wtorek, 9 marca 2010

"Nieznane przygody Mikołajka" Sempé/Goscinny


Jak dziś pamiętam pierwszą wizytę w bibliotece, w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Pani bibliotekarka pokazywała nam katalog książek i poprosiła o podanie ulubionego pisarza. Pierwsza wyrwałam się do odpowiedzi dumnie oznajmiając, że to oczywiście Astrid Lindgren. Jak można się domyślić, moje wizyty w szkolnej bibliotece były bardzo częste. Poznawałam coraz więcej pisarzy i po jakimś czasie zorientowałam się, że jest kilka książek, na które trzeba polować. Biec pędem, gdy tylko zadzwoni dzwonek i czyhać czy ktoś nie zwrócił pożądanej książki. Najbardziej oblegane były książki o Dorotce w Krainie Oz i Mikołajki. Nieliczne, zaczytane do granic możliwości egzemplarze przechodziły z rąk do rąk, a największym marzeniem było posiadanie ich na własność. Gdy, już jako starsza uczennica, zaczęłam pełnić w bibliotece dyżury, odkryłam na której półce jest miejsce najukochańszych książek. Dotąd skrzętnie pielęgnuję wspomnienia chwil spędzonych w bibliotece - podczas lekcji panowała w niej błoga cisza, a ja mogłam przechadzać się wśród wypełnionych książkami półek, czytać do woli drogocenne egzemplarze Mikołajka i śmiać się do łez z najukochańszą przyjaciółką - Justyną. Wtedy te kilka zaledwie regałów wydawało mi się być najpiękniejszą biblioteką pod słońcem.

Wszystkie te wspomnienia wróciły, gdy sięgnęłam dziś po "Nieznane przygody Mikołajka". Wszystkie książeczki o Mikołajku kupiłam w 2006 roku, kilka miesięcy po narodzinach pierworodnej. Książki niby dla niej, ale na pewno domyślacie się, że wszystkie pochłonęłam jednym ciągiem:) "Nieznane przygody Mikołajka" musiały do nich dołączyć. Nie odstraszyła mnie dość wysoka cena tej przecież dość szczupłej książki.
Z rozkoszą zatopiłam się w lekturze i mam niedosyt - za mało! Za mało historii i za mało ilustracji, a przecież to już definitywnie koniec. Ale to nic, będę miała okazję powtórzyć spotkania z Mikołajkiem jeszcze przynajmniej dwa razy - bo przecież będę je czytać i córce, i potem synowi. Będziemy przyglądać się ilustracjom, i tym czarno-białym, i tym kolorowym. Będziemy szukać na nich Alcesta (to ten gruby), Ananiasza (ten w okularach), Gotfryda (ten z zadartym nosem), Euzebiusza (ten wielki). Poteem rozpoznamy i Kleofasa, i Rufusa i Maksencjusza. Dzieci będą z zapartym tchem śledzić przygody Mikołajka, a ja znów wrócę w myślach do szkolnej biblioteki, poczuję tamtejszy zapach książek i uśmiechnę się na myśl o tym, jak serdecznie i beztrosko potrafiłyśmy z Justyną się śmiać.

Goscinny/Sempé, Nieznane przygody Mikołajka, tł. Barbara Grzegorzewska, 188 str., Znak.

8 komentarzy:

  1. Pełna ciepła, rozczulająca recenzja. Aż zatęskniłam za bohaterem tych książek z dzieciństwa. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne wspomnienia ze szkolnej biblioteki - ja byłam zawsze tą, która stała w kolejce po książki, od drugiej strony biblioteki nie znam.
    W tę niedzielę przeczytałam drugi tom "Mikołajka" - nadal świetna lektura :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja w dzieciństwie jej nie czytałam. Szkoda, ze nikt mi nie podsunął.
    Ale nadrobiłam parę lat temu z nawiązką:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej jakie rozkoszne wspomnienia! Ja też pamiętam te małe formaty "Mikołajka". U mnie na półce stoją wszystkie 3 tomy wydawnictwa Znak. Jestem dopiero na 1, ale to dlatego, że czytam na głos:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mikołajek - masa miłych wspomnień :)
    I mój dobry kuzyn ma tak na imię - mam do niego słabość.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jolanto miło mi:)
    Skarletko dla mnie dużury biblioteczne były najpiękniejsze:)
    Naczynie i super!
    KOlmanko ja małe formaty dokupiłam, stoją w pokoju córki.
    Tucha - bardzo miłe imię, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham Mikołajka miłością wielką i prawdziwą :D

    Miłego czytania z pociechami!

    OdpowiedzUsuń
  8. To fantastyczne mieć takie wspomnienia książkowe z dzieciństwa, takie ciepłe i miłe.

    OdpowiedzUsuń