czwartek, 10 października 2024

"Nie przywitam się z państwem na ulicy" Maria Reimann

 


Szkic o doświadczeniu niepełnosprawności – ten tytuł idealnie oddaje istotę tej książki. Reimann zajmowała się naukowo badaniem problemów dziewczyn i kobiet dotkniętym zespołem Turnera. Reimann przeprowadziła wiele wywiadów, wzięła udział w spotkaniach i koloniach tych kobiet, napisała o nich prace. Te wszystkie działania ukazały jej, w jak różny sposób poszczególne kobiety postrzegają swoją niepełnosprawność i od jak wielu czynników owo postrzeganie zależy. Ta refleksja natomiast skłoniła ją do autorefleksji na temat własnej niepełnosprawności - Reimann była osobą niedowidzącą.

Autorka wychodzi więc przede wszystkim z rozważenia istoty niepełnosprawności, odróżnienia od choroby i od poczucia dobrostanu zdrowotnego. Tu ogromną rolę odgrywa postawa rodziców i ich sposób traktowania niepełnosprawności dziecka. Najczęściej wtedy właśnie formowane jest poczucie dziecka i sposób radzenia sobie z chorobą czy niepełnosprawnością. Reimann kolejne naświetla poszczególne aspekty życia takich osób, skupiając się na interakcjach. Autorka dobitnie wskazuje, w jaki sposób należy z nią rozmawiać na ten temat oraz jakiego traktowania sobie życzy. Równocześnie swoimi opisami konkretnych sytuacji pozwala się wczuć w to, jak osoba z niepełnosprawnością sobie radzi i w jej przypadku widzi. 

Fragmenty osobiste, relacjonujące konkretne sytuacje z życia autorki są zresztą najciekawsze. Reimann bardzo sugestywnie opisuje własne rozterki, ale i decyzje, które podjęła, zwyczajne życie i jak sobie z nim radzi. Ta możliwość spojrzenia jej oczyma na świat bardzo zmienia perspektywę i pozwala zrozumieć, ale i wejść w buty rodziców, którzy musieli mieć spójny i konsekwentny plan wychowania takiej córki.

Ciekawe są także wypowiedzi kobiet z zespołem Turnera o tym, jak wygląd determinuje ich życie, jak bardzo otoczenie zmienia sposób traktowania w zależności od choćby wzrostu osoby. I o ile wypowiedzi rozmówczyń Reimann były bardzo ważne, to dosłowne ich przytaczanie nie było dobrym pomysłem. Są one wprawdzie wplecione w narrację, ale nie zredagowane epatują bardzo potocznym językiem, powtórzeniami, wypełniaczami nie niosącymi treści – całkowicie wybijały mnie z rytmu i ciągle się zastanawiałam, czemu ten zabieg miał służyć.

Esej Reimann to bardzo cenna perspektywa, polecam tę lekturę. Po tragicznej śmierci autorki nabrała zresztą dużo szerszego wymiaru i pozostawiła we mnie dużo smutku.

Moja ocena: 4/6

Maria Reimann, Nie przywitam się z państwem na ulicy, 168 str., Wydawnictwo Czarne 2019.

środa, 9 października 2024

"Krótka historia siedmiu zabójstw" Marlon James


W 1976 dokonano nieudanego zamachu na Boba Marleya i to wydarzenie stało się przyczynkiem do napisania tej powieści-giganta. Ponad siedemset stron i mnogość postaci wymagają niezwykłego talentu pisarskiego i niezwykłej uwagi od czytelniczki. Co więcej, James nadał każdej z postaci swój własny język. Jako że znam ten kraj, dokładnie słyszałam dźwięk patois i widziałam postawę poszczególnych bohaterów, mimo że czytałam tę powieść po polsku. Jestem pełna podziwu dla tych kreacji, dla języka, jak szeroko zakrojona jest ta narracja (obejmuje 30 lat i dwa państwa), jak obszerne jest tło wydarzeń. I bardzo, bardzo chciałam, żeby to była moja powieść, powieść, która mnie porwie i nie odpuści.
Tymczasem. Tymczasem ją wymęczyłam i nie rzuciłam tylko dlatego, że patrz wyżej. 

Ta wielogłosowa opowieść naświetla sytuację polityczno-społeczną Jamajki w latach 70. W kraju mają niebawem odbyć się wybory, a o wpływy walczy parta związana z kubańskimi komunistami. To się nie podoba Amerykanom, którzy głęboko zaangażowani są w uchronienie kraju przed tymi wpływami. James nakreśla tę sytuację, oddając głos osobom z przeróżnych grup społecznych: to będzie pracownik CIA, amerykański dziennikarz muzyczny, szefowie gangów i podrzędni członkowie owych gangów, kobiety, zwykłe mieszkanki Kingston itd. Na początku książki mamy obszernych spis postaci z podziałem na miejsca i czas, do którego często wracałam, bo zapamiętanie każdej z nich nie jest proste. Początkowo też bardzo uważnie śledziłam każdy głos, próbowałam poskładać tę poszatkowaną narracje, ale w pewnym momencie zrozumiałam, że ona właściwie do niczego nie zmierza. James pokazuje po prostu, jak wyglądało życie na wyspie, co może dla niektórych czytelniczek być zaskakujące, bo odbiega ono od pocztówkowych wyobrażeń. Dla mnie tego elementu nie było, bo jakieś tam rozeznanie w historii i życiu na Jamajce mam. 

Męskie głosy stały się dla mnie z czasem nużące, za ten kobiece dużo ciekawsze i zarazem łatwiejsze do zrozumienia, bardziej życiowe. Częściowo na zasadzie: podczas gdy faceci się tłuką o politykę, narkotyki i kasę, my załatwiamy sobie lepsze życie. James zadbał także o ukazanie amerykańskich stereotypów na temat Jamajki – co było ciekawym wątkiem, bo pewna jestem, że one nadal istnieją i mają się dobrze.

Podsumowując, nie polecam, chyba że macie dużo samozaparcia i polecam, jeśli kochacie językowe mistrzostwo. Tu wielkie brawa dla tłumacza, który miał niezły orzech do zgryzienia i nawet jeśli nie wszystkie rozwiązania były idealne, to konsekwencja w przekładzie poszczególnych głosów jest majstersztykiem. 

Moja ocena: 3/6

Marlon James, Krótka historia siedmiu zabójstw, tł. Robert Sudół, 752 str., Wydawnictwo Literackie 2016.

sobota, 5 października 2024

"Złotka klatka. O kobietach w Szwajcarii" Agnieszka Kamińska


To nie jest książka o Szwajcarii, lecz o Szwajcarka, li i tylko. Kamińska pokusiła się o szeroki rys historyczny drogi szwajcarskich kobiet do pełni praw obywatelskich. To rzetelna praca badawcza, która pozwoliła autorce opisać, jak do tego doszło, że wszystkie Szwajcarki otrzymały prawo wyborcze dopiero w 1990 roku. Tak, wtedy, kiedy udział w wyborach dla mnie jako Polki był oczywisty. O ile ten fakt był mi znany, to bardzo byłam ciekawa, jak do tego doszło i Kamińska faktycznie mi to wyjaśniła. I nie tylko to. Dowiedziałam się, jak rozwijał się ruch feministyczny, w jaki sposób kobiety walczyły z patriarchatem i w końcu, jak wygląda sytuacja dziś. 

Autorka zasadza swoją książką na porównaniu z sytuacją w Polsce, nie wyraża tego wprost, ale gdzieś podświadomie to tkwi, tak samo jak zaskoczenie – ale że w Szwajcarii jednak nie jest tak różowo? I ponownie, w jakimś stopniu o tym wiedziałam, Kamińska zaś mą wiedzę usystematyzowała i wzbogaciła  doświadczenia poszczególnych jednostek. Te głosy Szwajcarek, ale i Polek oraz innych emigrantek są chyba najciekawsze – pozwalają się przejrzeć Szwajcarii w innych oczach.

Złota klatka ma na celu obalenie mitu kraju idealnego, ukazania nierówności i codziennych problemów, z jakimi borykają się Szwajcarki, szczególnie te, które zdecydowały się na dziecko i próbują macierzyństwo połączyć z pracą. Można by sądzić, że Kamińska broni tezy, ale fakty mówią same za siebie – i mogą być zaskakujące dla osób mających wyidealizowany obraz tego kraju. Tak samo jak inne kraje, tak i Szwajcaria nie ma dobrego rozwiązania na reintegrację kobiet w pracy po urodzeniu dziecka czy zapewnienie opieki dla maluchów.

Kamińska zaskoczyła mnie rzetelnym researchem, dużym zapleczem historycznym i wielością rozmówczyń z różnych grup społecznych i wiekowych. Dzięki nim reportaż staje się bardziej wiarygodny, ale i ciekawy. Przyznam, że o ile cenię tło historyczne, to ono najmniej mnie porwało i autorce nie udało się uchwycić mojej uwagi, w przeciwieństwie do rozdziałów traktujących o współczesności.

Moja ocena: 4,5/6

Agnieszka Kamińska, Złota klatka. O kobietach w Szwajcarii, 269 str., Wydawnictwo Poznańskie 2024.

czwartek, 3 października 2024

"Macedonia Północna. W rytmie oro" Justyna Mleczak


Macedonia Północna to kolejny kraj, który miałam okazję poznać z osobistej i subiektywnej perspektywy dzięki serii podróżniczej Wydawnictwa Poznańskiego. Przyznam, że o Macedonii przed lekturą wiedziałam niewiele: stolica, problemy z nazwą, Aleksander Macedoński i chyba tyle. Justyna Mleczak jako pasjonatka tego kraju pozwoliła mi poznać Macedonię bliżej, zrozumieć jej historię i polityczne tło konfliktu dotyczącego nazwy. Następnym razem, gdy córka planując kolejną podróż, mnie spyta: Ryga czy Skopje, pewnie zasugeruję to drugie miasto. Teraz już wiem, że stolica Macedonii Północnej kryje w sobie wiele ciekawych miejsc i uwodzi chrześcijańską i muzułmańską atmosferą. 

Mleczak studiowała język macedoński nie tylko w Polsce, ale i u jego źródeł, od lat pracuje jako przewodniczka, więc ciekawostkami może sypać jak z rękawa. Opisuje więc kuchnię, zwyczaje, krajobrazy, ludzi i ich mentalność, a to wszystko przez filtr własnych doświadczeń, co jest dla mnie w tego typu książkach najciekawsze. Zawsze z ciekawością podglądam jak inne emigrantki oswajały swój nowy kraj i radziły sobie z różnicami kulutrowymi.

Świetnym uzupełnieniem tej opowieści są postaci Macedonek i Macedończyków opisane przez autorkę. Wybrała ona nietuzinkowe osoby, które w jakiś sposób wyróżniają się, np. przez działalność społeczną czy nietuzinkowe rękodzieło. Ta perspektywa jest bezcenna i niemożliwa do osiągnięcia podczas samodzielnej podróży. 

O ile bardzo cenię historyczne tło i polityczny kontekst, to zauważyłam podczas tej lektury, że z czasem stał się dla mnie nużący (na zasadzie: i tak nie zapamiętam szczegółów), a dużo chętniej czytałam fragmenty bardziej osobiste. 

Nigdy nie byłam w Macedonii, nawet nie planuję tam podróży, traktuje książki w stylu tej jako źródło wiedzy dodatkowej i zachętę, by dany kraj na jakąś tam listę do zobaczenia wrzucić. Co i wam z przymrużeniem oka zalecam.

Moja ocena: 4,5/6

Justyna Mleczak, Macedonia Północna. W rytmie oro, 320 str., Wydawnictwo Poznańskie 2022.

środa, 2 października 2024

"Czas much" Claudia Piñeiro

 



Inés odsiedziała piętnaście lat za zabójstwo kochanki męża. Gdy wychodzi z więzienia, zastany świat ją zaskakuje. Ona w zasadzie się zatrzymała, a na zewnątrz zaszły głębokie zmiany społeczne, technologiczne i kulturowe. Inés ma jednak pomysł na siebie, zakłada wraz z poznaną w więzieniu Rączką firmę. Ona oferuje usługi dezynsekcyjne, a koleżanka detektywistyczne. Uzupełniają się idealnie i wszystko by szło idealnie, gdyby nie pewna zaskakująca propozycja. Jedna z klientek prosi Inés o kupienie dla niej trutki. Kobieta się waha, mając w pamięci swój pobyt w więzieniu. Ta sprawa przywróci duchy przeszłości i postawi Inés przed poważnymi decyzjami i zmusi do przewartościowania swoich uczuć. Trudno więcej napisać, nie zdradzając zbyt wiele z treści, bo Czas much opiera się na pewnym elemencie zaskoczenia, a nawet wątku detektywistycznym. I to czyta się dobrze, Piñeiro potrafi zaciekawić, a nawet zaskoczyć, przy okazji wychodząc trochę dalej niż zwykła obyczajówka.

W Czasie much znajdziemy bowiem wiele wątków socjologiczno-społecznych. Na pierwszą linię wysuwa się tu LGBTQ+, nie jest to jednak powieść stricte o tym, po prostu bohaterowie są tu różni, dla niektórych ich orientacja seksualna i poczucie tożsamości płciowej jest jedną z części życia, a dla niektórych decyduje o być lub nie być. Innym ważnym tematem jest feminizm, który dla Inés jest dość nową koncepcją, ale pozwala jej dostrzec, że w momencie wyjścia z więzienia jej wyrok nie byłby już tak surowy. Pozwala jej także prowadzić z sukcesem własną firmę i być niezależną. Ważnym elementem tej powieści jest też stosunek matka - córka, tu rozważany na kilku płaszczyznach.

