środa, 5 stycznia 2022

"Pakistańskie wesele" Maja Klemp

 


Ta książka została wybrana na lekturę grudnia przez klub książkowy Polek na Obczyźnie. Skoro tak, to trzeba było przeczytać. Zresztą cenię bardzo felietony Mai i jej cięte pióro oraz sarkastyczne poczucie humoru. Przekonałam się jednak nie po raz pierwszy, że to co się sprawdza w krótkiej formie, w długiej jest zupełnie niestrawne. Już pierwszy rozdział tej książki był dla mnie ogromnym wyzwaniem, nie spodziewałam się, że jednak dopiero pod koniec książki cokolwiek mnie w niej zainteresuje. 

Maja opisuje dwutygodniowe wakacje w Pakistanie, których celem była obecność na ślubie i weselu w rodzinie jej męża. Zanim jednak autorka do Pakistanu doleci, dowiemy się, którymi liniami lepiej się lata i gdzie można zabrać więcej bagażu. Bo bagaż to bardzo ważna sprawa, ubrania, biżuteria i kosmetyki są sprawami najwyższej wagi i zajmują w opowieści dziesiątki stron. Dowiadujemy się więc niemal na każdej stronie, co kto ma na sobie, w jakiej kombinacji, w jakich kolorach, w jakim kroju, do tego jakie buty, szale, biżuteria i makijaż. Wszystkie stroje autorki opisane są w detalach, co gorsza to samo dotyczy dodatków i makijażu. Tu podane są nawet rodzaje szminki i innych cudów. To są sprawy, które interesują mnie tak mało, że przyznaję sobie medal za przebrnięcie przez te wszystkie opisy. Ale to nie wszystko - są jeszcze wizyty w sklepach, u krawca, w salonie piękności i znowu: materiały, stroje, kroje, kolory. Do wyrzygania. Może bym jeszcze te tekstylne fragmenty jakoś przełknęła, gdyby nie były one powiązane z ocenianiem. Narratorka bardzo chętnie ocenia bowiem wygląd innych. I nawet jeśli rozumiem, że przyjęła taką konwencję w swojej książce i że w efekcie większość z członków rodziny lubi albo polubi, to niestety nie potrafiłam dać na luz. Sarkazm to naprawdę wspaniałe narzędzie, którego sama zapewne nadużywam, ale sarkazm w każdym zdaniu zaczyna się niemiło odbijać. Tak samo jak ciągłe opisywanie wyglądu, zachowania, wyrazu twarzy w słowach dalekich od obiektywnych.

Autorka też chętnie i dużo pisze o sobie, kreując się zarazem na rozpieszczoną lalkę. Poznajemy ją więc jako osobę, której nic nie smakuje albo która niczego nie je, która marudzi, ma fochy i wysługuje się mężem. No i oczywiście uwielbia stroje, perfumy i makijaż. Rozumiem naturalnie, że z założenia miało to być autoironiczne - wyszło jednak bardzo mało sympatycznie.

A Pakistan? Gdzieś tam się przewija, bardziej jako powierzchowne tło niż kraj, który warto poznać. Dopiero pod koniec jest wycieczka do Islamabadu i w Hindukusz (jedyny w miarę ciekawy rozdział) i zwiedzanie Lahore. Są informacje o zabytkach i legendy, ale wiele z nich opatrzonych jest komentarzem, że autorka nie do końca wie co i jak, ale doczytała po powrocie. Budynkom dostaje się na równi jak ludziom - albo są okropnie brzydkie albo przypominają inne niezbyt ciekawe obiekty. Tych ładnych jest jak na lekarstwo. Po książce o takim tytule spodziewałabym się więcej niż wymienienie pakistańskich obyczajów - nastawiałam się na obiektywny opis sposobu świętowania zamążpójścia, zagłębienia w pakistańską kulturę, szerszego spojrzenia, a nie rzadkich opisów, które nie pozwalają na jakąkolwiek głębszą wizję. Nawet jeśli autorka spędziła w Pakistanie tylko dwa tygodnie, to jednak przebywała wśród Pakistańczyków i miała bezpośredni dostęp to kultury. Te rzadkie opisy czy anegdoty o Pakistanie czy jego mieszkańcach giną w natłoku wcześniej wymienionych informacji, a już zapowiadanej rozprawy ze stereotypami na próżno tu szukać. 

Językowo nie jest to najgorsza książka - choć zwroty potoczne, a nawet emotka drażnią, ale poza tym nie można jej na tej płaszczyźnie nic zarzucić, oczywiście jeśli taki styl jest dla czytelniczki czy czytelnika strawny. Dla mnie ta lektura była całkowitą stratą czasu i zupełnie nie rozumiem takiej samokreacji i tak bezrefleksyjnego podejścia do innej kultury, a przede wszystkim oceniającej postawy. 

Moja ocena: 2/6

Maja Klemp, Pakistańskie wesele, 328 str., Moc Media 2020.

4 komentarze:

  1. Dziękuję za ostrzeżenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, okej, czyli dobrze, że się nie wyrobiłam na to spotkanie i z zabraniem się za lekturę. Szkoda. Felietony pisze fajne, ale tak jak mówisz, krótka forma i długa forma to dwie różne sprawy.

    OdpowiedzUsuń