czwartek, 27 lutego 2014

Stosikowe losowanie 3/14


Zapraszam do zgłaszania się do rundy marcowej! Pary rozlosuję 2 marca (bo spóźniłam się z postem), czas na przeczytanie książki mamy do końca miesiąca.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.

2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.

3. Wylosowaną książkę należy przeczytać do końca miesiąca.

4. Mile widziana jest recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.

5. Podsumowanie losowania wraz z linkami znajduje się w zakładkach z boku strony.

6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną z cyklu, można przeczytać pierwszy tom.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaniem liczby książek w stosie. 

sobota, 15 lutego 2014

"Noah" Sebastian Fitzek




Tym razem Fitzek naprawd ę przefitzkował. Tak napakował swoją książkę akcją, teoriami spiskowymi i dziwnymi przypadkami, że pod koniec lektury nie mogłam powstrzymać się od ziewania, i na pewno nie było to winą świetnego lektora - jak zwykle Simona Jägera.

Światu grozi przeludnienie, najbogatsi toną w jedzeniu i dobrobycie, podczas gdy biedota walczy o przysłowiową kroplę mleka czy wody, by przeżyć. Ziemia niepowstrzymanie podąża ku zagładzie, a to martwi garstkę osób, posiadających władzę, pieniądze i powiązania na całym świecie. Tak bardzo są zmartwieni, że zakładają organizację Room 17, której członkowie pragną uratować planetę. Znaleźli na to świetny sposób - masowe morderstwo połowy populacji dzięki manipulacji genetycznej. Wszystko jest przygotowane, dwa pierwsze poziomy projektu zostały wykonane i nic nie stałoby na przeszkodzie, by go ukończyć, gdyby nie pewien film. Gdzie on jest wie tylko jedna osoba - pałętający się po Berlinie bezdomny, który cierpi na amnezję i podejrzewa, że na imię mu Noah, bo tak głosi tatuaż na jego ręce.
Room 17 ma swoich agentów dosłownie wszędzie i gdy udaje się im namierzyć miejsce pobytu Noah, rozpoczyna się nagonka, która zaprowadzi go do Amsterdamu i Rzymu. 

Równocześnie wpływowy właściciel koncernu farmaceutycznego ogłasza, że jedyny lek na grasującą na świecie grypę manilską, która osiągnęła już rozmiary pandemii, Zetflu, zostanie rozdawany tylko najbiedniejszym. Na świecie wybucha panika, wojsko blokuje wyjścia z manilskim slumsów, by uniemożliwić ludziom dostęp do leku. Biedna wdowa Alicia walczy o życie swojego dziecka - noworodkowi grozi śmierć, jeśli nie uda się jej wyrwać ze slumsów i dotrzeć do namiotów organizacji medycznych.

Fitzek porusza ważny temat, a właściwie całą gamę tematów - przeludnienie, niedostatek żywności, nierozsądne obchodzenie się z bogactwami naturalnymi Ziemi, równocześnie pakując je w sensacyjną otoczkę, umniejszając zarazem ich wagę snuciem teorii spiskowych. W posłowiu autor tłumaczy pobudki napisania tej książki oraz wyraża chęć uczulenia czytelników na tę problematykę ale obawiam się, że to nie jest najlepszy sposób. 

Oczywiście nie można Fitzkowi odmówić talentu i zręczności w prowadzeniu akcji - niezwykle wartkiej, sceny zmieniają się tak szybko jak klatki filmowe. Autor jak zawsze zaskakuje i zaciera ślady, trzyma czytelnika w napięciu i dba o powiązanie wszystkich wątków.

Moja ocena: 3/6

Sebastian Fitzek, Noah, 559 str., czyt. Simon Jäger, Lübbe Audio 2013.

