wtorek, 17 października 2017

"Matka Makryna" Jacek Dehnel


Przyznam, że nie słyszałam wcześniej historii Makryny Mieczysławskiej, rzekomej przełożonej klasztoru bazylianek w Mińsku. Dehnel nie tylko o niej słyszał, ale poświęcił jej kilka lat dogłębnych badań i stworzył dzieło totalne i kompletne, przedstawiając tę niezwykłą osobowość.

Makryna to bowiem Irena Wińczowa, najprawdopodobniej z pochodzenia Żydówka, która urodzona w biednej i wielodzietnej rodzinie, szybko opuszcza dom, by sama zarabiać na swoje utrzymanie. Przypadkiem poznaje rosyjskiego oficera Wińcza, który po ślubie robi sobie z niej worek treningowy. Regularnie katowana kobieta traci wiarę w świat, życie i ludzi. Gdy Wińcz umiera, tuła się bez grosza przy duszy, aż trafia do klasztoru, gdzie pomaga jako kucharka. Nie wiadomo kiedy rodzi się pomysł poddawania się za przełożoną bazylianek. Kobieta zapewne nadal nie jest rozpieszczana przez życie, przypadkowo zostaje uznana za zakonnicę i na tej bazie tworzy swoją legendę. Materiału do gawęd dostarcza jej spotkanie z bazyliankami, które zmuszane było do konwersji na prawosławie. Irena tworzy szczegółową historię ich męczeństwa, wymyślając przeróżne tortury jakim mniszki rzekomo zostały poddane. 
Kobieta trafia do Francji, gdzie staje się ówczesną celebrytką, uwielbianą przez tęskniącą za nieistniejącą Polską, emigrację. Makryna opowiada swoją historię setki razy, która pada na podatny grunt wśród nienawidzących cara Polaków. Jej sława zaprowadza ją aż do stóp samego papieża.

Dehnel prowadzi narrację kilkutorowo - równolegle przedstawia opowieść Makryny i Wińczowej, tak że ja, jako osoba nie znająca tej historii i nie przygotowana merytorycznie do lektury, z ciekawością podążałam za akcją, zastanawiając się, co połączy obie kobiety. Relacje są niezwykle autentyczne, dzięki mistrzowskiemu językowi, pełnemu archaizmów i dopasowanemu do poziomu wykształcenia Wińczowej. Z podziwem przewracałam wirtualnie kolejne strony, nie mogąc wyjść z podziwu nad udaną stylizacją. Dzięki językowi, wierzyłam w każe słowo autora i także dzięki językowi, nie przerwałam lektury. Muszę szczerze przyznać, że rozważałam przerwanie książki, bo jednak powieść jest bardzo obszerna i w pewnym momencie stała się nużąca. O ile wymyślona historia martyrologii zakonnic była fascynująca, to opisy kolejnych spotkań z dostojnikami, pisarzami i polską arystokracją po pewnym czasie zaczęły się zlewać w jedno. 

To naprawdę fascynująca, a przede wszystkim mistrzowsko skonstruowana i napisana powieść. Cieszę się, że dotrwałam do końca, a przede wszystkim, że poznałam powieść Makryny.

Moja ocena: 5/6

Jacek Dehnel, Matka Makryna, 400 str., WAB 2014.

10 komentarzy:

  1. Bardzo źle świadczyłoby o Jacku Dehnelu, gdyby naprawdę spędził "kilka lat dogłębnych studiów" nad Makryną Mieczysławską bo prawie wszystkie dane historyczne, które zawarł w powieści można znaleźć podane na tacy w książce x. Jana Urbana "Makryna Mieczysławska w świetle prawdy". To nie jest jakieś opasłe dzieło - ma trochę ponad 100 stron na ich lekturę wystarczy parę godzin :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że Dehnel oparł całą książkę tylko na tej jednej książce? Czytałam BTW o niej, ale raczej na lekturę się nie porwę.

      Usuń
    2. EDIT całą powieść na tej jednej książce

      Usuń
  2. Na pewno nie, cytuje też dwa listy Makryny, których u ks. Urbana nie ma ale trudno uwierzyć, że dotarcie do nich zajęło kilka lat. To że listy Makryny się zachowały nie jest żadną tajemnicą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile sobie przypominam sam autor twierdził, że pisał tę książkę bodajże trzy lata, więc pisząc dogłębne badania przedobrzyłam, powinnam była napisać, badania i pisanie. Poza tym jestem pewna, że Dehnel nie oparł się tylko na wymienionych przez Ciebie źródłach - stylizacja języka, realia społeczne, geograficzne, historyczne - nie sądzę, że to jest wiedza, którą miał wcześniej aż w takim zakresie. Nigdzie natomiast nie twierdziłam, że kilka lat szukał listów i książki Urbana.

      Usuń
    2. Daj spokój z tą stylizacją języka, realiami społecznymi, geograficznymi i historycznymi - "Matka Makryna" to nie "Bolesław Chrobry", a Dehnel to nie Gołubiew :-). Jego sprawa ile pisał książkę, jak dla mnie góra urodziła mysz.

      Usuń
    3. No to jesteśmy odmiennego zdania zwyczajnie. Dla mnie to ogrom pracy i świetna robota.

      Usuń
    4. Mam tę książkę na Kindle'u i jestem jej bardzo ciekawa. Myślę, że warto przy jej czytaniu pamiętać, że to nie jest biografia, lecz powieść (co zresztą sam autor podkreśla) :) Tak więc całą zabawa ze stylizacją itd. to po prostu praca powieściopisarza, który akurat w tym przypadku wybrał sobie na główną bohaterkę postać, która faktycznie istniała, ale całość jest w dużej mierze zbeletryzowaną próbą odtworzenia realiów i życia tej kobiety. Czyli jest to zbeletryzowana biografia. Tyle w każdym wywnioskowałam z recenzji :) Ja bardzo lubię Dehnela za erudycję i ogromną świadomość językową, on ma swój niepowtarzalny styl, który mi odpowiada :)

      Usuń
    5. Marianno, ja też jestem ciekawa Twojej opinii, gdy już przeczytasz tę książkę. Lubię Dehnela za dokładnie to samo.

      Usuń
  3. warto przeczytać, żeby się takich rzeczy dowiedzieć!

    OdpowiedzUsuń