czwartek, 3 października 2019

"Ja, Tituba, czarownica z Salem" Maryse Condé


Większości z nas Salem zapewnie kojarzy się z siedemnastowiecznymi procesami czarownic. Mnie oczywiście też, choć tematu nigdy nie zagłębiałam. Condé usnuła swoją opowieść na podstawie zeznania czarnoskórej służącej, która przyznała się do winy. Historia Tituby rozpoczyna się na statku, który transportuje niewolników z Afryki na Karaiby. Tam właśnie jeden z marynarzy gwałci Abenę, jej matkę. Kobieta kilka lat później zostaje powieszona, ponieważ broniła się przed kolejnym gwałtem. Tituba wychowana zostaje przez kobietę-znachorkę, która przekazuje jej swoją wiedzę o roślinach, leczeniu i kontaktowaniu się ze światem zmarłych.

Tituba ulega miłości i namiętności, które zawsze komplikują jej życie. To właśnie te uczucia zaprowadzą ją do Bostonu a potem do małej wioski w okolicy miasteczka Salem. Jako służąca niezwykle purytańskiego pastora dowiaduje się o obsesji białego człowieka. Tą obsesją jest szatan, którego działanie objawia się wszędzie. Surowe wychowanie, ograniczenia, życie w gorsecie dziwnych zasad doprowadzają grupę dziewczyn do ataków opętania. Kozłem ofiarnym staje się Tituba oraz dwie wioskowe dziwaczki. 

Autorka przytacza zachowane w aktach wypowiedzi rzekomej czarownicy, na której oparta jest postać Tituby i to jedyne potwierdzone historycznie wiadomości. Emocje, poglądy, myśli Tituby to fantazja autorki, która jednak brzmi bardzo autentycznie. Najciekawszym fragmentem książki jest pobyt Tituby w więzeniu, gdzie spotyka Hester. Tak tę Hester, ze Szkarłatnej litery. Co ciekawe autorka zmieniła jej losy i uczyniła z niej feministkę. Bardzo ciekawy zabieg, nadający powieści kolejny wymiar. Książkę Condé można bowiem odczytywać jako powieść o niewolnictwie, o kobietach-znachorkach, powszechnie zwanych czarownicami i ich roli w społeczeństwie, jako powieść o masowej histerii, źle pojętym chrześcijaństwie i zapewne można by odnaleźć tu jeszcze kilka innych aspektów.

Ta niepozorna książka, której pierwsze strony nie porywają ani nie przepowiadają zaskakującej treści, okazuje się być wielowymiarową powieścią, przemyślaną i dojrzałą. Narracja Condé gęstnieje, rośnie z każdą stroną, zaskakując sarkazmem i humorem. Dobra rzecz.

Moja ocena: 5/6

Maryse Condé, Ja, Tituba, czarownica z Salem, tł. Krystyna Arustowicz, 281 str., W.A.B. 2007.

2 komentarze:

  1. Mam w planach tą książkę i mam nadzieję, że uda mi się ją znaleźć kiedyś w bibliotece.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powodzenia, ja ją wyszukałam za 3 zł na wyprzedaży.

      Usuń