piątek, 14 lutego 2014

"Charlie i fabryka czekolady" Roald Dahl



Doszło do tego, że własna córka musi zachęcać mnie do czytania po angielsku. Ale żeby mamie nie było zbyt trudno, ani nudno, podsunęła mi kultową książkę Roalda Dahla. Muszę przyznać z dumą, że rośnie mi w Ośmiolatce koneser literatury, bo świetnie dobrała mi lekturę - faktycznie językowo niezbyt trudną, choć bardzo rozwiniętą słowotwórczo, a treściowo uroczą.
Charlie Bucket mieszka wraz z rodzicami i dziadkami i niestety cała rodzina klepie biedę. Charlie marzy o czekoladzie, ale rodziców nie stać nawet na podstawowe artykuły żywnościowe. Chłopcu trudno znieść ten stan, tym bardziej, że w pobliżu domu mieści się niezwykła fabryka czekolady, której zapach roznosi się po całym mieście. Charlie dostaje jeden z niezwykłych batoników, kreowanych rpzez właściciela fabryki pana Wonka tylko na urodziny. 
Nikt dokładnie nie wie jak działa fabryka, po tym jak jej pracownicy wykradli tajemne receptury, pan Wonka zwolnił całą załogę. Ciekawość wielbicieli czekolady wzrasta, gdy właściciel ogłasza, że w batonikach zostało ukrytych pięć złotych biletów. Dzieci, które je znajdą będą mogły przez cały dzień zwiedzić fabrykę i opuszczą ją z ciężarówką pełną czekolady. Największym marzeniem Charliego i jego dziadka jest zdobycie biletu. Niestety chłopca nie stać na kupno kolejnych batoników, więc z zapartym tchem śledzi doniesienia o kolejnych znalazcach. Każdy ze szczęśliwców jest zupełnie innym dzieckiem - jest tu wielki obżartus Augustus Gloop, ciągle żująca gumę Veruca Salt, rozpieszczona córka bogacza Violet Beauregarde oraz uzależniony od telewizji Mike Teavee. Nie trudno się domyślić, że ostatnim szczęśliwcem będzie Charlie.

Prawdziwe przygody rozpoczną się jednak w fabryce - ekscentryczny pan Wonka wymyśla najbardziej dziwaczne słodycze, jego inwencja twórcza nie zna granic. Podobnie jak ekwilibrystyka językowa autora, nie chcielibyście skosztować któregoś z takich specjałów jak eatable marshmallow pillows, lickable wallpaper for nurseries, snozzberries, hot ice creams for cold days, fizzy lifting drinks czy square candies that look round?
Przyznam, że nigdy w życiu nie podjęłabym się przetłumaczenia tej książki:)

Najpiękniejszym fragmentem książki jest jednak piosenka, którą śpiewają, pracujący w fabryce Oompa-Loompas na temat oglądania telewizji i czytania książek. Wspaniała!

Spójrzcie na śpiewających i na tekst:



"The most important thing we've learned,
So far as children are concerned,
Is never, NEVER, NEVER let
Them near your television set–
Or better still, just don't install
The idiotic thing at all.
In almost every house we've been,
We've watched them gaping at the screen.
They loll and slop and lounge about,
And stare until their eyes pop out.
(Last week in someone's place we saw
A dozen eyeballs on the floor.)
They sit and stare and stare and sit
Until they're hypnotised by it,
Until they're absolutely drunk
With all the shocking ghastly junk.
Oh yes, we know it keeps them still,
They don't climb out the window sill,
They never fight or kick or punch,
They leave you free to cook the lunch
And wash the dishes in the sink–
But did you ever stop to think,
To wonder just exactly what
This does to your beloved tot?
IT ROTS THE SENSES IN THE HEAD!
IT KILLS IMAGINATION DEAD!
IT CLOGS AND CLUTTERS UP THE MIND!
IT MAKES A CHILD SO DULL AND BLIND
HE CAN NO LONGER UNDERSTAND
A FANTASY, A FAIRYLAND!
HIS BRAIN BECOMES AS SOFT AS CHEESE!
HIS POWERS OF THINKING RUST AND FREEZE!
HE CANNOT THINK–HE ONLY SEES!
'All right!' you'll cry. 'All right!' you'll say,
'But if we take the set away,
What shall we do to entertain
Our darling children? Please explain!'
We'll answer this by asking you,
'What used the darling ones to do?
'How used they keep themselves contented
Before this monster was invented?'
Have you forgotten? Don't you know?
We'll say it very loud and slow:
THEY...USED...TO...READ! They'd READ and READ,
AND READ and READ, and then proceed
To READ some more. Great Scott! Gadzooks!
One half their lives was reading books!
The nursery shelves held books galore!
Books cluttered up the nursery floor!
And in the bedroom, by the bed,
More books were waiting to be read!
Such wondrous, fine, fantastic takes
Of dragons, gypsies, queens, and whales
And treasure isles, and distant shores
Where smugglers rowed with muffled oars,
And pirates wearing purple pants,
And sailing ships and elephants,
And cannibals crouching 'round the pot,
Stirring away at something hot.
(It smells so good, what can it be?
Good gracious, it's Penelope.)
The younger ones had Beatrix Potter
With Mr. Tod, the dirty rotter,
And Squirrel Nutkin, Pigling Bland,
And Mrs. Tiggy–Winkle and–
Just How The Camel Got His Hump,
And How The Monkey Lost His Rump,
And Mr. Toad, and bless my soul,
There's Mr. Rat and Mr. Mole–
Oh, books, what books they used to know,
Those children living long ago!
So please, oh please, we beg, we pray,
Go throw your TV set away,
And in its place you can install
A lovely bookshelf on the wall.
Then fill the shelves with lots of books,
Ignoring all the dirty looks,
The screams and yells, the bites and kicks,
And children hitting you with sticks–
Fear not, because we promise you
That, in about a week or two
Of having nothing else to do,
They'll now begin to feel the need
Of having something good to read.
And once they start–oh boy, oh boy!
You watch the slowly growing joy
That fills their hears. They'll grow so keen
They'll wonder what they'd ever seen
In that ridiculous machine,
That nauseating, foul, unclean,
Repulsive television screen!
And later, each and every kid
Will love you more for what you did.
P.S. Regarding Mike Teavee,
We very much regret that we
Shall simply have to wait and see
If we can get him back his height.
But if we can't–it serves him right."

