wtorek, 30 kwietnia 2024
Stosikowe losowanie – maj 2024
"Busz po polsku" Ryszard Kapuściński
poniedziałek, 29 kwietnia 2024
"Białe płatki, złoty środek. Historie rodzinne" Paweł Piotr Reszka
niedziela, 28 kwietnia 2024
"Kolonia" Audrey Magee
Kolonia to słowo bardzo pojemne. Może być rozumiane w wielu kontekstach i aspektach. Audrey Magee w swojej powieści pozwala na wiele interpretacji, czyniąc z tej niewielkiej książki opowieść wielce wielowymiarową.
W głównej warstwie fabularnej – dwoje przybyszów kolonizuje mała irlandzką wysepkę. To miejsce, gdzie ludzie wciąż żyją jak przed laty, używają niezmienionego języka irlandzkiego, żyją z rybołówstwa i skazani są na pogodę i jej kaprysy. W latach 70. to wciąż miejsce odosobnione, zapewniające izolację i samotność. Tej ostatniej poszukuje Charles Lloyd – angielski malarz. W małżeństwie mu się nie układa, jego obrazy słabo się sprzedają, więc przybywa na wyspę, by namalować dzieło życia, rzekomo klify i ocean. Wynajmuje dom od czteropokoleniowej rodziny składającej się z kobiet i nastoletniego chłopca. Mężczyzn nie ma, wszyscy zginęli podczas połowu, a ci, którzy do kobiet zaglądają, na wyspie już nie mieszkają. James, najmłodszy członek rodziny, odkrywa dzięki Lloydowi swój talent malarski, co więcej talent przewyższający zdolności Anglika. James ma bowiem tę zaletę, że zna wyspę od podszewki i jego zmysł obserwacji i znajomość flory, fauny i krajobrazu o wielokroć przewyższa tę Anglika.
Samotność szuka także Jean-Pierre Masson, Francuz, który od kilku lat odwiedza wyspę, na której prowadzi badania języka. Jego misją jest chęć ocalenia ginącego już języka irlandzkiego. Obaj panowie, którzy jako żywo, zachowują się jak kolonizatorzy, biorąc z wyspy to, co im się podoba i pasuje, się nie znoszą. Obaj zarzucają sobie kolonializm, brak poszanowania kultury i butę – i każdego z nich to dotyczy, ale w inny sposób. Masson zresztą niesie ze sobą niełatwą historię, jest bowiem dzieckiem Francuza i Algierki, kolonizatora i przedstawicielki ludu uciskanego.
Inną płaszczyzną jest społeczeństwo wyspy, które nie ma dobrego wyboru. Może ją opuścić, porzucając tradycje i język, ale zdobywając łatwiejsze i dostatniejsze życie albo na niej pozostać i cierpieć samotność, izolację i głód. Życie na wyspie to także życie w ciągłym zagrożeniu, każde wypłynięcie na morze może oznaczać śmierć, każda ciężka zima głód. Kwestia zachowania języka, to często dla wyspiarzy kwestia być i nie być. Znajomość angielskiego otwiera perspektywy i możliwości, trwanie przy irlandzkim i tradycjach skazuje na wegetację.
Podczas gdy Lloyd maluje, a Masson nagrywa ostatnią użytkowniczkę irlandzkiego, która nie zna angielskiego, w Irlandii giną ludzie. To okres zaciętych walk, zamachów, wzajemnego wybijania się przez katolików i protestantów. To kolejne oblicze kolonializmu, które dociera do oddalonej od świata wyspy i przeraża jej mieszkanki.
Magee podejmuje temat kolonializmu na wielu płaszczyznach, ukazując jego złożoność i wpływ ekonomiczny, społeczny i kulturowy na przestrzeni czasu.
