piątek, 24 marca 2017

"Odziedziczone zło" Yrsa Sigurðardóttir


Na tłumaczenie tego kryminału czekałam z utęsknieniem - wszystkie dotąd wydane islandzkie kryminały moich ulubionych autorów dawno przeczytałam i miałam ochotę na coś nowego. Już tradycyjnie zdecydowałam się na audiobooka i tym razem brawa dla lektora, który poradził sobie z islandzkimi nazwami i imionami. Ostatnim razem, gdy słuchałam powieści Yrsy, lektor nie został przeszkolony w islandzkiej wymowie i ciągle więdły mi uszy.

W Reykjaviku brutalnie zostaje zamordowana matka trójki dzieci. Podczas gdy jej mąż-lekarz przebywa na zagranicznym sympozjum, nocą do ich domu zakrada się zabójca i w  bestialski i dotąd niespotykany sposób ją zabija. Całe zajście obserwuje siedmioletnia córka ofiary. Morderca pozostawia w domu zakodowaną wiadomość, której nikt nie jest w stanie rozszyfrować. Policja wydaje się szukać igły w stogu siana - zamordowana Elisa nie miała wrogów, była lubiana, na miejscu nie sposób znaleźć żadnych śladów, a zaszokowana dziewczynka nie chce składać zeznań. Gdy morderca uderza po raz drugi, nadzieje na trafienie na jego trop rosną, ale między ofiarami nie ma absolutnie żadnych punktów stycznych, co na Islandii jest niemal ewenementem.

Równocześnie zafascynowany krótkofalarstwem Kalli odbiera dziwne audycje, w których mechaniczny głos odczytuje szeregi cyfr. Kalli niedawno stracił matkę, a podczas segregowania jej rzeczy odnajduje kopertę z dokumentami, dotyczącymi adopcji jego i starszego brata. Okazuje się, że wyczytywane przez radio cyfry zgadzają się z PESEL-em Kalliego i prawdziwych rodziców brata.

Prowadzący śledztwo Huldar uwikłany jest w problemy osobiste. Z przerażeniem stwierdza, że spotkał już psycholożkę z domu pomocy dla dzieci, która opiekuje się córką zamordowanej i do tego w niezbyt ciekawych okolicznościach - po tym jak wylądował z nią w łóżku i nie przyznał się do bycia policjantem, ulotnił się bez pożegnania. Ta historia wprowadza dodatkową linię napięcia w śledztwie.

Yrsa poświęca bardzo dużo czasu na wprowadzenie i scharakteryzowanie każdego bohatera. Opisuje ich życie, zajęcia, przeszłość. Ten zabieg bardzo spowalnia akcję. Zamiarem autorki na pewno było budowanie napięcia, przerwa przecież opis działań poszczególnych osób, by wtrącić owe opisy, obawiam się jednak, że rozszerzyła je tak bardzo, że zamierzone napięcie zwyczajnie za każdym razem opadało.
Podobnie sprawa się ma z pracą islandzkiej policji - nieporadną i chaotyczną. Niemożliwy dla nich do rozszyfrowania kod był dla mnie oczywisty, mimo że go nie widziałam, tylko wysłuchałam. Szybko domyśliłam się także, kto jest mordercą, ale to pewnie dlatego, że czytelnik wie więcej niż Huldar - Yrsa prowadząc narracją pozwala czytelnikowi na delikatną przewagę.

DNA to dobra rozrywka, mimo wszystko wciągająca lektura, zaskakująca brutalnymi morderstwami, oraz dzięki mocnemu osadzeniu w specyficznych realiach wyspy gratka dla fanów Islandii, ale na pewno nie jest to najlepszy kryminał autorki.

Moja ocena: 4/6

Yrsa Sigurðardóttir, DNA, tł. Annika Wolff, 480 str., der Hörverlag 2016.

2 komentarze:

  1. Prawdę mówiąc, zupełnie mnie nie wciągnęła. Próbowałam się wgryźć, początek wydał mi się straszliwie miałki, sztampowy i w którymś momencie zrezygnowałam, bo szkoda mi czasu na książki, które w żaden sposób mnie nie poruszają. Być może umyka mi coś w ten sposób, może powinnam zacisnąć zęby i się przemóc, ale czy naprawdę warto, wątpię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam podobne podejście i coraz częściej odkładam książki. W przypadku audiobooków jest mi łatwiej skończyć "lekturę", a w przypadku Yrsy mam jeszcze zainteresowanie "zawodowe", że tak to ujmę.

      Usuń