Po przeczytaniu tego tekstu wiedziałam, że Roald Dahl staje się jednym z moich ulubionych pisarzy;)

Roald Dahl, Charlie and the Chocolate Factory, 155 str., Puffin Books.

poniedziałek, 10 lutego 2014

"Deutschland misshandelt seine Kinder" Michael Tsokos, Saskia Guddat



O Michaealu Tsokosie i jego książkach pisałam na blogu już dwa razy: tu i tu. Tydzień temu ukazała się jego kolejna książka - zgoła inna. Autor odchodzi w niej od formuły, którą wykorzystał  w poprzednich dwóch publikacjach, by wraz z koleżanką po fachu - Saskią Guddat - skoncentrować się na zupełnie innym temacie, także ściśle powiązanym z jego pracą. 

Tytuł ksi ążki można przetłumaczyć jako Niemcy znęcają się nad swoimi dziećmi. I o tym właśnie jest ta książka. O tym, że każdego tygodnia prawie siedemdziesiąt dzieci jest maltretowanych do tego stopnia, że lądują w szpitalu, i że w każdym tygodniu troje dzieci umiera na skutek znęcania się nad nimi. I wreszcie o tym, że to tylko oficjalne dane, a setki takich przypadków nigdy nie zostają ujawnione lub po prostu są zatuszowane. I wreszcie o tym, że katami tych dzieci są prawie zawsze rodzice lub ich partnerzy. To wszystko dzieje się na naszych oczach, przyjmowane jest w milczeniu, pomijane przez pediatrów, urzędy ds młodzieży i sądy. 
Tsokos i Guddat atakują chory system, który dopuszcza do takiego skandalu. Robią to bezlitośnie, punkt po punkcie wskazują na niedociągnięcia i luki. To właśnie medycy sądowi mają największą świadomość skali maltretowania dzieci, przed ich oczami nic się nie ukryje, nie dadzą się nabrać na przypadkowe upadki, bijatyki między dziećmi i nieszczęśliwe zdarzenia. 
Niestety bardzo często ich ekspertyzy trafiają na zamknięte uszy. Dlaczego tak się dzieje?

