poniedziałek, 20 lutego 2017

"Pani Dalloway" Virgina Woolf


W ramach nadrabiania klasyki sięgnęłam po nigdy nie czytaną przeze mnie Panią Dalloway i niestety srogo się rozczarowałam. Mój brak zachwytu ma jednak dwojakie przyczyny.

Przede wszystkim tym razem nie trafiłam w lektora, a właściwie lektorkę. Angela Winkler czytała tak monotonnie i na siłę uduchowionym głosem, że przy lekturze zasypiałam albo niestety się wyłączałam, a moje myśli odbiegały z Londynu do portugalskiej codzienności. Obawiam się, że ta książka jednak lepsza jest w czytaniu osobistym - długie poetyckie zdania, metafory i dygresje utrudniają odbiór audiobooka.

Z drugiej jednak strony myślę, że nawet gdybym czytała tę książkę na papierze, nie zachwyciłabym się prozą Woolf. Moja niechęć do przesadnie (w moim odczuciu oczywiście) poetyckich utworów na pewno utrudniłaby lekturę. Woolf opisuje jeden dzień z życia ponad pięćdziesięcioletniej pani Dalloway. Kobieta spaceruje po londyńskich ulicach i prowadzi dywagacje nad swoim życiem. Wspomina sielskie lata na wsi i rozważa słuszność wyboru męża. Kiedyś bowiem stała przed dylematem i wahała się między statecznym i rozważnym politykiem - Richardem Dalloway, a lubiącym przygody Peterem Walshem. Ten ostatni właśnie wrócił z Indii i planuje rozwód i pojęcia za żonę swojej kochanki.

Ta powieść ma jednak więcej bohaterów. Woolf dopuszcza do głosy wiele postaci - czytelnik nie poznaje ich wszystkich z punktu widzenia pani Dalloway, lecz dzięki ich własnym myślom. Najciekawszy jest wśród nich Septimus, cierpiący na zespół stresu pourazowego żołnierz I wojny światowej. Jego zagubiona, młoda włoska żona nie jest w stanie mu pomóc, a przede wszystkim nie uchroni go przed samobójstwem.

Pani Dalloway planuje w opisanym dniu przyjęcie, na które zaprasza Walsha, a także całą śmietankę towarzyską Londynu. Taka konstrukcja powieści pozwala Woolf przedstawić różne osoby, ich zapatrywania, problemy i myśli. Oprócz licznych postaci, bohaterem książki jest także ówczesny Londyn. Miasto jest obecne podczas spacerów, rozmów, pulsuje i żyje w tle.

To nie jest zła książka, myślę, że dla wielu to małe arcydziełko, perełka literacka. Mnie niestety zraziły rozważania i senny styl, bo same problemy bohaterów są przecież nadal na czasie.

Moja ocena: 3/6

Virgina Woolf, Mrs. Dalloway, czyt. Angela Winkler, tł. Walter Boehlich, 208 str., Der Hörverlag 2001.

4 komentarze:

  1. O! To ja jakoś nigdy nie myślałam o „Pani Dalloway” jako o prozie poetyckiej. Już prędzej „Fale” czy „Do latarni morskiej” (które, nota bene, podobały mi się bardziej; więc wychodzi chyba na to, że ja prozę poetycką lubię :)), ale „Pani Dalloway” raczej uderzyła mnie swoją konkretnością i przyziemnością. To trudna powieść, to na pewno, ale właściwie jak wszystkie Virginii. Aniu, a to Twoja pierwsza jej książka, czy coś już wcześniej czytałaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja mam chyba alergię na poetyckość w prozie i jak jest jej choć trochę, to dla mnie książka już niemal odpada. Zakładam jednak, że w tym wypadku to styl czytania lektorki był głównym powodem. Tak, to moja pierwsza książka Virginii.

      Usuń
    2. Gdybyś chciała jeszcze raz spróbować z Virginią, to polecam Ci w takim razie „Podróż w świat” (pisałam o nim u siebie: http://literackie-skarby.blogspot.com/2013/08/obca-wsrod-istot-rodzaju-ludzkiego.html) albo „Flusha”. Z tych, które czytałam, były chyba najmniej poetyckie (zwłaszcza, że „Flush” to opowieść z perspektywy psa; poetycki pies byłby raczej kuriozalny, a nie o to chodziło ;)). Jest jeszcze dziennik Virginii, pełen wyjątkowo przyziemnych i prozaicznych notatek – głównie pisze o życiu codziennym i ironizuje na temat swoich znajomych :). Warto też sięgnąć po „Orlando”, bo, z tego co słyszałam, niedługo ma powstać ekranizacja.

      Usuń
    3. Dziękuję ci za polecenie, na razie Virgina nie jest na początku listy moich planów literackich ale będę miała Twoje rekomendacje na uwadze i jeśli trafię na audiobooki to się skuszę.

      Usuń