Kolonia uwodzi także w warstwie językowej. Magee świetnie balansuje między sposobem mówienia różnych użytkowników języka. Lloyd myśli obrazowo, jego zdania są często równoważnikowe, krótkie, zawieszone. Masson natomiast jest jego przeciwieństwem, jako lingwista konstruuje długie, wielozdaniowe wywody. Fantastyczne są myśli matki Jamesa, która nigdy nie pogodziła się z utratą męża, brata i ojca – to swoiste strumienie świadomości pokazujące jej zawieszenie między przeszłością a przyszłością, między życiem, a czekaniem. Fantastyczne są rozmowy Lloyda z Jamesem – krótkie, powtarzalne, dobitne w swojej lakoniczności, ukazujące mądrość chłopca. W całej powieści nie brak humoru – Magee udało się wpleść ironię i subtelny humor w wiele scen i rozmów, zwłaszcza tych między Anglikiem i Francuzem. Nie zapominam także o licznych wstawkach po irlandzku i francusku – bardzo mi się podobały!
To bardzo dobra powieść, która pokazuje problem znany i już przestawiany na wiele sposobów z sporą dozą nowatorskości na płaszczyźnie fabularnej, ale i językowej.
Moja ocena: 5/6
Audrey Magee, Kolonia, tł. Dobromiła Jankowska, 340 str., Wydawnictwo Poznańskie 2024.
sobota, 27 kwietnia 2024
"Eileen" Ottessa Moshfegh
Eileen ma dwadzieścia cztery lata, mieszka z ojcem i pracuje w domu poprawczym dla chłopców. Nie brzmi to najgorzej, ale ojciec to były policjant, który nałogowo pije, ich dom to gorzej niż stajnia Augiasza – zasyfiona buda, której nikt od lat nie sprząta, a właściwie od śmierci matki, po której się Eileen nie otrząsnęła do dziś. A praca jest straszna i pełna przemocy – dom jest bowiem poprawczy tylko z nazwy, bardziej przypomina więzienie i miejsce dręczenia nieletnich. Do tego Eileen nie ma o sobie najlepszego zdania, właściwie to ma zdanie jak najgorsze. Uważa się za brzydką, nieudacznicę, rzadko się myje, nosi przypadkowo dobrane ubrania po matce, a żywi się byle czym. Utwierdza ją w tym ojciec, który codziennie ją szykanuje, wyzywa i poniża. Jednym słowem amerykańskiej sielanki nie ma.
Narratorka jest już grubo po siedemdziesiątce i wspomina kilka dni tuż przed Bożym Narodzeniem, zanim odmieniła swoje życie, przy okazji wplatając nieliczne wydarzenia po tym, jak opuściła dom. Nie dowiadujemy się jednak, jak potoczyło się jej życie po wyjeździe. Poznajemy za to szczegółowo jej niepochlebne i oceniające myśli oraz przeraźliwe pragnienie akceptacji i bliskości. Moshfegh nie szczędzi tu obrzydliwych opisów, naturalistycznych, turpistycznych wręcz – to zdecydowanie nie jest książka dla kogoś, kto takiej dosłowności nie lubi.
Eileen to obraz życia w amerykańskim małym miasteczku, które nie jest ani idylliczne, ani szczęśliwe, ani nie ma nic wspólnego z wymuskanym american dream. To zwykli ludzie, pozornie normalni, ale mentalnie ubodzy, zagubieni, straumatyzowani, uzależnieni, a co gorsze otoczenie, które o tym wie i to toleruje. Pomijając jednak ten aspekt, nie bardzo widzę jakąś konkluzję czy pointę tej książki, może dlatego, że narratorka nie zdradza, jak to, co wydarzyło się wtedy, gdy miała dwadzieścia cztery lata, wpłynęło na jej życie. Proza Moshfegh jednak jest warta uwagi – to soczysty, dosadny język. Amerykanka nie boi się pisać o kwestiach niewygodnych, fizjologicznych, brudnych i obrzydliwych, równocześnie kreując postaci nietuzinkowe, nietypowe, zaskakujące, niewygodne.
Proza warta uwagi, potoczysta, przyciągająca, ale na pewno nie dla każdej osoby.
