środa, 19 czerwca 2013

"Ostatnie dzieci bolera" Raúl Pérez Torres



Na tę książkę zwróciłam uwagę już dawno ale wysiłek jej pozyskania poczyniłam dopiero, gdy zaczęłam bliżej poznawać literaturę Ameryki Południowej. Ekwador należy do tych krajów tego kontynentu, które darzę szczególną sympatią. Przyczynił się do tego pewien, poznany nota bene w Tajlandii, Ekwadorczyk. 

Ostatnie dzieci Bolera to wspólna inicjatywa Ambasady Ekwadoru oraz wydawnictwa Claroscuro. Celem Ambasady była promocja kultury, moim zdaniem bardzo udana. Literatura jest świetnym sposobem na przybliżenie mieszkańcom Polski tego dalekiego kraju. 

Pérez Torres wpisuje się ze swoimi opowiadaniami w nurt literatury iberoamerykańskiej. Rozbuchana, niezwykle sensualna treść i język pasują dokładnie w moje wyobrażenie typowego mieszkańca Ameryki Południowej. Wiem, że to stereotyp myślowy - staram się myśleć na przekór i nie hołdować stereotypom, zresztą niedawno czytane przeze mnie opowiadania południowoamerykańskie wcale takie nie były, ale akurat Ostatnie dzieci bolera dobrze tutaj pasują.

Wszystkie opowiadania traktują o miłości. W każdym z nich męski bohater opowiada o swoim uczuciu - szalonym, przekornym, nieokiełznanym, gwałtownym i często brutalnym. Mężczyźni zatracają się w swojej miłości, niektórzy walczą, inni czekają, żaden z nich nie cieszy się miłością bez przeszkód. Każde z opisywanych uczuć jest nietypowe, każde z nich w jakiś sposób sprowadza się do cielesności. 

Plastyczność i gwałtowność uczuć oraz ich namiętność oddaje znakomicie język autora. Piramidalnie długie zdania, pełne wtrąceń i metafor są z pewnością przepiękne ale także trudne w odbiorze. Wymagają sporej uwagi czytelnika i jego otwartość na poetyckość prozy. Pamiętacie jednak pewnie, że ja z poetyckością jestem na bakier, trudno więc było mi przebrnąć przez niektóre strony. 

Zachęcam was jednak do sięgnięcia po tę pozycję - tematyka opowiadań jest wszak ponadczasowa i wspólna dla wszystkich kultur.

Moja ocena: 4/6

Raúl Pérez Torres, Ostatnie dzieci bolera, tł. Anna Stąpór, Ambasada Republiki Ekwadoru i Claroscuro 2011.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:

6 komentarzy:

  1. A dla mnie właśnie ta poetyckość była ogromnym atutem. Jednak zwodnicza, bo w następnym opowiadaniu sceny mogą mrozić. Jest więc w niej i uroda języka, i turpizm scen. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja to rozumiem, to jest mój osobosty problem, nie przepadam za poezją więc i w prozie mi przeszkadza. A trupizm jak najbardziej!

      Usuń
  2. O matko! Piramidalnie długie zdania? To ja może spróbuję po urlopie, co?:P
    Okładka mi się jednak bardzo podoba, ot, takie puszczenie oczka do czytelnika.
    A czemu bolero w tytule? Ekwador jest ostatnim krajem, który mi się z bolerem kojarzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie po urlopie:) Mnie też okładka się podoba. A bolera pogrywają w tle bardzo często;)

      Usuń
    2. Niech pobrzmiewają, tylko czemu to robią? Tango bardziej kojarzy mi się z Ameryką Południową, ale bolero?
      Widzę że czytasz o księdzu Twardowskim. Ciekawa jestem wrażeń; ja ciągle jeszcze nie przeczytałam, bo coś skąpię akurat na tę pozycję.

      Usuń
    3. Nie powiem Ci dlaczego - albo nie wyjaśniono, albo przeoczyłam. Całkiem przypadkowo sięgnęłam, w bibliotece stała książka i stała... przeczytałam jakieś 80 str i bardzo mi sie podoba.

      Usuń