poniedziałek, 6 maja 2013

"Pochwała macochy" Mario Vargas Llosa



Pochwała macochy jest tak odmienna od przeczytanej przeze mnie uprzednio Litumy w Andach, że aż trudno uwierzyć, że wyszła spod pióra tego samego pisarza. 
Vargas Llosa stworzył niewielką opowieść o pożyciu małżeńskim don Rigoberta i jego drugiej żony Lukrecji. Para ta rozkoszuje się swoją seksualnością i czerpie z niej pełnymi garściami. Jedną z ulubionych zabaw jest porównywanie siebie do postaci ze słynnych obrazów - umieszczenie reprodukcji w książce oraz następujące po nich rozdziały wzbogaciły lekturę, nadały bardzo dosłownym opisom scen nocnych inny wymiar. 

Autor ociera się w Pochwale macochy o wyuzdanie, balansuje na granicy obsceniczności - ale nie przekracza tej granicy. Ta językowa gra jest zachwycająca. Nawet dokładne opisy niezwykle długich ablucji don Rigoberta są świetne. Mnie nic nie brzydziło, ani odrzucało, co więcej podziwiam warsztat pisarski i geniusz językowy noblisty i jego tłumacza. 

W zupełnie nowy kontekst wprowadza książkę postać syna don Rigoberta. Z opowiastki erotycznej zamienia się ona w powieść niepokojącą, drażniącą czytelnika i pozostawiającą go z poczuciem bycia wystrychniętym na dudka. Alfonso, zwany Fonsikiem, to niewinny, błękitnooki, przykładny chłopiec, który próbuje zdobyć względy macochy. Także Lukrecja zabiega o dobre stosunki z pasierbem, lęka się, iż pasierb mógłby zniszczyć jej idealny związek z Rigobertem. Nawet nie spodziewa się, jak rozwinie się jej związek z Fonsikiem. Chłopak zakochuje się i uwodzi macochę, która mimo obiekcji w końcu mu ulega. Początkowo sądziłam, że to zaledwie dziesięcioletni chłopak ale nie jestem pewna, czy autor nie chciał w tym momencie dać czytelnikowi prztyczka w nos. Erotycznie rozbudzone dziecko, odgrywając rolę niewiniątka, doprowadza do tego, czego, związując się z Rigobertem, obawiała się Lukrecja. 

Powieść Vargasa Llosy bardzo mi się podobała! Największy zachwyt wzbudził we mnie, jak pisałam wyżej, warsztat językowy autora. Przpadła mi do gustu konstrukcja powieści i nie mogłam się oprzeć wrażeniu, iż świetnie nadawałaby się na sztukę teatralną. 

Przeczytałam już kilka powieści noblisty i nie sądziłam, że zaskoczy mnie aż tak bardzo - chapeau bas za różnorodność!

Wykorzystałam okładkę wydawnictwa Znak, ja czytałam inne wydanie z koszmarną okładką:(

Moja ocena: 6/6

Mario Vargas Llosa, Pochwała macochy, tł. Carlos Marrodán Casas, 157 str., Muza 2001.


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:

6 komentarzy:

  1. Te znakowe okładki są cudowne - wszystkie książki Llosy prezentują się naprawdę wybornie.


    Mnie również zadziwiła 'Pochwała macochy' - specyficzne dzieło w dorobku Peruwiańczyka. Wspominam doskonale kontakt z tą książką, nawet jeśli momentami była taka właśnie 'niewygodna' i 'uwierająca' :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie także bardzo podobają się te okladki, aż chciałoby się mieć wszystkie dzieła Vargasa Llosy w tym wydaniu.

      Usuń
    2. Okładki Llosy są na pewno w czołówce najlepszych serii wydawniczych w Polsce :)
      Uwielbiam Llosę, ale jakoś szerokim łukiem omijałam tę książkę, teraz mnie przekonałaś, chętnie przeczytam.

      Usuń
  2. Moje wydanie bez ilustracji, niestety:( Druga część też dobra, znakomity wątek kolekcjonerski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz na myśli "Zeszyty don Rigoberta"? Będę musiała przeczytać:)

      Usuń
    2. Owszem, Zeszyty. Ciut słabsze, ale i tak dobrze się czyta.

      Usuń