Moja ocena: 4/6
Ottessa Moshfegh, Eileen, tł. Teresa Tyszowiecka, 272 str., Wydawnictwo Pauza 2024.
piątek, 26 kwietnia 2024
"Zrost" Robert Małecki
Czwarty i chyba (?) ostatni tom z komisarzem Bernardem Grossem w roli głównej. Małecki tym razem sięga po wydarzenia z II wojny światowej w rejonie Chełmży. To tam istniały podobozy Stutthofu, głównie kobiece i to tam już na samym końcu wojny zamęczono setki Żydówek, ewakuowanych z większych obozów. Ostatni świadkowie wojny żyją w pobliskich Bielczanach i gdy umiera jeden z nich, Stanisław Sądecki, okazuje się, że między nim, a jednym z sąsiadów od czasu okupacji istnieje zadra.
Śmierć mężczyzny wygląda na samobójstwo, ale Gross ma pewne podejrzenia, które się wzmacniają, gdy okazuje się, że w pobliżu jeziora, w którym znaleziono ciało, o tym samym czasie wydarzył się wypadek samochodowy. Obie te sprawy pozornie się nie łączą, ale niewielkie poszlaki każą Grossowi i Skałce szukać powiązań. Stopniowo policjanci odkrywają historyczne tło i problemy z przeszłości – to bardzo ciekawy wątek i on niesie tę powieść, bo samo rozwiązanie zagadki kryminalnej nie jest przekonujące. Motywy sprawcy, a także sam sposób doprowadzenia do śmierci nie bardzo tym razem Małeckiemu się udały.
Przyznam jednak, że ja czytam jego kryminały dla klimatu i postaci Grossa, a z czasem i Skałki. Lubię ten szaro-bure, nostalgiczne i smutne tło, opisy okolic Chełmży, historyczne informacje. Lubię także Grossa – za jakiego pogubienie i zwykłość. Lubię, że typowe dla kryminałów tragedie, które dotknęły główne postaci, nie są tu dominujące w sposób ściśle negatywny – widać, jak różnie każda z nich sobie z własnymi demonami radzi.
Trudno zachęcać do tej książki, bo kto przeczytał i polubił poprzednie trzy tomy, na pewno po nią sięgnie, a kto jeszcze ich nie czytał, od Zrostu zaczynać nie powinien.
Moja ocena: 4/6
Robert Małecki, Zrost, 456 str., Wydawnictwo Literackie 2023.
czwartek, 25 kwietnia 2024
"Badania terenowe nad ukraińskim seksem" Oksana Zabużko
środa, 24 kwietnia 2024
"Miasto ślepców" José Saramago
wtorek, 23 kwietnia 2024
"Porzucenie" Elisabeth Åsbrink
poniedziałek, 22 kwietnia 2024
"Mała matura" Janusz Majewski
niedziela, 21 kwietnia 2024
"Pogo" Jakub Sieczko
sobota, 20 kwietnia 2024
"O czasie i o wodzie" Andri Snær Magnason
piątek, 19 kwietnia 2024
"Brzuch Paryża" Emil Zola
czwartek, 18 kwietnia 2024
"Żeńska końcówka języka" Martyna F. Zachorska
wtorek, 16 kwietnia 2024
"Jezus umarł w Polsce" Mikołaj Grynberg
Kryzys uchodźczy na granicy polsko-białoruskiej trwa już kilka lat, Grynberg pojechał do wiosek położonych najbliżej i rozmawiałam z osobami, które pomagają oraz z dwoma pracownikami straży granicznej. Z tymi dwoma ostatnimi dużo trudniej było się umówić na rozmowę i przeprowadzić sam wywiad.
To rozmowy z osobami napływowymi, które zamieszkały w Białowieży, szukając spokoju i oddalenia od ludzi, ale także z miejscowymi, którzy są częścią środowiska, znają pracowników straży, policjantów, decydentów. Każda z tych osób pierwszy raz pomogła dość spontanicznie, bez głębokiego namysłu, a przede wszystkim bez świadomości tego, jakie konsekwencje je czekają. Rozmówcy opowiadają, jak pomagają, jak zaczęli, co robią, jak się zmieniło ich życie i jakie tego pomagania ponieśli konsekwencje. A jest ich wiele – od zmiany stylu życia po zespół stresu pourazowego. Grynberg pyta także swoje rozmówczynie i rozmówców o ich stosunek do Polski, o to jak się zmienił po tym, jak zaczęli pomagać.