Te nowe dla Inés zjawiska komentowane są w międzyrozdziałach przypominających chór z greckich tragedii. To bardzo ciekawy zabieg literacki, który początkowo mnie zaskoczył, ale potem go doceniłam. W ten sposób autorce udało się ująć różne głosy, także te słyszane przez kobiety oraz pokazać różnorodność głosów feministycznych.

Co ważne. Piñeiro uniknęła ckliwego zakończenia, mimo to dając nadzieję na dobre życie bohaterek. Podoba mi się, że Czas much to powieść o kobietach, trudno tu szukać męskich, ważnych bohaterów. Argentynce udało się w stosunkowo lekkiej powieści ująć wiele tematów z różnych perspektyw, a także wpleść ciekawe zabiegi stylistyczne. Myślę tu także o tytule – muchy to jedna z fascynacji Inés, która odkrywa, że czas dla nich płynie o wiele wolniej niż dla człowieka. Ten fakt można interpretować w kontekście tej powieści na wiele sposobów, ale ten najprostszy, czyli zwolnijmy, zdecydowanie mnie przekonuje.

Moja ocena: 5/6

Claudia Piñeiro, Czas much, tł. Tomasz Pindel, 432 str., Wydawnictwo Sonia Draga 2023.

wtorek, 1 października 2024

"Wybrani" Patricia Nieto


 

Kolumbijska pisarka Patricia Nieto w swoim reportażu nie ucieka od tematów powszechnie kojarzących się z Kolumbią, interpretuje je jednak w sposób niespotykany, nowatorski, zaskakujący. Punktem wyjścia jest potężna rzeka Magdalena, która wija się wartkim nurtem w środkowej Kolumbii, zapewniając ludziom mieszkającym u jej brzegów byt – jej wody kryją w sobie wiele gatunków ryb, dają możliwość szybkiego transportu, zapewniają wodę. Tak jest i w Puerto Berrio. Rybacy nie wyławiają jednak tylko pokaźnych okazów ryb, a również ciała. Nie raz kilka dziennie. W wyniku konfliktów między przeróżnymi bojówkami giną masowo ludzie, a ciał trzeba się pozbyć. Rzeka jest najlepszym miejscem, by ciało zniknęło i w najlepszym wypadku nigdy nie wypłynęło lub pojawiło się zniekształcone. W Puerto Berrio grzebie się wiem masowo N.N. – na cmentarzu pojawiają się nowe i nowe groby, a mieszkańcy zaczynają adoptować dusze. To transakcja wiązana, osoba żyjąca opiekuje się grobem, przyozdabia go, nadaje zmarłemu imię, wznosi codziennie modły, a dusza za to otacza opieką, przynosi szczęście, pomaga w znalezieniu pracy, ratuje od śmierci. Ale biada, jeśli żyjący o duszy zapomni, wtedy może się srogo zemścić.

Nieto opowiada wiele historii powiązanych z tym procederem – opisuje duszarzy, ale i matki szukające zmarłych, lekarki składające kości, rybaków i życie w rzece. To mikrokosmos życia w Puerto, życia przy rzece i z rzeką. To sposób na racjonalizowanie brutalnej rzeczywistości, szukanie pociechy i ratunku, gdzie często go nie ma. Ta forma religijności może się wydać bardzo egzotyczna, ale ja tu widzę wiele paraleli do polskiego katolicyzmu, w którym zmarła babcia pomaga zdać trudny egzamin. I choć sama w to nie wierzę, wraz z Patricią Nieto mam wiele zrozumienia dla tych ludzi. To właśnie zasługa autorki, która nie szuka sensacji, nie stawia na egzotykę i ocenę postępowania, która stara się przedstawić rzeczywistość tych ludzi ze zrozumieniem, akceptacją i uczuciem. Widać to choćby w pięknym, plastycznym języku, który dostrzega najmniejsze żyjątko, pozwala sobie na metaforę, opisując rzeczy najstraszniejsze, ale i nie stroni od humoru. 

Bardzo doceniam możliwość, że mogę przeczytać po polsku reportaż z kraju dla nas dość egzotycznego, spojrzeć na Kolumbię z perspektywy Kolumbijki. Zobaczyć, jak się pisze reportaże w tym kraju, zadziwić odwołaniami do dzieł literackich, odkryć uniwersalność ludzkich przeżyć. Zachęcam was do tego samego!

Moja ocena: 5/6

Patricia Nieto, Wybrani, tł. Aleksandra Wiktorowska, 110 str., ArtRage 2024.