Pracownicy urzędów ds dzieci i młodzieży, którzy regularnie odwiedzają problematyczne rodziny z wielu przyczyn nie zauważają oznak znęcania się. Zapowiedziane wizyty pozwalają rodzicom na przygotowanie mieszkania i dzieci, nić porozumienia z petentami i poczucie sukcesu, gdy rodzina pozornie czyni postępy, zamykają oczy pracowników, a brak doświadczenia u młodych entuzjastów i rutyna starych wyjadaczy powodują, że kolejna wizyta zostaje odfajkowana. 
Dzieci niechętnie odbierane są rodzicom, panuje przekonanie, że należy walczyć o uzdrowienie rodziny, niestety zawsze dzieje się to kosztem dzieci. Zdaniem autorów osoby regularnie maltretujące dzieci, cierpią na zaburzenia psychiczne, najczęściej w dzieciństwie same były ofiarami katów i nawet regularne wizyty przepracowanych pracowników socjalnych ich nie zmienią. Pozorne uzdrawianie rodziców odbywa się zawsze kosztem dzieci.

Większość pediatrów nie ma doświadczenia na polu medycyny sądowej, zbyt często wierzą w nieszczęśliwe wypadki czy wręcz śmierć łóżeczkową, co więcej nie przyjmują, że rodzic może maltretować dziecko w tak wyrafinowane sposoby. 

Podobne reakacje zdarzają się wśród sędziów i ławników, którzy zwiedzeni skromnym i porządnym (!) wyglądem rodzica nie dają wiary ekspertyzie specjalistów. 
Co więcej rodzice nie przyznają się do winy, nie obciążają się nawzajem i sąd wprawdzie stwierdza, że znęcanie się na dzieckiem miało miejsce ale nie jest w stanie nikogo skazać według zasady in dubio pro reo, tak że rodzice wychodzą z sali sądowej z dzieckiem na rękach, a w domu kontynuują swój styl wychowania. 

W Niemczech nie ma obowiązku przeprowadzanie sekcji zwłok dzieci, które zmarły z przyczyn niewyjaśnionych, co powoduje, że przyczyny wielu zgonów pozostają niewyjaśnione, a rodzice swobodnie katują rodzeństwo.

Autorzy ilustrują tę sytuację rozlicznymi przykładami ze swojej praktyki zawodowej - wiele z nich jest tak niewyobrażalnych, że na pewno nie jest to książka dla osób o słabych nerwach. 

Co jednak najważniejsze, Tsokos i Guddat, formułują konkretne postulaty, analizują sposoby zmian systemu ochrony dzieci, proponując najbardziej efektywne rozwiązania. 

Mam głęboką nadzieję, że ta książka wywoła w Niemczech szeroką dyskusję i poprawi sytuację dzieci, które miały nieszczęście urodzić się w rodzinie, gdzie znęcanie się nad nimi jest na porządku dziennym.

Niestety nie mam pojęcia jak sytuacja takich dzieci wygląda w Polsce, ale obawiam się, że nie jest lepsza, zwłaszcza, że odnoszę wrażenie, że właśnie w Polsce jest dużo większe społeczne przyzwolenie na przysłowiowego klapsa. Podejrzewam także, że niemieckie urzędy dysponują dużo wyższymi kwotami (które niestety są źle rozdysponowane, co także wypunktowali autorzy) niż ich polskie odpowiedniki. Świeżo w pamięci mam debatę na temat (nie) bicia dzieci - temat, który wręcz dzielił społeczeństwo. Dla mnie sprawa była tak oczywista, że ze zdumieniem czytałam o osobach, krytykujących wprowadzenie tego prawa. Obawiam się, że tak rodzą się kandydaci, którzy przymykają oczy na krzywdę dziecka.

Poproszę was wraz z autorami, nie ignorujcie płaczu i krzyku dziecka, pomagajcie tym, którzy są najbardziej bezbronni.

Michael Tsokos, Saskia Guddat oraz Andreas Gößling, Deutschland misshandelt seine Kinder, 254 str., Droemer 2014.

czwartek, 6 lutego 2014

"Chesapeake" John A. Michener



Ponad miesiąc spędziłam w towarzystwie Michenera i jego epopei o amerykańskiej rzece Chesapeake. 
Gdy zaczynałam lekturę, wiedziałam, co mnie czeka. Styl Michenera znam od dawna, kilkanaście lat temu przeczytałam sporo jego książek ale tym razem ukończenie lektury wymagało ode mnie sporo samozaparcia.
Po pierwsze książka jest opasła - twarda oprawa, obwoluta, spory format i drobniutki druk. Tak nieporęczny tom nie pasował do torebki i mocno obciążał ręce podczas dłuższej lektury.
Pozwólcie jednak, że najpierw napiszę kilka słów o autorze. James A. Michener był sierotą, nie znani są ani jego rodzice, ani dokładna data urodzenia. Zasłynął ze swoich powieści historycznych, do których przeprowadzał drobiazgowe badania oraz wyprawy w teren. Czytałam już jego książki o Hawajach, Karaibach, Polsce, Teksasie i Afganistanie. Michener przedstawia historię wybranego kraju od jak najwcześniejszego momentu po współczesność, bazując na faktach i wprowadzając fikcyjne postaci. W ten sposób szkicuje losy jednej lub kilku przykładowych rodzin z różnych warstw społecznych poprzez wieki, by w ten sposób ukazać historię danego regionu.

W przypadku Chesapeake poznajemy historię stanów Maryland i po części Virginii, a przede wszystkim zatoki, mieszczącej się między oba stanami. Michener na głównych bohaterów wybrał cztery rodziny - eleganckich, aspirujących do arystokracji Steedów, skromnych kwakrów Paxamore, hultajskich i cwaniaczkowatych Turlocków i wreszcie byłych niewolników Carterów. Śledząc losy poszczególnych pokoleń, poznajemy geologię i geografię. Piękno natury, bogata fauna, a szczególnie ptactwo, bagna i liczne cieki wodne są niemal równorzędnym bohaterem powieści. Dzięki lekturze książki odświeżyłam moją wiedzę na temat kolonizacji Ameryki, rozwoju i w końcu upadku niewolnictwa, tworzenia się państwowości amerykańskiej i wojny secesyjne. Śledząc losy bohaterów, połyka się te wiadomości niemal mimochodem, mimo że autor poświęca im bardzo dużo miejsca. Nie są to tylko opisy wydarzeń ale także dyskursy między przedstawicieli Steedów czy kwakrów na temat niewolnictwa czy później afery Watergate.

Nowa była dla mnie wiedza na temat kwakrów, a szczególnie ich roli w walce z niewolnictwem i ich pełna poświęcenia pomoc dla zbiegłych niewolników. Nie zdawałam sobie tak że sprawy z bogactwa naturalnego zatoki Chesapeake. Ze smutkiem czytałam najpierw o wymarciu rdzennych mieszkańców tego regionu, a później o postępującym niszczeniu natury przez białego człowieka. Mimo że autor starał zachować neutralność, czytelnik wyczuwa jego smutek w opisach zmienianej przez ludzi przyrody.

Powieści Michenera są świetne, by w przyjemny sposób poznać historię danego regionu, wymagają jednak czasu. Pamiętam, że poprzednie czytałam na urlopie, wtedy jeszcze bezdzietna, mogłam zatopić się w lekturze na wiele godzin. Lektura w połączeniu z dniem codziennym wymaga dużo samozaparcia.

Moja ocena: 4,5/6

James A. Michener, Die Bucht, tł. Wolf Harranth, Hans Erik Hausner, Gunther Martin i Ingrid Weixelbaumer, 845 str.,  Droemersche Verlagsanstalt 1979.

poniedziałek, 3 lutego 2014

"Niechciani" Yrsa Siguðardóttir



Oðinn podjął nową pracę w urzędzie, który m. in. zajmuje się sprawdzaniem warunków pobytu w byłych domach poprawczych dla chłopców, by zadecydować, czy wychowankom należą się odszkodowania. Oðinn przejmuje po zmarłej w miejscu pracy koleżance projekt dotyczący domu poprawczego Krókur. Była to placówka prowadzona przez małżeństwo - Lilję i Veigara - na pustkowiu, w ich gospodarstwie. Wychowankowie mieli osobny dom, a ich wychowywanie polegało na angażowaniu w ciężką pracę, nabożeństwach religijnych i lekcjach udzielanych przez Lilję. Surowe warunki, ciężka praca, kompletne odcięcie od świata zewnętrznego miało sprowadzić chłopców na dobrą drogę. Na początku 1974 roku w Krókur pracuje Aldís, młoda dziewczyna, która po kłótni z matką na gwałt wyprowadziła się z domu. Także ona nie czuje się dobrze w tym miejscu, dziwny układ z pracodawcami, podejrzenia i ciężka atmosfera bardzo ją męczą. Stopniowo dziewczyna odkrywa koszmarne tajemnice małżeństwa, a znajomość z nowym podopiecznym, przystojnym Einarem, zakończy się fatalnie.

