piątek, 3 lutego 2017

"Szósta klepka" Małgorzata Musierowicz


Po kilku rozczarowaniach najnowszymi tomami Jeżycjady postanowiłam wrócić do pierwszych książek, która tak chętnie czytałam trzydzieści lat temu.

Szósta klepka jest moją rówieśnicą! Akcja rozpoczyna się dzień przed moimi urodzinami w domu Celestyny Żak. Cesia żyje w niewielkim mieszkaniu wraz z siostrą Julią - studentką sztuki, mamą-artystką, ojcem-ścisłowcem, ciotką-rozwódką, jej pomysłowym synem oraz dziadkiem. W tym chaotycznym, wiecznie przykurzonym i zagraconym mieszkaniu panuje rodzinna atmosfera, prowadzone są serdeczne rozmowy i systematycznie wykorzystywana jest stopająca twardo po ziemi Cesia. Dziewczyna sprząta, zmywa, robi zakupy, a nawet pomaga w pielęgnacji niemowlęcia. Nie wspominałam o niemowlęciu? Otóż Julia przyjmuje do swojego pokoju ciężarną koleżankę ze studiów.

Cesia ma szesnaście lat i jest głęboko przekonana o swojej brzydocie i nieatrakcyjności. Swoją wartość definiuje przez grube łydki i brzydką cerę. Przypadkowo jest też całkiem dobrą uczennicą, ale to jest mało istotne. Przydaje się tylko jako argument wychowawcy - Dmuchawcowi, który poniekąd zmusza ją do wyciągnięcia ze złych ocen obrzydliwie leniwej koleżanki. Zarobiona, niewyspana, żyjąca w ciągłym chaosie i śpiąca, gdzie popadnie Cesia na wszystkie sposoby próbuje wywiązać się z obietnicy i zmusić traktującą ją pogardliwie Danusię do nauki. Co więcej wpatrzona jest w głupiutką dziewczynę jak w obrazek, uważając ją za piękną i uduchowioną. Ta sprzeczność między praktycznym podejściem do życia, a kompletnym zaślepieniem mało sympatyczną Danką, zwalona zostaje na okres dojrzewania. Nie zapomnijmy jednak o miłości. Cesia chciałaby mieć chłopaka, ale w klasie nikt jej nie zauważa, oprócz Jerzego, którego nie zauważa ona. Jak się pewnie domyślacie, cała sytuacja się skomplikuje i oczywiście szczęśliwie rozwiąże. Nie bez pomocy cudownej rodziny.

Trzepotanie przedsionków i stan przedzawałowy wywołały u mnie opisy traktowania noworodka - kilkugodzinny nocny płacz głodnego dziecka jest dla mnie makabryczny. Do tego opisywany przez Musierowicz bez krzty empatii jako ryk noworodka i zakłócenie snu mieszkańców. Jak sobie pomyślę, że taki był standard opieki nad niemowlętami w latach siedemdziesiątych to mi słabo.

Po przeczytaniu Szóstej klepki już wiem, że Jeżycjada nie wytrzymała próby czasu. W pierwszym tomie widzę dokładnie te same punkty, które zaczęły mnie denerwować w ostatnich tomach - cukierkowość, bezkresna dobroduszność i jeden słuszny schemat rodziny. To zawsze chaotyczna mieszanina charakterów, zamieszkująca przyciasne i zakurzone mieszkanie w sypiącej się kamienicy.

Główna bohaterka Szóstej klepki jest naiwna ale może to naiwność wieku młodzieńczego? Nie będę się upierać. Za to zaskoczył mnie Dmuchawiec - pamiętałam go jako kultowego, mającego świetny kontakt z młodzieżą nauczyciela. Tutaj jest słabym pedagogiem, który nie zauważa problemów swoich uczniów.

Podoba mi się za to styl Musierowicz - zwłaszcza w dialogach, rzutkich i dowcipnych. Książkę oczywiście przeczytałam w niecałe dwa dni, bo z treści nie pamiętałam zupełnie nic. Planuję też czytanie dalszych tomów Jeżycjady, ale jej czar dla mnie niestety prysł.

