Czytałam "Ludzi bezdomnych", "Przedwiośnie" oraz "Syzyfowe prace" - czyli lektury obowiązkowe, z których podobała mi się tylko ta ostatnia. Już nie pamiętam dlaczego więc postanowiłam poznać inne utowry Żeromskiego i kupiłam "Wierną rzekę". Przeleżała u mnie kilka dobrych lat i dopiero los zadecydował, że po nią sięgnęłam. Z tej dość szczupłej powieści (160 stron) przeczytałam jednak tylko 100 stron.
Akcja powieści rozgrywa się podczas powstania styczniowego - ciężko ranny powstaniec doczołguje się do wioski, gdzie znajduje schronienie w zrujnowanym i obrabowanym dworku. Jego opiekunką jest Salomea Brynicka - uboga szlachcianka, która wraz z kucharzem Szczepanem strzeże domostwa zwierzchników jej ojca. Salomea z oddaniem pielęgnuje powstańca oraz ukrywa go narażaj ąc życie przed Rosjanami.
O ile sama treść powieści jest jeszcze do zaakceptowania, to styl Żeromskiego ociera się o grafomaństwo. I piszę to z całą świadomością. Rozumiem, że to powieść dziwiętnastowieczna, patriotyczna, do tego romans ale, litości, niektóre opisy są wręcz śmieszne, miast być tragicznymi. Choćby takie zdanie:
"Patrz ąc na tę obcą, a tak czarującą istotę, która jego istność najbardziej osobistą, jego rany i najohydniejszy brud przemyła z wesołą naturalnością i dobrą prostotą, zachłysnął się od szlochów szczęścia."
czy
"Powiedziawszy to słowo męczeńskie i bohaterskie - zdobywszy się wobec tych wszystkich mężczyzn noszących oręż na najwyższe dziewicze poświęcenie spłonęła nagle od pożaru wszystkiej krwi, która w jej żyłach pędziła."
(Powyżej Salomea skłamała, że krew na sienniku jest jej, a nie z ran podopiecznego.)
Dotąd nie rozumiałam dyskusji na temat lektur szkolnych. Sama czytałam wszystkie i stałam na stanowisku, że nie ma co lamentować, czytać trzeba oraz polskie dziedzictwo poznawa. Po "Wiernej rzece" zmieniłam zdanie, bo nie sądzę, żeby styl Żeromskiego w pozostałych jego powieściach był zjadliwszy. Nie wyobrażam sobie czytać tej powieści w wieku nastoletnim. Przejrzałam aktualny spis lektur dla gimnazjum i liceum i stwierdziłam, ze zdumieniem, że od moich czasów nic się właściwie nie zmieniło. Nadal królują te same powieści, nadal niemal całkowicie brak literatury europejskiej, nie mówiąć już o światowej. Literatura współczesna w stanie szczątkowym. Co o tym sądzicie? Uważacie, że należałoby ten spis odkurzyć? Słyszałam, że teraz już nikt lektur nie czyta, a powieści omawiane są na podstawie ekranizacji lub fragmentów. Ale chciałabym odrzucić ten fakt i zastanowić się nad samym kanonem, z założeniem, że jednak lektury są czytane.
Moja ocena: 2/6
Stefan Żeromski, Wierna rzeka, 160 str., Czytelnik.