Bardzo rzadko czytam książki dwa razy. Odkrycie nieba jest jednym z nielicznych wyjątków. Niedawno uświadomiłam sobie, że pierwszy raz czytałam tę powieść piętnaście lat temu i niestety wiele detali już mi umknęło. Wstawiłam ją więc na półkę z książkami do przeczytania i dość prędko została wylosowana mi w stosikowym losowaniu. Niestety nie miałam długo czasu na jej lekturę, dopiero niemal cały lipiec mogłam jej poświęcić. Odkrycie nieba to bowiem książka do niespiesznego czytania, do smakowania, to przede wszystkim intelektualne wyzwanie.
Powieść Mulischa jest wielopłaszczyznowa - można skoncentrować się tylko na akcji i śledzić losy niezwykłej przyjaźni między dwoma geniuszami. Onno Quist to jezykoznawca, odkrywca klucza do odczytania starożytnego pisma, bezkompromisowy i szczery, nie dba o swój wygląda i neguje swoje konserwatywne pochodzenie. Ów Onno opuszcza przyjęcie urodzinowe ojca i trafia na Maksa Deliusa. Zdolny astronom wraca właśnie z kolejnej z wielu seksualnych przygód, gdy spostrzega samotnie wędrującego Quista. Mężczyźni rozumieją się od pierwszego momentu, a ich głęboką więź potwierdza rzekoma identyczna godzina poczęcia. Max jest zupełnie różny od Quista - to donżuan, elegant i pedant. Obaj stanowią jedną pełnię, świetnie się uzupełniają, a ich dyskusje mogą ciągnąć się godzinami. Podczas jednej z wędrówek trafiają do antykwariatu, gdzie spotykają nieśmiałą wiolonczelistkę Adę. To ona połączy ich jeszcze bardziej. Akcja pędzi dość szybko i przede wszystkim zaskakuje nagromadzeniem nieszczęśliwych i niespotykanych wypadków w życiu obu mężczyzn.
Ich wyjaśnienie stanowią rozmowy istot niebieskich (aniołów, bogów?), które sterują losami Maksa i Onna. Te zagadkowe dialogi uzupełniają się z rozważaniami i dywagacjami dwóch naukowców. Jeśli pozostawimy akcję na drugim planie, okaże się, że Odkrycie nieba to kopalnia myśli, przewrotnych idei i rozważań na temat ludzkości. Mulisch porusza niezwykle szeroką paletę tematów - holokaust, polityka, postęp nauki, sens życia to tylko niektóre z nich. Podczas lektury nie mogłam powstrzymać się od zakładania co raz to nowych stron, teraz moja książka pełna jest zielonych karteczek, a ja wracam do fragmentów, które najbardziej mnie poruszyły.
Przyznam, że czasem trudno mi było podążać za Mulischem, musiałam zatrzymywać się, nabierać oddechu, wracać o kilka stron, przemyśleć jego słowa, by móc czytać dalej. Prawie miesiąc spędziłam z tą książką i nie żałuję. Wiele faktów pamiętałam bardzo dokładnie, ale cała końcówka powieści, moim zdaniem nieco słabsza od pierwszej części, wypadła mi z pamięci.
Polecam wam serdecznie to arcydzieło!
Moja ocena: 6/6
Harry Mulisch, Die Entdeckung des Himmels, tł. Martina den Hertog-Vogt, 867 str., Rowohlt 1999.