Moja ocena: 3/6

Małgorzata Musierowicz, Szósta klepka, 191 str., Wydawnictwo Nasza Księgarnia 1989

12 komentarzy:

  1. Celestyna! Bardzo się z nią utożsamiałam :). Mimo że ocena średnia, to na pewno wrócę do książki :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już treści nie pamiętałam ale wtedy na pewno bardzo mi się książka podobała. Daj znac, jak do niej wrócisz!

      Usuń
  2. Kurczę, ja się boję takich powrotów, bo nie chcę sobie jednak psuć dobrych wspomnień... Kompletnie nic nie pamiętam z tej książki, nawet i z kolejnych też bardzo niewiele, ale wiem, że bardzo je lubiłam. Z opiniami podobnymi do Twojej już się spotkałam kilkakrotnie, głównie właśnie to, że seria nie wytrzymała próby czasu. Ja sobie w takim razie pozostanę przy tym mglistym wspomnieniu, że cieszyłam się na każdą kolejną część Jeżycjady i pochłaniałam je z przyjemnością ;) Nie mam już ich niestety, mama bardzo lubiła mnie nakłaniać do rozdawania różnych rzeczy, bo trzeba być hojnym, i tak cała Musierowicz wylądowała u mojej młodszej kuzynki, która nigdy nawet tych książek nie tknęła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie dokłądnie tak samo, nic nie pamiętam prawie, ale od lat sobie planowałam, że będę je czytać z córką. Tylko że jej Szósta klepka zupełnie nie podeszła, teraz chyba wiem, czemu. Ja wszystkie Musierowicz nadal mam, nawet do Portugalii już część przywiozłam :)

      Usuń
  3. A może to jest tak jak z miejscami: Do miejsc i do książek należy wracać co roku... albo nie wracać wcale, istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że okażą się dla nas obce i niezrozumiałe...
    Ja najbardziej lubiłam "Kwiat kalafiora" i "Opium w rosole".
    O.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może?! Ja jednak nie mogłam oprzeć się pokusie, powrócenia. Choć, gdy się zastanawiam, wracałam już do miejsc po latach i nie było źle :) Te dwie czekają jeszcze, ale na pewno przeczytam.

      Usuń
  4. Witam!
    Ja nigdy nie czytałam Jeżycjady, choć parę lat temu zaczęłam zbierać poszczególne części. Nie miałam jednak tej pierwszej dlatego odkładałam czytanie całej serii. I chyba dobrze zrobiłam :)ostatnio mam straszne uczulenie na tego typu "sztampowe" książki, choć zaległości dotyczące czytania dzieł najwybitniejszych lub najpopularniejszych dawniej autorów są u mnie straszne... Tym bardziej cieszę się, że Musierowicz mogę skreślić z tej listy :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, Ty możesz te książki odebrać zupełnie inaczej, skoro nie masz wspomnień z dzieciństwa. Ja jestem skażona t ą miłością do Jeżycjady. Niekoniecznie skreślaj ją z listy, spróbuj jedną z książek, nie musi być to koniecznie Szósta klepka, bo ona akurat nie jest tak ważna dla rodu Borejków. Pozdrowienia!

      Usuń
  5. A ja chyba nie czytalam Musierowicz, albo czytalam ale tak dawno, ze nawet nie pamietam. Chyba kiedys w koncu sie do jej ksiazek zabiore, bo rozumiem, ze to standard literatury mlodziezowej i czuje sie nieco poza nawiasem:)) A czasy moze rozpoznam, bo znam z autopsji:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to był standard literatury młodzieżowej, teraz nastolatki chyba czytają co innego.

      Usuń
  6. Czytałam, ale za nastoletnich lat nigdy nie porywały mnie miłosne historie. Teraz też nie :-) Jedyne, co wielbię w Jeżycjadzie to duch Poznania z czasów, kiedy mnie jeszcze nie było na świecie. Kilka lat temu mieszkałam na Jeżycach, kilka budynków od domu, w którym urodziła się Musierowicz (z tego co wiem, dom ten slużył za pierwowzór domu Czesi, to właśnie w tej wieżyczce się zamknęła - mam nadzieję, że nie mieszam fabuły :)). Ten klimat wciąż można tam trochę odczuć. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrafię sobie wyobrazić, że dla osób z Poznania wła śnie takie smaczki są najfajniejsze. Ja Poznania nie znam wcale. Pozdrawiam i ja!

      Usuń