Oðinn rozpoczyna badanie sprawy od analizy dokumentów, pozostawionych przez koleżankę, równocześnie boryka się z problemami prywatnymi. Niedawno zginęła jego była żona, która z mieszkania na poddaszu wypadła przez okno. Od tego czasu z Oðinnem mieszka jego jedenastoletnia córka Rún. Oboje nie uporali się ze śmiercią, dziewczynka jest zamknięta w sobie, skryta, a Oðinn po przejrzeniu protokołów policyjnych zaczyna mieć wątpliwości czy śmierć żony była naprawdę wypadkiem i co gorsza czy właśnie on nie miał w nim udziału.

Jak należy spodziewać się po książkach Yrsy, oba wątki splotą się w zaskakujący sposób.

Podczas słuchania Kuldi przekonana była, że to jedna ze słabszych, o ile nie najsłabsza powieść Islandki. Postacie Oðinna i Rún wydawały mi się być papierowe. On nieporadny, zagubiony, a nagle zaradny i pewny siebie, dziewczyna niezwykle cicha, stanowiąca tło, nie zachowywała się jak nastolatka. Praca Oðinna także dziwna - Yrsa prawie całkowicie pominęła sposób, w jaki próbował dowiedzieć się czegoś więcej o warunkach panujących w poprawczaku. Wplata w akcję zaledwie jedną rozmowę z byłym wychowankiem, która do akcji nie wnosi praktycznie niczego, podobne jak ekstrawagancka koleżanka z pracy Diljá. Moim zdaniem powieść uratowało zakończenie - dla mnie bardzo zaskakujące, nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. 

To już ostatnia powieść Yrsy, którą wysłuchałam/przeczytałam, teraz pozostaje mi tylko czekać na napisanie przez nią kolejnej.

Moja ocena: 3,5/6

Yrsa Sigurðardóttir, Seeln im Eis, tł. Tina Flecken, 368 str., czyt. Daniel Drewes, Argon Hörbuch 2013.

sobota, 1 lutego 2014

Statystyka styczeń 2014


Przeczytane książki: 5

Ilość stron: 1534

Książki w ramach wyzwania projekt nobliści: 0
Książki w ramach wyzwania południowoamerykańskiego: 0
Książki w ramach wyzwania Czytamy Zolę: 0


Przeczytane tytuły: 

- "W drodze" Jack Kerouac
- "Jądro ciemności" Joseph Conrad
- "Pamiętam cię" Yrsa Sigurðardóttir
- "Harry Potter i komnata tajemnic" Joanne K. Rowling


Najlepsza książka: "Harry Potter" Joanne K. Rowling

Ilość książek w stosie: 172

W tym miesiącu tak mało stron w statystyce i stosunkowo mało książek, bo od miesiąca czytam wylosowaną dla mnie w stosikowym opasłą powieść Michenera. Zostało mi jeszcze 150 stron więc jednak stanie się lekturą lutową. Gdyby nie trzy audiobooki i dwa czytane na głos tomy "Harry'ego Pottera" byłoby zupełnie cienko;)

Stosikowe losowanie 2/14 - pary

Iza wybiera numer książki dla Paidei (w stosie 78 książek) - 77
Paideia wybiera numer książki dla Karto_flanej (w stosie 138 książek) - 65
Karto_flana wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 695 książek) - 655
ZwL wybiera numer książki dla Anny (w stosie 158 książek) - 63
Anna wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 131 książek) - 3
Maniaczytania wybiera numer książki dla Anne18 (w stosie 8 książek) - 8
Anne18 wybiera numer książki dla Marianny (w stosie 75 książek) - 33 
Marianna wybiera numer książki dla Mery (w stosie 99 książek) - 3
Mery wybiera numer książki dla Izy (w stosie 102 książki) - 
Anna wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 100 książek) - 50

Proszę o podawanie w komentarzu wybranego numeru oraz tytułu wylosowanej książki a po przeczytaniu linka do recenzji. Efekty stosikowego czytania można znaleźć w zakładce z boku strony.

UWAGA: na przeczytanie wylosowanej książki mamy czas do 28 lutego.