Jednym z ważniejszych punktów budowania ZSRR było rozkułaczanie, czyli bardzo brutalne pozbawianie chłopów ich domów i pól, by utworzyć z nich kołchozy. Harujący od dnia do nocy ludzie, którzy przeważnie nie widzieli świata poza własną wioską, z dnia na dzień stali się elementem kapitalistycznym. Odbierano im ich cieżko wypracowane domostwa, zapasy ziarna czy zwierzęta. Bez krzty współczucia, bez krzty humanitaryzmu - byli wszak kułakami, śmieciami, robactwem, które pracowało na niekorzyść wielkiego ZSRR.
I tak dzieje się w wiosce Zulejki i Mortazy. Zulejka jest młodą Tatarką, za o wiele starszego Mortazę wyszła piętnaście lat temu. W jego domu jest popychadłem, służącą, zmokłą kurą, którą można pomiatać i ją wykorzystywać. Despotyczna teściowa traktuje Zulejkę potwornie, to prawdziwa wiedźma, która zresztą utrzymuje, że ma talent jasnowidzenia. Zulejka znosi wszystko z pokorą, jest świadoma, że jej życiowym przeznaczeniem jest służba i praca. Wiecznie głodna i przemęczona kobieta spełnia swoje obowiązki bez słowa skargi. Nawet gdy traci swoje cztery córki tuż po porodzie, żałobę zachowuje dla siebie.
Gdy do jej wioski zawitają komuniści, zupełnie nie rozumie celowości ich działań. Patrzy na śmierć męża, na plądrowanie jej domu, zawierzając swój los Allahowi. Kobieta odbywa wpierw męczącą podróż na saniach do Kazania, gdzie zamknięta zostaje w więzieniu. Kolejnym etapem jest wielomiesięczny transport pociągiem na Syberię. Nikt nie zna celu podróży i nikt nie wie, kiedy dojadą na miejsce. Szczytne plany kute przez rządzących nie mają przełożenia na rzeczywistość. Na stacjach brakuje jedzenia, wody, nikt nie wie dokąd i kiedy pociąg odjedzie. Ludzie mrą z głodu, pragnienia, od chorób, nad Angarę przybywa wreszcie tylko garstka osób. Statek zawozi ich w głęboką tajgę, gdzie pozostawieni zostaną bez narzędzi, bez ubrań, bez jedzenia, za to ze szczytnymi planami zasiedlenia tego kawałka ziemi.
Opowieść Jachiny jest wielowątkowa, każda z osób, które zostały zesłane na Syberię zasługuje na swoje miejsce. Oprócz Zulejki, jest to przede wszystkim Iwan Ignatow - komendant transportu, zagorzały komunista, który stopniowo zmienia swoje poglądy, rozumiejąc, że ma szansę na przeżycie tylko wtedy, gdy będzie współpracował ze swoimi więźniami. Trudne warunki życia wymagają, by ludzie się zjednoczyli, stworzyli wspólnotę, w której każdy dzieli się tym, co potrafi najlepiej.
Autorka zachwyca plastycznym językiem, przemyślaną strukturą powieści, jej złożonością i głębią. Otwieranie przez Zulejkę oczu można interpretować na wiele sposobów. Paradoksalnie, to właśnie trudne doświadczenie zsyłki rozbudza w niej samodzielną kobietę, ukazuje, że sama może mieć wpływ na swoje życie. Uwięziona w nieprzebytej tajdze może kierować swoim losem w o wiele większym stopniu, niż gdy mieszkała jako wolna kobieta w tatarskiej wiosce. I tak, jak Zulejka odnajduje się w trudnej, nieludzkiej wręcz sytuacji, muszą odnaleźć się w niej jej współtowarzysze niedoli, uciekając w sztukę, poezję, naukę. Wszyscy mają świadomość, że muszą działać razem, wspierać się, by przetrwać w nieludzkich warunkach. Balansują więc między wspólnotą, a własnym, prywatnym azylem, który daje im wytchnienie od codzienności.
Jachina opisuje tę sytuację z reporterską drobiazgowością, nie oceniając, nie analizując, ma dla swoich bohaterów wiele czułości i zrozumienia, czytelnika natomiast hipnotyzuje spokojnym rytmem słów.
Moja ocena: 5/6
Gusel Jachina, Suleika öffnet die Augen, tł. Helmut Ettinger, czyt. Frank Arnold, 541 str., Audible Studios 2017.