środa, 29 lipca 2020

"Duszpasterstwo koło Lodowca" Halldór Laxness



Ta książka islandzkiego noblisty jest dla mnie całkowitym znaczeniem. Inne jego utwory wspominam jako realistyczne, mocno osadzone w islandzkich realiach i historii. Tymczasem Duszpasterstwo koło Lodowca to powieść surrealistyczna, absurdalna, magiczna wręcz.

Główny bohater, młody człowiek, zostaje przedstawicielem biskupa Islandii, który wysyła go na jeden z lodowców w zachodniej Islandii, by skontrolował sytuację tamtejszego kościoła. Do biskupa doszły bowiem słuchy, że pastor Sira Jon nie spełnia swoich obowiązków, że kościół niszczeje, że rozwiódł się z żoną, a na lodowcu ukryto trumnę z ciałem młodego mężczyzny. Wszystkie te fakty są wielce niepokojące, więc wysłannik udaje się wraz z aparatem do nagrywania w odległe okolice. I faktycznie napotyka tam na całą gamę dziwacznych postaci. Począwszy od pastora, który właściwie pastorem nie jest, bo zajmuje się naprawą starych urządzeń, ale cieszy się wśród wiernych ogromną estymą. Jest też hodowca koni, który ciągle szuka zwierząt. I kucharka pastora, która dzień i noc piecze torty i częstuje kawą nawet w środku dnia polarnego. Pod lodowiec przybywa także były imigrant islandzki z trzema uczniami-hipisami, który głosi kazania na tematy teologiczno-eschatologiczne, łącząc wszystkie religie świata. Nie zapomnijmy o kobiecie, która podobno jest rzekomą żoną pastora i być może żyje, a być może jest martwa. 
Sam kościół jest zabity dechami, dosłownie. W środku zdemolowany, zarośnięty grzybem i pozbawiony schodów wejściowych. Natomiast zdeponowany na lodowcu sarkofag powraca, by zostać uroczyście otwarty i zaskoczyć swoją zwartością. 

Laxness postawił na krótkie rozdziały i telegraficzny miejscami styl. Wypowiedzi poszczególnych osób przedstawione są po dwukropku, w taki sposób, jak nagrywa i notuje je przedstawiciel biskupa, który nazywa sam siebie niżej podpisanym lub skrótem od powyższego tytułu (tu niestety nie wiem, jak to wygląda w polskim tłumaczeniu). 

Nie powiem, że jest to książka, którą polecę każdemu. Na pewno nie na pierwsze spotkanie z islandzkim noblistą. Ta powieść wymaga pewnej wiedzy na temat Islandii, ale także sporo samozaparcia, by móc towarzyszyć bohaterom i faktycznie zrozumieć jej przesłanie. Dla mnie to była dość dowcipna, groteskowa opowieść, która niespecjalnie mnie porwała.

Moja ocena: 3/6

Halldór Laxness, Am Gletscher, tł. Bruno Kress, Steidl 2002.

4 komentarze:


  1. Kiedyś czytałam. Tak, powieść jest groteskowa i dziwna. Nie pamiętam, jak w polskim tłumaczeniu nazywa siebie przedstawiciel biskupa, pamiętam za to, że wciąż był częstowany różnymi ciastkami, podczas gdy marzył o zwyczajnym posiłku. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tych ciast i tortów były ogromne ilości!

      Usuń
  2. Czytając o tej książce mam wrażenie, że to istne pomieszanie z poplątaniem. Dla mnie chyba zbyt absurdalna jednak... Tak sądzę po opisie fabuły. A co byś poleciła na pierwsze spotkanie z autorem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, że "Cichy ton" mi się podobał, ale jeszcze wtedy nie prowadziłam blogu.

      Usuń