Niespieszna opowieść o starzejącym się małżeństwie wciągnęła mnie swoimi niedopowiedzeniami i skrywanymi tajemnicami rodzinnymi. Eva opiekuje się mężem, Simonem, który coraz bardziej osuwa się w demencję. Simon przestał mówić, pogrążył się w ciszy, co jest coraz większym obciążeniem dla otoczenia. Narracja jest prowadzona z perspektywy Evy, która stopniowo opowiada historię rodzinną. Poznajemy traumatyczne wydarzenia z przeszłości jej i męża. Z każdym wspomnieniem wyłania się obraz rodzinny naznaczonej minionym, ale też niewydolnej komunikacyjnie. Trzy córki małżeństwa nigdy nie poznały rodzinnych sekretów i nie rozumieją nagłej decyzji rodziców, którzy zwolnili panią, która od dawna pomagała w domu. Owa pochodząca z Łotwy kobieta stała się członkinią rodziny, przyjaciółką, towarzyszką życia, tym bardziej nagłe jej zwolnienie jest całkowicie niezrozumiałe dla córek. Czytelniczka ma szansę dość szybko domyślić się przyczyn, ale autorka niespiesznie podąża do wyjaśnienia sytuacji, nie jest to bowiem thriller czy powieść nastawiona na wartką akcję, a raczej na ukazanie psychologicznego rysu postaci.
Zaskakującym jest, jak, mimo tylu lat wspólnego życia, chłodne są relacje w tej rodzinie, ale także zupełnie nie oczekiwałam w norweskiej powieści wątku wojennego – wyniesiona przez Simona trauma, a zwłaszcza jej skutki są ciekawie ograna we współczesności. Zresztą tytułową ciszę rozumieć można także symbolicznie – to obraz tej rodziny, w której nie rozmawia się o trudnych tematach, pomija milczeniem niewygodne.
Zaskakująca rzecz, nieco przeciągnięta, dlatego nie porwała mnie całkowicie, ale warta lektury.
Moja ocena: 4/6
Merethe Lindstrøm, Dni w historii ciszy, tł. Karolina Drozdowska, 224 str., Wydawnictwo ArtRage 2024.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz