środa, 26 czerwca 2013

"Miedzianka. Historia znikania" Filip Springer



Gdybym czytała Miedziankę na pewno byłabym zachwycona, niestety chyba po raz pierwszy  bardzo rozczarował mnie audiobook.

Ale po kolei. Springer przedstawia historię małego dolnośląskiego miasteczka - miasteczka jakich na przedwojennym Dolnym Śląsku było wiele - zadbanego, gospodarnego. Niemieccy mieszkańcy dbają o swoją małą ojczyznę - kochają każdą uliczkę miasta i dumni są z przepięknej przyrody czy dobrze prosperującego browaru. Większość mężczyzn pracuje w kopalni, której chodniki przecinają górę, na której położony jest Kupferberg. Nadchodzi wojna, którą jakoś udaje się przetrwać - i mieście i mieszkańcom. Nowy układ granic zmienia jednak diametralnie sytuację - Niemcy zmuszeni są do opuszczania domów, zasiedlanych znowu Polakami zza nowej wschodniej granicy. Rozpoczyna się proces niszczenia miasteczka - rabunkowe wydobycie uranu zamienia wnętrze góry w sito, a nowi mieszkańcy Miedzianki dewastują pozostawione domy. Polacy wprawdzie także pokochali urokliwie położone miasteczko ale nie są w stanie utrzymać jego dawnej świetności. Uwikłani w pracę, nowy system i walkę o byt obserwują powolny proces rozkładu zabudowań. Gdy pod ulicami zaczyna zapadać się ziemia, następuje powolna ewakuacja miasteczka. Zaskoczyła mnie groza jaka bije z opisów życia w pierwszych powojennych latach - sankcje UB, nieludzkie warunki pracy w kopalni uranu, nikłość życia ludzkiego.
Z kart książki bije melancholia, smutek przedwojennych mieszkańców, którzy musieli opuścić swoje domy, brak przywiązania do ziemi nowych, którzy wydają się żyć w zawieszeniu. Nie jest to jednak reportaż depresyjny, smutny aczkolwiek porusza poważne tematy - ogromną wolę walki i przetrwania ludzi czy akceptację procesu przemijania. Springerowi udaje się równocześnie stworzyć wspaniały klimat, potrafiłam sobie wyobrazić Kupferberg w najdrobniejszych szczegółach i nawet polubić to sielskie miejsce.

Autor misternie składka wspomnienia mieszkańców niemieckich i polskich, śledzi ich losy, słucha i skrupulatnie notuje ich głosy. Autor chwyta się każdego sposobu na odkrycie miasta - przegląda stare fotografie, pocztówki, kroniki.
Gdybym czytała książkę, zapewne byłabym jej konstrukcją zachwycona.
Niestety lektor nie był w stanie oddać tego układu - bardzo trudno było mi się zorientować, że czyta wypowiedzi różnych osób. Brakowało mi modulacji głosu, pauz, dostosowania wypowiedzi do różnych narratorów. Szalenie denerwował kaznodziejski styl, który miejscami przechodził w ton spikera, czytającego wiadomości. Najgorsza jednak była jego wymowa niemieckich słów. Nie rozumiem dlaczego nie można było dobrać lektora, który znałby język, przynajmniej choć trochę. Nie miałabym też nic do zarzucenia, gdyby nazwy niemieckie czytane były konsekwentnie z polskim akcentem. Tutaj jednak lektor silił się na niemiecki akcent, który brzmiał w najlepszym wypadku śmiesznie, a w najgorszym jak parodia esesmanów. Wiele razy trudno było mi zrozumieć jakie słowo ma na myśli. Szczytem dla mnie była wymowa nazwiska Ueberschaera, z którego zrobił łeberszaera. Dopiero jak spojrzałam w tytuł rozdziału w ogóle zrozumiałam o co chodzi. Nie jestem pewna, bo niestety nie miałam tekstu przed oczami, ale podejrzewam, że raz z Riesengebirge uczynił rajzengebirge.
Dlatego ostrzegam was z całego serca przed audiobookiem, tę  książkę należy czytać!

Moja ocena: 5/6

Filip Springer, Miedzianka. Historia znikania, 272 str., Czarne 2011. Czytał Piotr Warszawski.

14 komentarzy:

  1. Miedzianka od dawna jest na mojej liście książek do przeczytania i ciągle coś ją wypycha ze szczytu.
    Bardzo lubię reportaże Springera - jak mało kto ma oko, ucho i pióro do pozornie błahych tematów, z których robi perełki. Nie czytałam jednak żadnej z jego książek i ciekawa jestem, jak sobie poradził z dłuższą formą. Jak rozumiem, z Twojego posta wynika, że - po odrzuceniu wersji audio - jest dobrze?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, stąd piątka. Czytaj, nie słuchaj!

      Usuń
  2. Bardzo bym chciała przeczytać tą książkę, bo czuję że przypadłaby mi do gustu. ewentualnie przesłuchać, w myśl zasady, jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma :) zapraszam http://qltura.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie słuchaj, tę ksiązkę nalezy czytać. Dziękuję za zaproszenie.

      Usuń
  3. Dokładnie, książka do czytania! Springer jest niesamowity, ale trzeba wczuć się i samemu odczytywać wszystko po kolei, audiobook w tym wypadku to nienajlepsze rozwiązanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, inne jego książki będę już czytać.

      Usuń
  4. Wiele dobrego słyszałam o tej książce, mam ją na oku od jakiegoś czasu i dzięki za ostrzeżenie przed audiobookiem. Rajzengebirge. Dżizes... Nie po raz pierwszy okazuje się, że dobry lektor dowartościowuje lekturę, zły może ją kompletnie zawalić. Ostatnio słuchałam niezłego (chyba) kryminału, który wiele stracił w moich uszach przez intonację lektora, który tak czytał dialogi, że nawet najprostsze zdania czyniły ze śledczych kompletnych idiotów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszko pewności nie mam, chodziło o tytuł książki, może faktycznie "Reisegebirge".....:P Mnie się dotąd nie zdarzyło trafić na aż tak złego lektora.

      Usuń
    2. "Reisengebirge" ?! - też dobrze :-) - Riesengebirge.

      Usuń
    3. Jak piszę nie wiem co jest napisane w oryginale, ale podejrzewam, że jednak Riesengebirge a nie Reisengebirge.

      Usuń
  5. A tak ostatnio w bibliotece dumałam, czy nie pożyczyć! I nie pożyczyłam, bo depresyjne... Ale kolejnym razem zmienię zdanie :) Tak niby reportaże lubię czytać, a Springera nic jeszcze nie znam, pora nadrabiać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Depresyjne nie, poważne owszem, ale IMO nie dołuje.

      Usuń
  6. Lektura obowiązkowa. Dla mnie.

    OdpowiedzUsuń