albanii wybiorę, zaopatrzę się w wersję papierową, bo z przyjemnością obejrzałabym zamieszone w książce zdjęcia.

Moja ocena: 4/6

Izabela Nowek, Albania. W szponach czarnego orła, 300 str., Wydawnictwo Poznańskie 2022.

piątek, 21 lutego 2025

"Słowacja. Apacze, kosmos i haluszki" Łukasz Grzesiczak


Słowacja to kraj w jakiś sposób mi bliski, zapewne dlatego, że spędzałam tam często wakacje i byłam zaciekawiona językiem, ale i obyczajami. Książka Grzesiczaka pozwoliła mi się sporo dowiedzieć o kondycji współczesnej Słowacji, dała głębszy ogląd na wiele spraw, ale pozostawiła też pewien niedosyt. W serii podróżniczej każda autorka czy autor stawia na kwestie mu bliskie, dlatego te publikacje bardzo się od siebie różnią. Ja lubię, gdy w tych książkach jest dużo o osobistych doświadczeniach i tego tu nie zabrakło. Natomiast autor jako reporter skupił się bardziej na tematach politycznych i kontrowersyjnych, co czyni tę książkę bliższą reportażowi niż osobistej opowieści o danym kraju. 

Grzesiczak porusza wiele tematów, tym przewijającym jest jednak pozycja Słowacji względem Czech. Słowacja jako dość świeże państwo wciąż ma poczucie bycia młodszą siostrą i przyczepką do Czech, autor stara się więc udowodnić, że niesłusznie. Dlatego przewijają się tu nagminnie zachodni sąsiedzi, głównie w funkcji porównawczej, np. w kwestii języka. Ten rozdział ciekawił mnie zresztą najbardziej, szczególnie że Grzesiczak pokusił się także o porównania z polskim. Reporter wplata tu rozmowy ze Słowaczkami i Słowakami żyjącymi w Polsce, zresztą cała książka zasadza się na rozmowach. Na przykład w rozdziale o Romach mamy nawet rozmowę z burmistrzem miasta, w którym mieszka duża społeczność romska. Grzesiczak nie boi się trudnych tematów i próbuje naszkicować ich tło, przyczyny, a także perspektywy. Sporo tu odwołań do polityki, przetasowań na najwyższym szczeblu, a także tragedii (zamordowania dziennikarza i jego partnerki), która wywarła wielki wpływ na słowacką rzeczywistość. 

Przy całej fachowości tych rozdziałów wiele razy miałam wrażenie, że autor sięga tutaj do wcześniej publikowanych lub napisanych własnych tekstów, bo sporo tu powtórzeń i powracania do tych samych faktów. 
Jeden z rozdziałów to swoisty przewodnik po Bratysławie, szczególnie po ciekawych lokalach i mniej znanych turystom miejscach. 
Grzesiczak nie omija też takich tematów jak kulinaria, sport czy tożsamość narodowa – możemy więc obserwować Słowaczki i Słowaków z wielu przeróżnych perspektyw. 

Moja ocena: 4,5/6

Łukasz Grzesiczak, Słowacja. Apacze, kosmos i haluszki, 336 str., Wydawnictwo Poznańskie 2023.

czwartek, 20 lutego 2025

"Nitrogliceryna niepokoju" Leila Guerriero


 

Leilę Guerriero znałam już ze zbioru reportaży "Dziobak literatury", więc chętnie sięgnęłam po ten wybór jej tekstów, przygotowany specjalnie dla polskiej czytelniczki. Potwierdziły ona, jak dobrą reporterką jest Argentynka, zastrzeżenia mam tylko techniczne, do samego doboru tekstów. Zamieszono tu trzy rodzaje reportaży: historyczne, portrety różnych postaci oraz eseistyczne zapiski o pracy reporterki. Te ostatnie są bardzo krótkie i zdecydowanie odstają od innych, pełnych reportaży. Ja traktowałam je jako przerywnik między trudniejszymi tekstami i jako możliwość poznania autorki, bo właśnie w tych esejach jest najwięcej Leili Guerriero.

Z pozostałych tekstów dowiedziałam się bardzo dużo, przede wszystkim na temat wojny o Malwiny/Falklandy oraz o ekshumacjach ofiar. To historia zupełnie w Polsce nie znana, może poza faktem samej wojny, a dla Argentynek i Argentyńczyków niezwykle traumatyczna. Fantastyczne są także portrety kobiet – żon słynnych mężów, nie skupione jednak na ukazaniu znanych postaci, ale na samych kobietach. Widać, że Guerriero potrafi tak poprowadzić rozmowę, by wyłuskać jak najwięcej informacji o nich samych. Udaje się jej pokazać osoby nietuzinkowe (jak tancerka tanga), skryte za kulisami, niedostrzegane. 

Mimo że wszystkie reportaże osadzone są w Argentynie i jej kulturze, to czyta się je bardzo uniwersalnie. Dotyczą problemów ogólnoludzkich, a gdy podejmują lokalne akcenty czy historię, to spełniają swoją funkcję poznawczą. Ja na pewno sporo się dowiedziałam.

Moja ocena: 4,5/6

Leila Guerriero, Nitrogliceryna niepokoju, tł. Bogumiła Lisocka-Jaegermann, Beata Szady, 280 str., Wydawnictwo Dowody 2023.

środa, 19 lutego 2025

"Instrukcja dla pań sprzątających" Lucia Berlin


Te opowiadania były od dawna na mojej liście, więc zaproponowałam tę książkę na moim lokalnym, angielskim, klubie książkowym. Uczestniczki skusił tytuł, zapowiadający, według nich, lekką lekturę. Jako że wiedziałam, że ta lektura bynajmniej nie będzie lekka, zaprotestowałam, ale wybór został poczyniony. I w efekcie nikt tej książki nie przeczytał do końca. Amerykanka odpadła na początku, pozostałe przeczytały więcej. Jako jedyna przeczytałam cały zbiór i miałam o nim pozytywne zdanie.

Opowiadania Berlin nie są lekką lekturą. Autorka obraca się w kręgu podobnych tematów i podobnych postaci. To jakby ogrywanie tego samego życia na różne sposoby. Raz zmienia się ich układ, raz rekwizyty, czasem otoczenie, czasem chronologia czy charakterystyka bohaterek, ale to wciąż cząstka samej autorki. Berlin mocno bazuje na swoich doświadczeniem, jest bystrą obserwatorką i operuje ciętym, nie pozbawionym humoru językiem, mimo że wszystkie poruszane przez nią tematy są trudne. Wśród nich przewijają się alkoholizm matki, dziadka, ale i jej samej, choroba (rak), życie w Chile i na pograniczu meksykańskim, nielegalna imigracja, molestowanie, praca w szpitalu i w gabinecie, przemoc itd. Tu nie ma teksów lekkich, wesołych, nawet te lżejsze w formie powalają ciężarem tematów. Wiele z tych problemów autorka wplata mimochodem, opisując wydarzenia, nagle docieramy do aborcji czy molestowania, które zostają wspomniane jako najzwyklejsza rzecz, która się przydarza. Berlin nie segreguje i nie filtruje, opisuje życie z jego brzydotą, beznadzieją, uciskiem, zależnością od miejsca urodzenia i pochodzenia. 

To teksty są niewygodne, często pozostawiają w czytelniczce uczucie niesmaku, niepokoju, ale warto je czytać, by zobaczyć "ten inny" obraz USA, z naciskiem na sytuację kobiet, bo to właśnie ich sytuacja najbardziej interesuje autorkę. Uwikłanie w nieudanych związek, problemy z ciążą, przemoc fizyczna i psychiczna, alkoholizm jako środek na uśmierzanie bólu psychicznego. Mam wrażenie, że im dalej w zbiór, tym ciekawsze i mocniejsze są te teksty. 

Polecam, raczej w małych dawkach i na dłuższą lekturę.

Moja ocena: 5/6

Lucia, Berlin, Instrukcja dla pań sprzątających, tł. Dobromiła Jankowska, 496 str., Wydawnictwo Czarne 2023.

wtorek, 18 lutego 2025

"Metry na sekundę" Stine Pilgaard


Bezimienna młoda kobieta przeprowadza się z partnerem i malutkim synkiem na wieś w Jutlandii. Jej partner podejmuje pracę w szkole ludowej – placówce z internatem dla młodych dorosłych. Wszyscy nauczyciele mieszkają na tym samym terenie i tworzą swoistą wspólnotę. Narratorka jednak nie potrafi w nią wsiąknąć, obserwuje nieco z boku ten małomiasteczkowy vibe. Obserwujemy ją w codziennym życiu – w interakcjach z dyrektorką szkoły, na kursie prawa jazdy, w rozmowach w domowym żłobku, do którego oddaje dziecko. Z czasem podejmuje pracę w lokalnej gazecie, w której prowadzi kącik porad. 

Pilgaard stawia na trzy rodzaje narracji – pierwszoosobową ukazującą przemyślenia i przeżycia narratorki, drugi rodzaj to listy do gazety i odpowiedzi Wyroczni. I tutaj także mamy okazję poznania narratorki, bo jej odpowiedzi zasadzają się na własnych doświadczeniach. Wreszcie są tu duńskie pieśni ludowe ze zmienionym tekstem. O ile lubię takie eksperymenty narracyjne, to tutaj nie do końca u mnie siadły. Problemy narratorki wydały mi się być błahe, jej nastawienie do życia zupełnie nie rezonuje z moim, a jej podobno dowcipne i cięte spostrzeżenia ani mnie śmieszyły, ani zdumiewały. 

Zupełnie umknął mi urok tej książki, choć byłam przekonana, że to będzie typ opowieści, który mnie zainteresuje. Podejrzewam, że nie zagrał tu styl, nie łapałam podobno ciętego dowcipu autorki.

Moja ocena: 3/6

Stine Pilgaard, Metry na sekundę, tł. Zuzanna Zywert, 288 str., Wydawnictwo Pauza 2025.

poniedziałek, 17 lutego 2025

"Śmierć w jej dłoniach" Ottessa Moshfegh

 


Vesta Gul jest po siedemdziesiątce i po śmierci męża przeprowadziła się z zachodu Stanów Zjednoczonych na wschód. Mieszka sama z psem i prowadzi dość jednostajne życie. Pewnego dnia podczas spaceru z podopiecznym znajduje w lesie leżącą na ziemi kartkę zawiadamiającą, że nie żyje Magda i że nikt się nigdy nie dowie, kto ją zabił. Vesta totalnie wkręca się w tę informację i zaczyna snuć piramidalne teorie spiskowe na temat Magdy, jej życia, kontaktów, losów i zabójcy. W tym wyimaginowanym scenariuszu obsadza mieszkańców i mieszkanki miasteczka. Vesta tak bardzo wciąga się w ten świat, że zaczyna tworzyć całą powieść kryminalną, chadza do biblioteki, korzysta z komputera, spisuje całe kartki z wymyśloną historią. Co gorsza zaczyna też krążyć po okolicy w ramach researchu i ma dość kuriozalne spotkania z sąsiadami i innymi ludźmi. 

Na pierwszy rzut oka można by sądzić, że to powieść o starszej kobiecie, która pogrąża się w szaleństwie czy jakimś rodzaju demencji. Ja tu jednak widzę dużo więcej. Dzięki narracji pierwszoosobowej możemy poznać myśli i przeszłość Vesty, która bardzo dużo wspomina swojego męża. Stopniowo wyłania się obraz mężczyzny przemocowego i wcale nie tak wspaniałego, jak można by sądzić na pierwszy rzut oka. Vesta przepracowuje w ten sposób swoją przeszłość, odcinając się od niej i stawiając na swoją sprawczość, nawet jeśli będzie to tylko prowadzenie urojonego śledztwa. Z innej strony można też zaobserwować proces powstawania powieści kryminalnej – Moshfegh świetnie pokazuje kreowanie wątków, wymyślanie tła, motywów i charakterów. 

Językowo i psychologiczne to dobra książka, ale jednak mnie nie porwała. Wynurzenia Vesty mnie nudziły i choć doceniam pióro Moshfegh, to zabrakło mi tu napięcia, jakiegoś punktu kulminacyjnego. 

Moja ocena: 4/6

Ottessa Moshfegh, Śmierć w jej dłoniach, tł. Teresa Tyszowiecka, 224 str., Wydawnictwo Pauza 2025.

sobota, 15 lutego 2025

"Dni w historii ciszy" Merethe Lindstrøm


Niespieszna opowieść o starzejącym się małżeństwie wciągnęła mnie swoimi niedopowiedzeniami i skrywanymi tajemnicami rodzinnymi. Eva opiekuje się mężem, Simonem, który coraz bardziej osuwa się w demencję. Simon przestał mówić, pogrążył się w ciszy, co jest coraz większym obciążeniem dla otoczenia. Narracja jest prowadzona z perspektywy Evy, która stopniowo opowiada historię rodzinną. Poznajemy traumatyczne wydarzenia z przeszłości jej i męża. Z każdym wspomnieniem wyłania się obraz rodzinny naznaczonej minionym, ale też niewydolnej komunikacyjnie. Trzy córki małżeństwa nigdy nie poznały rodzinnych sekretów i nie rozumieją nagłej decyzji rodziców, którzy zwolnili panią, która od dawna pomagała w domu. Owa pochodząca z Łotwy kobieta stała się członkinią rodziny, przyjaciółką, towarzyszką życia, tym bardziej nagłe jej zwolnienie jest całkowicie niezrozumiałe dla córek. Czytelniczka ma szansę dość szybko domyślić się przyczyn, ale autorka niespiesznie podąża do wyjaśnienia sytuacji, nie jest to bowiem thriller czy powieść nastawiona na wartką akcję, a raczej na ukazanie psychologicznego rysu postaci.

Zaskakującym jest, jak, mimo tylu lat wspólnego życia, chłodne są relacje w tej rodzinie, ale także zupełnie nie oczekiwałam w norweskiej powieści wątku wojennego – wyniesiona przez Simona trauma, a zwłaszcza jej skutki są ciekawie ograna we współczesności. Zresztą tytułową ciszę rozumieć można także symbolicznie – to obraz tej rodziny, w której nie rozmawia się o trudnych tematach, pomija milczeniem niewygodne. 

Zaskakująca rzecz, nieco przeciągnięta, dlatego nie porwała mnie całkowicie, ale warta lektury.

Moja ocena: 4/6

Merethe Lindstrøm, Dni w historii ciszy, tł. Karolina Drozdowska, 224 str., Wydawnictwo ArtRage 2024.


czwartek, 13 lutego 2025

"Rekin z parku Yoyogi" Joanna Bator


Tę książkę kupiłam dawno, zaraz po lekturze "Japońskiego wachlarza", który bardzo mi się spodobał. W przypadku tej pozycji jednak potwierdziła się maksyma, że nie należy wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. O ile pierwszy zbiór był świeży i interesujący, to ten bardziej jest popłuczynami po tamtych tekstach. Owszem jest tu kilka ciekawszych rozdziałów, ale rozpływają się w powtarzalności i krążeniu wokół tych samych tematów. 

Pierwszym błędem jest sprzedawanie tej książki jako reportaż, bo to zbiór krótkich felietonów, w których często to autorka gra główne skrzypce, co samo w sobie nie jest złe, a często interesujące. Taka osobista perspektywa mi pasuje, ale dobrze jest być jej świadomą, sięgając po książkę.

Największym problemem tej książki jest jej powtarzalność. Bator wciąż i wciąż chwyta te same tematy – Murakami przewija się niemal na każdej stronie. Podobnie jest z fenomenem otaku, któremu poświęcona jest trzecia część książki. Z jednej strony to najbardziej spójny fragment, analizujący jedno zjawisko, ale z drugiej autorka ślizga się po temacie, dochodząc wciąż do tych samych wniosków. Czytanie tego było dla mnie bardzo nużące. 

Nawet jeśli podczas lektury doceniałam niektóre z rozdziałów, to jakiś czas po niej pamiętam tylko te irytujące felietony. Niestety nawet zręczne pióro Bator nie uratowało tej książki. Myślę, że dużo lepszym wyborem byłaby publikacja pojedynczych tekstów (jak to miało miejsce w przypadku niektórych) i odpuszczenie tworzenia z nich zbioru. Jestem przekonana, że gdybym czytała je osobno w odstępie czasowym, dużo bardziej bym je doceniła.

Moja ocena: 3/6

Joanna Bator, Rekin z parku Yoyogi, 236 str., Wydawnictwo W.A.B. 2014.

