Z zapartym tchem przeczytałam ten fantastyczny reportaż i cięgle nie mogę wyjść z podziwu, że to debiut literacki tego duetu autorów! Michalski i Wasilewski opisali miejsce bardzo wyjątkowe, o którym pewnie wiele ludzi nigdy nie słyszało. Mnie Wyspy Owcze interesowały od dawna, fascynacja tym miejscem jest konsekwencją mojej bliskości z Islandią. Mimowolnie podczas lektury wyłapywałam podobieństwa między tymi narodami.
A co robią autorzy? Zatapiają się w społeczność 18 wysp, co nie jest bardzo trudne. Dość łatwym wydaje się poznanie narodu, który liczy blisko 48 tysięcy mieszkańców oraz ponad 70 tysięcy owiec. Michalski i Wasilewski to ten typ, który wlezie w każdą dziurę, czyli zrobi wszystko, by dogłębnie zbadać temat. Bardzo lubię takich ludzi więc piszę to jak najbardziej pozytywnie. Czego więc autorzy doświadczają? Pracują w fabryce ryb, obserwują nocne życie Farerów, włóczą się po bibliotekach (których jest tam bardzo dużo), podążają śladem Polaków, mieszkających na wyspach, rozmawiają z politykami i całkiem zwykłymi ludźmi. Wszystko po to, żeby móc powiedzieć - znam to miejsce, mogę o nim pisać. A przede wszystkim potrafią zarazić zainteresowaniem tym krajem.
Ich książka naszpikowana jest ciekawostkami, dykteryjkami, przygodami, faktami historycznymi - to kolaż wszystkiego, co miłośnik wysp powinien wiedzieć.
Świetne są opisy języka farerskiego, który ma multum wyrazów na opisanie deszczu (który nieustannie pada) i wiele ciekawych głosek (niektóre podobne do islandzkiego), ale jeszcze ciekawsze jest badanie fenomenu tej społeczności. Farerzy są dumni, trzymają się razem, dbają o swoją tożsamość i unikalność. Życie w izolacji ma jednak także swoje trudniejsze strony. Ten reportaż nie jest tylko peanem pochwalnym i bezrefleksyjnym uwielbieniem Farerów, to szeroki i w gruncie rzeczy dość obiektywny obraz. Wyżej wspomniana izolacja i dystans do reszty świata, który stale się zmniejsza, niosąc ze sobą groźbę utraty tożsamości i takie atrakcje jak narkotyki powodują, że lata tej społeczności wydają się być policzone. Wszechobecna globalizacja, dobrobyt nie zatrzymują się przed żadnym miejscem i trzeba mieć ogromną siłę woli i wspólny front, by uniknąć zalania przeciętnością.
Ten reportaż to balans między zachwytem nad odkryciem społeczności idealnej, pierwotnej niemal, a lękiem przed jej utratą. Ale przede wszystkim to fascynująca lektura, piękny język i ekscytacja odkrywania nieznanego. Oh, jak chciałabym tam pojechać!
Moja ocena: 6/6
Marcin Michalski, Maciej Wasielewski, 81:1. Opowieści z Wysp Owczych, 328 str., Wydawnictwo Czarne 2011.