Canaima to klasyka literatury wenezuelskiej, napisana przez przyszłego prezydenta tego kraju. Powieść powstała w latach trzydziestych ubiegłego wieku, a jej głównymi bohaterami są rzeka Orinoko oraz otaczająca ją dżungla. Młody Marco Vargas, który powrócił ze studiów na Trynidadzie, które miały go ustatkować i nauczyć dyscypliny, wyrusza w mityczne okolice rzeki Yuruari, by rozwinąć swój własny biznes. To miejsce, gdzie spotykają się i żyją żądni przygody mężczyźni, poszukiwacze złota, bogacący się na kauczuku plantatorzy, a także rządzący się własnymi prawami kacykowie.
Akcja powieści rozwija się niespiesznie, Gallegos wiele miejsca poświęca opisom dżungli, wprowadza mnóstwo postaci oraz nie stroni od retrospekcji. Od początku wyraźnie widać, jak podrzędna jest rola kobiet, to świat mężczyzn i tylko oni są w stanie sprostać życiu w ekstremalnych warunkach lasu zwrotnikowego.
Bardzo chciałam skończyć tę książkę, mimo że zupełnie nie mogłam wczuć się w rytm prozy Gallegosa. Wyznaczałam sobie nawet dzienne racje, by posunąć się choć trochę do przodu. Gdy jednak, przeczytawszy ponad sto stron czyli prawie jedną trzecią książki, zaczęła we mnie kiełkować myśl o odłożeniu lektury, autentycznie odetchnęłam z ulgą. Tym sposobem moje spotkanie z Wenezuelą na razie ograniczy się do kilku opowiadań i tej, niestety niedokończonej, powieści. Mam nadzieję, że w przyszłości trafię na inną książkę z tego kraju, która bardziej trafi w mój gust. A może polecicie mi coś?
Bez oceny.
Rómulo Gallegos, Canaima, tł. Doris Deinhard, 356 str., suhrkam taschenbuch 1989