"Ciała niebieskie" Jokha Alharthi

 


Tę książkę chciałam przeczytać, odkąd o niej usłyszałam. Przede wszystkim dlatego, że nie miałam styczności z literaturą z Omanu, a już z tą napisaną przez kobiety, w ogóle. Bardzo czekałam na polski przekład i słusznie, bo nie jest to łatwa lektura. Ja popełniłam jeden podstawowy błąd – sięgnęłam po audiobook, a to jest jednak ten typ książki, który źle się słucha. Ze względu na mnogość postaci, ale i ze względu na charakterystyczne prowadzenie narracji: nielinearne i niechronologiczne. Owszem, udało mi się zorientować w tej historii, ale wymagało to ode mnie dużego skupienia i mam poczucie, że jednak coś mi umknęło. 

Jokha Alharthi na podstawie historii jednej rodziny opowiedzianej z wielu perspektyw pozwala poznać wiele aspektów życia w Omanie. Większość z nich jednak nie była dla mnie zaskakująca, czy może w jakiś sposób się ich spodziewałam. Mamy więc patriarchat, rolę kobiet zredukowanych do żon i matek, a także nagły skok rozwojowy w Omanie, który katapultuje to państwo i jego mieszkańców z pustyni do wielkiego miasta, spośród wielbłąd do samochodów, z wioski do studiów zagranicą. Autorka wplotła tu kilka zaskakujących dla mnie kwestii jak choćby niewolnictwo niesprowadzone tylko do biernej i służalczej roli. Sama historia rodziny jednak mnie nie porwała, zapewne ze względu na brak chronologii. Nie oznacza to, że jestem zwolenniczką tylko i wyłącznie tradycyjnych narracji, co więcej, uważam, że taka alinearna opowieść bardzo do tej książki pasuje, przypominając snutą przy ognisku i opowiadaną naprzemiennie gawędę. Tu jednak coś nie do końca zagrało. Bardzo żałuję, bo sięgałam z po tę książkę z pozytywnym nastawieniem i przekonaniem, że mnie porwie. 

Niemniej, oczywiście nie żałuję lektury, cieszę się bardzo, że miałam okazję poznać kawałek omańskiej literatury. Ciekawa jestem, czy na jej tle, taka narracja jest wyjątkowa czy może wpisuje się w kanon? 

Moja ocena: 4/6

Jokha Alharthi, Ciała niebieskie, tł. Hanna Jankowska, 216 str., Wydawnictwo ArtRage 2024.

niedziela, 2 lutego 2025

Stosikowe losowanie – luty 2025

 


Katarzyna wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1250 książek) - 1213
ZwL wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 18 książek) - 12
Guciamal wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 54 książki) - 29
Maniaczytnia wybiera numer książki dla Anny (w stosie 221 książek) - 45
Anna wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 300 książek) - 199
McDulka wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 18 książek) - 5
Agnes wybiera numer książki dla Katarzyny (w stosie 25 książek) - 8


"Białość" Jon Fosse


Mężczyzna jedzie samochodem przed siebie, przez zatopiony w śniegu las. Dojeżdża do punktu, w którym auto już dalej nie ma możliwości ruchu. Wysiada i rusza przed siebie. Bez planu, bez celu, w las. Otacza go biały krajobraz, tak biały, że trudno w nim cokolwiek rozróżnić. Człowiek dostrzega w lesie, między drzewami, postacie, które zdają się z nim rozmawiać. 
To w zasadzie wszystko, co można o tej noweli powiedzieć. Ten tekst bowiem nie żyje treścią, a raczej budowaniem atmosfery niepokoju, próbą zanurzenia czytelniczki w hipnotycznej i wciągającej aurze. 
Przyznam, że w moim przypadku się to udało, czemu posłużyła lektura książka na jeden raz, a właściwie przesłuchanie audiobooka. 
Fosse płynnie prowadzi tę narrację, tak pozornie ubogą w treść, a zarazem tak hipnotyzującą i dającą przestrzeń do interpretacji. Norweg przekonuje, że strumień świadomości nie musi być trudny do czytania, nudny czy monotonny, wręcz przeciwnie – potrafi wciągać i pochłaniać. 
"Białość" skłoniła mnie do rozważań o końcu, samotności i nadziei. Myślę, że to nie będzie moje ostatnie spotkanie z noblistą.

Moja ocena: 5/6

Jon Fosse, Białość, tł. Iwona Zimnicka, 50 str., ArtRage 2024.