W tych rozmowach przeplatają się także konkretne historie osobiste – osób pomagających, a przede wszystkim uchodźców. Autor pokazuje, na ile może, ich motywy, pochodzenie, wykształcenie, zachowanie. Nie, nie wybiela niczego, czasem są to kontakty bardzo pozytywne, czasem przejawiają się zachowania roszczeniowe, ale i tu Grynberg potrafi znaleźć ich przyczynę.
Co najważniejsze, autorowi udało się przeprowadzić te rozmowy z wielką delikatnością, zachowując spokój, neutralność. Stawianie tego samego zestawu pytań to ciekawy zabieg, utrzymujący ramy wywiadu, ale także pokazujący powtarzalność doświadczeń.
Trudno cokolwiek napisać o tej książce, to trzeba czytać. Koniecznie. Nie dowiedziałam się z niej wprawdzie niczego nowego, ale potwierdziła ona to, jak czuję i doświadczam świat i innego człowieka, niezależnie od kraju jego pochodzenia i koloru jego skóry.
Moja ocena: 6/6
Mikołaj Grynberg, Jezus umarł w Polsce, 320 str., Wydawnictwo Agora 2023.
niedziela, 14 kwietnia 2024
"Języczni. Co język robi naszej głowie" Jagoda Ratajczak
piątek, 12 kwietnia 2024
"Jak się starzeć bez godności" Magdalena Grzebałkowska, Ewa Winnicka
czwartek, 11 kwietnia 2024
"Broniewski. Miłość, wódka, polityka" Mariusz Urbanek
Autor w tej monumentalnej biografii przedstawia nie tylko życie poety, ale kusi się o rys epoki, zwłaszcza polityczny. Broniewski bowiem właśnie przez pryzmat polityki jest postrzegany – jako komunista, zwolennik reżimu i PRL. Tymczasem z tej książki wyłania się zupełnie inny obraz, owszem lewaka i socjalisty, ale zarazem człowieka, który próbuje odnaleźć swoją ścieżkę pod partyjnym butem. Urbanek zarysowuje lata młodości Władysława, pokazując jego pochodzenie, skupia się jednak głównie na dokonaniach wojskowych i poetyckich, nie bojąc się rozwikływania skomplikowanej sytuacji politycznej Polski i Rosji oraz umiejscawiania w niej swojego bohatera, który wszak zaliczył pobyty w więzieniu i był aktywnym uczestnikiem wojen. Nieco na drugi plan zsuwa się tu życie prywatne, które było wszak niezwykle interesujące – Broniewski był człowiekiem kochliwym, potrójnym mężem i podwójnym ojcem (jedną córkę adoptował) oraz wielbicielem wódki, która kosztowała go życie.
Przyznam, że mnie bardziej interesowała historia prywatna poety, zupełnie mi nieznana i tragiczna, naznaczona wojną i śmiercią. Urbanek świetnie wkomponował w tekst liczne wiersze – chętnie sobie je przypomniałam, oczywiście wielu nie znałam wcześniej.
Warto sięgnąć po tę książkę, bo pewnie wiele osób ma niepełny czy wręcz zakłamany obraz poety, Urbanek pomaga przedefiniować własne poglądy i spojrzeć na tę postać z szerszej perspektywy.
Moja ocena: 5/6
Mariusz Urbanek, Broniewski. Miłość, wódka i polityka, 404 str., Wydawnictwo Iskry 2011.
środa, 10 kwietnia 2024
"Ucieczka z Chinatown" Charles Yu
Ile razy przyszło wam do głowy określenie ten Azjata, gdy opisywaliście kogoś o wyglądzie wskazującym na pochodzenie z największego kontynentu? Ja przyznam, że niewiele, o ile w ogóle, bo na problem opisywany przez Charlesa Yu jestem wyczulona od dawna. Ale słyszałam je dziesiątki razy, wymiennie z ten Chińczyk.
Charles Yu to Amerykanin, którego rodzice wyemigrowali z Tajwanu i który zapewne dobrze wie, jak to jest być tym Azjatą. Ucieczka z Chinatown jest więc opowieścią o tym, jak trudno Azjatom odnaleźć swoje miejsce w amerykańskim makrokosmosie. Jeśli nie są tym Azjatą, to mogą być Typowym Azjatą lub Azjatyckim Dostawcą Jedzenia, albo Martwym Azjatą, a jeśli się jest kobietą to Azjatycką Pięknością czy Wschodnią Tajemniczą Pięknością itp. Szczytem marzeń jest osiągnięcie statusu Gościa od Kung-Fu. A gdy przekroczy się stosowny wiek, można być Starym Azjatą czy innym Mędrcem. A kulisami będzie azjatycka restauracja i nieodzowny dźwięk gongu. Nie zapomnijmy o tak ważnej umiejętności, jak mówienie po angielsku z akcentem. Sprawa wręcz nieodzowna.
Główny bohater powieści Willis Wu mimo wysiłków rodziców wpadł w tę konwencję i jego marzeniem jest zostanie Mistrzem Kung-Fu. Co jednak najciekawsze w tej powieści, to jej forma, przypominająca scenariusz filmu czy dramat. Yu gra tą konwencjąm przeskakując między planem filmowym a rzeczywistością, wplatając retrospekcje i informacje o historii chińskiej emigracji do Stanów Zjednoczonych. I bez reszty mnie takim prowadzeniem narracji ujął – bo o ile jestem podejrzliwa wobec nadmiernie przekombinowanych i przekonstruowanych powieści, to tu wszystko jest spójne, ma sens i cel. Yu kupił mnie tym stylem, wraz z nim Aga Zano, która świetnie oddała charakterystyczną frazę tej prozy.
Moja ocena: 5/6
Charles Yu, Ucieczka z Chinatown, tł. Aga Zano, 250 str., Wydawnictwo ArtRage 2022.
niedziela, 7 kwietnia 2024
"Londyńczycy" Ewa Winnicka
piątek, 5 kwietnia 2024
"Agnes Grey" Anne Brontë
czwartek, 4 kwietnia 2024
"Nakarmić kamień" Bronka Nowicka
Ta niewielka książka została w 2016 roku uhonorowana Nagrodą Nike i z tego też powodu znalazła się na moim stosie. Powieść Nowickiej to właściwie proza poetycka – krótkie, kilkustronicowe impresje dziecka, które obserwuje otaczających go ludzi i świat. Jest prababcia, która na stare lata oszalała, jest babcia i mama, które zajmują się domem i organizują świat i jest ojciec – dziwny, zdominowany, czasem opryskliwy. Są także rzeczy – mnóstwo rzeczy, które bada dziecko. Bohaterka ocenia ich istotę, przeznaczenie, funkcję, strukturę, a czyni to z nietypowego punktu widzenia, zachowując dziecięcą naiwność.
To króciutkie teksty pisane prostym językiem, aczkolwiek zaskakujące celnością lub wręcz nietuzinkowością porównań czy obserwacji. Mój problem polega jednak na tym, że nie potrafię ich zupełnie docenić. Nie rezonuję z taką wizją świata, mam inną wrażliwość, inną wizję i percepcję. Nie jest to proza, które zupełnie się ze mną rozjeżdża, ale czytałam ją raczej na zasadzie: wprawdzie ładne, ale ni dla mnie.
Myślę, że rozumiem motywację jury, które przyznało Bronce Nowickiej Nagrodę Nike, ale jak widać po znikomej popularności tej książki, jego opinii chyba nie podzielają czytelnicy. Na pewno ma na to wpływ fakt, że to proza mało przystępna, dla wybranej grupy i fajnie, że się ją zauważa, ja na pewno nigdy bym po nią nie sięgnęła, gdyby nie nagroda.
Moja ocena: 3/6
Bronka Nowicka, Nakarmić kamień, 56 str., Biuro Literackie 2015.
środa, 3 kwietnia 2024
"Przyszło nam tu żyć" Jelena Kostiuczenko
wtorek, 2 kwietnia 2024
Statystyka marzec 2024
Przeczytane książki: 13