Wiele lat temu fascynowała mnie mitologia i bardzo chętnie połykałam książki na niej bazujące, od Parandowskiego poczynając, a na Witoldzie Makowieckim kończąc. Ogromna popularność powieści Miller na boookstagramie zadziałała na mnie odstraszająco i w ogóle nie planowałam po nie sięgać. Ale jak to często bywa, klub książkowy mnie do tego skłonił i nie żałuję. Miller zrobiła z mitu o Achillesie to, co tworzyli moi ulubieni pisarze z dzieciństwa. Mit jest bowiem tylko przyczynkiem do stworzenia osadzonej w Starożytnej Grecji powieści. Powieści o przyjaźni, dumie, miłości, powinnościach, która uwodzi mitycznym anturażem.
Miller bazuje na mitach, dziełach Homera i licznych greckich tekstach, by tchnąć w postać Achillesa życie, a czyni to oddając głos Patroklesowi - księciu nieudacznikowi, który został wygnany z domu za przypadkowe zabójstwo. Patrokles oddany zostaje na dwór ojca Achillesa, który słynie z tego, że przyjmuje na wychowanie młodych chłopców. Achilles to wzór dla wszystkich - piękny, silny, uzdolniony muzycznie, niepokonany - i to właśnie on zwraca uwagę na niepozornego chłopca. Stopniowo między nimi rodzi się miłość. Choć mit o Achillesie znam stosunkowo dobrze, Miller udało się mnie zaskoczyć - piętą Achillesową, której nie było, ale i miłością między mężczyznami, której nie byłam świadoma.
Autorka kładzie nacisk na kwestię wyboru, która zadecyduje na życiu Achillesa i Patroklesa, ale także setek żołnierzy, biorących udział w wojnie trojańskiej. Dla Achillesa to wybór między śmiercią, a miłością, między sławą, a własną dumą. Patrokles myśli inaczej, ale czy jego wybór na coś się zdał?
Miller wprowadziła w powieści kilka postaci kobiecych, które nadają mitowi innego wymiaru - jest Tetyda, matka Achillesa, jest Deidameia jego żona, są liczne branki wojenne i w końcu Helena oraz Penelopa. W Iliadzie nie odgrywają one praktycznie żadnej roli, tu dostają głos, mają wpływ, choć niewielki na wydarzenia, a przede wszystkim na działania mężczyzn. Ciekawe są też niektóre kreacje, zwłaszcza Agamemnona i Odyseusza - soczyste, kontrowersyjne. Przy tych dwóch postaciach sam Achilles wypada dość blado.
Językowo nie jest to wybitna powieść, Miller postawiła na rzutkość i lekkoś przekazu, co ma przełożenie na lekkość czytania. Ja z przyjemnością wróciłam do mitologii i tego okresu w historii Grecji, była to dla mnie swoista podróż w przeszłość, do dzieciństwa.
Moja ocena: 4,5/6
Madeline Miller, Pieśń o Achillesie, tł. Urszula Szczepańska-Bukowska, czyt. Filip Kosior, 384 str., Wydawnictwo Albatros 2021.
Na tytuł specjalnie polować nie będę, ale jak wpadnie przypadkiem w moje ręce to chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuń