Ten zbiór zawiera trzy bardzo odmienne teksty, choć stylistycznie można w nich dostrzec pewne punkty styczne. W pierwszym opowiadaniu "Jak zostałam zakonnicą" Aira opowiada historię chłopca noszącego imię i nazwisko autora, ale używając końcówek i zaimków żeńskich, co początkowo wprawia w konsternację. Podobnie jak pierwsza scena, w której dziecko po przeprowadzce do miasta po raz pierwszy kosztuje lodów truskawkowych. Ten mistrzowsko zarysowany epizod wprowadza w świat dziecka zaniedbanego emocjonalnie, pozostawionego samemu sobie, krnąbrnego i złośliwego, jak określają je dorośli. Zagadkowy tytuł można tłumaczyć na wiele sposobów, a zakończenie opowiadania stanowi świetną narracyjną klamrę.
Drugi tekst zatytułowany "Płacz" opowiada historię mężczyzny, którego żona zdradziła z Japończykiem. Ten tekst wywołał we mnie najmniej emocji, zupełnie mnie nie zainteresował narracyjnie. Trzecie opowiadanie przedstawia zaś niezbyt ładną nastolatkę, która spędza czas, wędrując po mieście. Pewnego dnia zaczepiają ją dwie dziewczyny, punkówki, które czynią jej niedwuznaczne propozycje. Nastolatka próbuję się od nich opędzić, ale stopniowo daje się wciągnąć w konwersację i spędza z nimi bardzo niekonwencjonalny wieczór godny filmu akcji.
To środkowe opowiadanie choć wydało mi się być najmniej ciekawe, pozostaje w tym samym klimacie jak pierwsze i trzecie. Aira porusza się na granicy możliwego, popadając w absurd, surrealizm, nieuchwytność. To ten rodzaj prozy, który równocześnie denerwuje i przyciąga, zwodzi. Nigdy nie wiadomo, co będzie się kryło na kolejnej stronie. Aira doskonale panuje nad tekstem, ale i nad czytelniczką, miałam tu poczucie zabawy ze mną, wodzenia za nos, testowania moich możliwości poznawczych. Takie zabiegi mi nie przeszkadzają, ale jednak proza Argentyńczyka nie do końca ze mną rezonuje. Jako eksperyment literacki – tak, ale jako mój ulubiony pisarz – jednak nie.
Moja ocena: 4/6
Trzy opowieści, César Aira, tł. Tomasz Pindel, 280 str., Ossolineum 2019.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz