niedziela, 20 grudnia 2020

"Cham" Eliza Orzeszkowa

 


Nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz czytałam Orzeszkową, bo "Nad Niemnem" u mnie lekturą nie było. Na szczęście są Pikniki z klasyką i kochani blogerzy, którzy zachęcają do takich nieoczywistych wyborów. 

Cham to dość krótka opowieść, której akcja umiejscowiona jest nad Niemnem, w niewielkiej wiosce. Czterdziestoletni Paweł jest rybakiem, wdowcem, spokojnym człowiekiem, cenionym we wsi za dobroć, chęć pomocy i rozsądek. Ów Paweł pewnego dnia pomaga wyłowić z rzeki zagubione pranie - to służąca z pobliskiego dworku korzystała z pięknego dnia i robiła przepierkę. Zauroczony wesołą i gadatliwą Franką rybak zabiera ją w krótki rejs na pobliską wyspę. Chłop zakochuje się w niesfornej dziewczynie. Franka jest jednak zupełnie inna - pochodzi z miasta, chełpi się rzekomym lepszym pochodzeniem, ale spędza życie na służbie od dworu do dworu. Jej status finansowy na pewno jest gorszy, jej wychowanie żadne, zasady moralne nie istnieją, a jedyną przewagą, jaką ma nad Pawłem, jest umiejętność czytania. Ślub tych dwojga to mezalians, ale mezalians klas niższych, bo Franciszka szlachcianką nie jest, ale stan chłopski traktuje jako najgorszy. Paweł jednak oprócz zauroczenia piękną dziewczyną ma poczucie misji. Przekonany jest bowiem, że Frankę na złą drogę sprowadza diabeł. Jej miejskie, pełne uciech życie jest dla niego potwierdzeniem tego, że kobieta utraciła kontakt z Bogiem. Rybak postanawia więc pomóc powrócić jej na bożą drogę i uczynić z niej dobrą zaradną gospodynię. Nie zdradzę zbyt wiele, pisząc, że zamiar ten nie będzie tak łatwy do zrealizowania, jak się Pawłowi wydaje. 

Można sądzić, że Cham to romans, opowieść o miłości na przekór wszystkiemu. Ja widzę tę powieść jednak przede wszystkim jako przyczynek do rozważań nad istotą dobra i zła. Na ile pochodzenie może mieć wpływ na charakter człowieka, jaką rolę odgrywa wychowanie, a jaką geny. Wiecznie powołująca się na swoje wyższe pochodzenie Franciszka ni krzty nie jest lepsza od chłopów. Orzeszkowa potwierdza tę oczywistą prawdę, wskazując jednak, że żaden wysiłek i żaden sposób nie zmieni zepsutego charakteru. Jej powieść to pewnego rodzaju hymn pochwalny stanu chłopskiego - wszyscy są pracowici, bogobojni, dobrzy, pomocni. Czarne charaktery wywodzą się tylko z wyższych stanów - oprócz Franciszki będzie to także lokaj. Co ciekawe syn Franciszki ma szansę na dobre życie, bo wychowywany jest przez uczciwą i pracowitą siostrę Pawła. Pochodzenie i geny według Orzeszkowej nie determinują więc charakteru, lecz sposób wychowania właśnie. Ten wątek uważam za o wiele ciekawszy od głównego - romantyczno-miłosnego, którego zakończenie od początku jest właściwie oczywiste.

Chciałam zwrócić uwagę także na język Orzeszkowej - świetne są dialogi chłopskie i gwarowe naleciałości, a przede wszystkim rewelacyjne imię syna Franciszki, które ma zachować wielkomiejskie pozory. 

Cieszę się, że zdecydowałam się na tę lekturę - nie spodziewałam się, że przyniesie mi tyle satysfakcji. Zapewne nie będę czytać dalszych powieści Orzeszkowej, moje plany czytelnicze są inne, ale taka jednorazowa odskocznia była naprawdę ciekawa.

Moja ocena: 5/6

Eliza Orzeszkowa, Cham, 168 str., Zielona Sowa 2005.

sobota, 19 grudnia 2020

"Przypadek Adolfa H." Eric-Emmanuel Schmitt

 


Moje pierwsze spotkanie ze Schmittem nie było udane, ale już wtedy, skuszona recenzjami, kupiłam powyższą książkę i postawiłam na półce na kilkanaście lat. Ostatnio czerwona okładka uśmiechnęła się do mojego syna, który wybrał tę książkę dla mnie, gdy niezdecydowana stałam przed regałem. A ja ją czytałam i czytałam, przerywałam, wracałam, czytałam, aż wreszcie skończyłam, satysfakcji z lektury jednak nie odczuwając. Zamysł autora jest jednak ciekawy i ta powieść miała wszelkie przesłanki, by trafić do pocztu moich ulubionych. 

Adolfa H. poznajemy w momencie ogłoszenia listy przyjętych na studia. Autor snuje dwie narracje - w jednej z nich Adolf na studia się dostaje i zostaje na całe życie Adolfem H., w drugiej egzaminu nie zdaje i będzie Hitlerem. Schmitt drobiazgowo opisuje obie wersje życia. Młody student poddaje się psychoterapii u samego Freuda, by przepracować problematyczny stosunek do kobiet i wiedzie życie aspirującego artysty, trafia na front we Francji i Belgii, ma bliskich przyjaciół, w Paryżu poznaje miłość życia, następnie zostaje dobrym ojcem. Jego życie nie jest usłane różami - boryka się z problemami finansowymi, wątpi w swój talent, traci bliskie osoby, ale podnosi się, radzi sobie z problemami i prowadzi w miarę spełnione życie.
Student, który na studia się nie dostał, cierpi, wątpi w siebie i swój talent, pogrąża w poczuciu wstydu i problemach finansowych, ukrywa swoje niepowodzenie i nigdy nie przepracuje problematycznego stosunku do kobiet. Kolejne porażki, dorywcze prace, nieudane związki popychają go do konstruowania w głowie obrazów, które nie mają przełożenia na rzeczywistość. Przegrana I wojna światowa będzie momentem kluczowym - to ona popchnie go w politykę i rozwijanie własnej idei i pomysłu na naród niemiecki. Szczęśliwy zbieg okoliczności, charyzmatyczny sposób przemawiania, korzystana sytuacja polityczna ułatwią Hitlerowi sukces polityczny. 

Pomysłowi Schmitta nie można nic zarzucić. Co więcej należy go pochwalić za realizację - dbałość o tło psychologiczne, szczegóły, wiarygodne oddanie myśli obu Adolfów, udany zarys każdej z postaci. Zamysłem autora było ukazanie, że Hitlerem mógł zostać każdy, że dyktator nie spadł z nieba, że był zwykłym człowiekiem, w którego życiu coś poszło nie tak. To ciekawy pomysł na książkę, co więcej dobrze zrealizowany. Dlaczego więc tak męczyła mnie ta lektura? Mam problem ze stylem Schmitta - zupełnie mnie nie porywa, odbieram go jako drętwy, nudny wręcz. Innych przyczyn nie mogę się doszukać. Chyba po prostu z Francuzem nadajemy na innych falach.

Moja ocena: 3/6

Eric-Emmanuel Schmitt, Przypadek Adolfa H., tł. Ewa Wieleżyńska, 480 str., Społeczny Instytut Wydawniczy Znak 2007.

piątek, 18 grudnia 2020

"Słoń na Zemplinie. Opowieści ze Słowacji" Andrej Bán


Słowacja bardzo mnie ciekawi, jak Czechy zresztą. Zapewne nie bez przyczyny jest tu moje miejsce urodzenia i częste wypady na Słowację w latach 90. Mam ogromny sentyment do naszych południowych sąsiadów i chętnie sięgam po literaturę z obu krajów. Po reportażach Bána obiecywałam sobie wiele - miałam nadzieję na pełniejszy obraz Słowacji, na zrozumienie, jak Słowak myśli, na dowiedzenie się, co porusza to społeczeństwo. Niestety niekoniecznie moja wiedza się pogłębiła, po lekturze raczej miałam poczucie jeszcze większego mętliku.

Andrej Bán jest fotografem i reportażystą, który jednak chętniej pisał o krajach odległych. Zachęcony przez wydawcę stworzył ten zbiór, bazując na swoich wyprawach do odległych zakątków Słowacji. Autor odwiedził wioski i niewielkie mieściny na wschodzie Słowacji, przemieszczając się stopniowo na zachód, pozostając ciągle wiernym prowincji. Słowacja, która wyłania się z kart jego tekstów to kraj smutny, w którym rządzi anarchia, bezprawie i pieniądz. Autor przyjeżdżając do danej miejscowości, od razu wtapia się w zastaną sytuację i opisuje miejscowych baronów, konflikty z Romami, machlojki z dotacjami unijnymi, granicę dzielącą wieś między Ukrainę i Słowację, ale także dbanie o historię państwowości słowackiej oraz demaskuje legendę o Janosiku. By zrozumieć, niekoniecznie nawet dogłębnie, istotę konfliktów czy rozważań, dobrze się orientować w słowackiej historii i polityce, bo mnóstwo tu skrótów, odniesień, a co za tym idzie przypisów. Mnie często trudno było się w tym gąszczu zorientować. Kilka z opisanych miejsc znam z ówczesnych podróży, tak jak tytułową Zemplinę, ale mimo uważnej lektury tytułowego słonia się nie doszukałam.

Nie skorzystałam z tej lektury, tak jak zamierzałam. Nie przypadł mi do gustu styl autora, jego reportaże nie mają zaskakującej pointy, nie poruszają czytelnika - są raczej relacjami, a pióro Bána nie porywa. Wyżej wspomniana mnogość skrótów i informacji zrozumiałych zapewne tylko dla Słowaków utrudniały lekturę. Myślę, że dla czytelnika zorientowanego w wewnętrznych problemach tego kraju te reportaże będą o wiele ciekawsze, dla mnie były mimo bliskości naszych krajów dość egzotyczne i przygnębiające. 

Moja ocena: 3/6

Andrej Bán, Słoń na Zemplinie. Opowieści ze Słowacji, tł. Miłosz Waligórski, 304 str., Książkowe Klimaty 2018.

środa, 16 grudnia 2020

"Kości proroka" Ałbena Grabowska

 


Jeśli macie ochotę na Dana Browna w bułgarskim wydaniu, to sięgajcie po Grabowską. Jeśli Dan Brown był dla was jednorazowym wysokiem, to możecie sobie odpuścić. No chyba, że jesteście w stanie znieść drętwą akcję na rzecz ciekawych informacji historycznych.

Grabowska prowadzi bowiem swoją narrację trójtorowo. Jest więc współczesność i Margarita, której nie sposób polubić. Margarita jest pół-Polką, pół-Bułgarką i mimo że spędziła dzieciństwo w Płowdiwie i mówi płynnie po bułgarsku, zachowuje się jakby jej jedyną ojczyzną była Polska. Podobnie ma się rzecz z jej otoczeniem. Obraz życia na styku dwóch kultur jest niedopracowany i nieprzekonujący - podobno Margarita ma jakieś dylematy i rozterki, ale zupełnie nie są one osadzone w akcji czy jej życiu. Autorka zaznacza je, wrzucając anegdotki o fałszywych przyjaciołach w obu językach czy innych ciekawostkach językowych. Ani to pasuje do akcji, ani pogłębia charakterystykę bohaterki. Najbardziej denerwującym zabiegiem jest jednak ciągłe cytowanie myśli Margarity - jej niby złoszczenie się na siebie, krytykowanie siebie, dialogi wewnętrzne z samą sobą. Domyślam się, że w ten sposób miał powstać portret psychologiczny Margarity, dla mnie jednak ten zabieg był męczący i często mylący. Podobnie nie wyszła historia miłości kobiety i jej problemy z matką, bazujące podobno na zaniedbywaniu córki, ale przekazane równie nieprzekonująco. 
Sama akcja współczesna też porywająca nie jest - Margarita wyjeżdża do Bułgarii jako konsultantka, ponieważ w Płowdiwie w bestialski sposób zamordowano byłego posła na Sejm. Na ciele ofiary wypisano dziwne napisy w nieznanym alfabecie. Margarita, która studiowała przez rok archeologię i zna oba języki nagle zostaje konsultantką. Ot, taki zbieg okoliczności, naprawdę zaaranżowany przez Dimitrija, komisarza i byłego przyjaciela kobiety. Powiedzmy, że można w to uwierzyć, ale cała reszta śledztwa jest groteskowa i rozpływa się między wyżej wspomnianymi dialogami Margarity z samą sobą i problemami z nową rodziną matki, a nagle odkrytym uczuciem do Dimitrija. Dynamice akcji nie służy także zestawienie jej z dwoma wątkami z przeszłości, które są milion razy ciekawsze i milion razy lepiej napisane. 

Jeden z wątków to historia Jana Chrzciciela i jego uczniów, która zahacza o śmierć Jezusa i bazuje na apokryfach. Tutaj autorka bardzo dynamicznie przedstawiła wędrówkę uczniów i Jana, spotkania z ludźmi, głód, ówczesne wydarzenia polityczne, rozterki jednego z uczniów, który spisywał wydarzenia. Podobnie ma się sprawa z wątkiem braci Bogomiłów, którzy wyruszyli do Konstantynopola, by przekonać cesarza o prawdziwości swojej wiary. Także ta historia zaskakuje detalami, charakterystyką postaci, kolorytem historycznym. Oba te wątki mają na celu naszkicować tło historyczne Płowdiwu i pomóc w wyjaśnieniu śledztwa, które prowadzi do rzekomych szczątków świętego Jana Chrziciela. Jedna kwestia jednak zakłóca te dwa wątki - są one bardzo podobne. W obu chodzi o wędrówkę, w obu nacisk leży na jednym z pielgrzymów, którzy są dość podobni i w obu wątek miłosny ma wpływ na wydarzenia. 
Szkoda, że autorka nie stworzyła powieści stricte historycznej, rozbudowując jeden z wątków.

Kości proroka to przeciętne czytadło z ciekawym tłem historycznym, ale niestety nic więcej. Ja tej książki słuchałam i jako audiobook była doskonała, bo niewymagająca. W wersji papierowej zapewne bym nie doczytała.

Moja ocena: 3/6

Kości proroka, Ałbena Grabowska, 560 str., czyt. Magda Karel, Marginesy / Storyside 2018.

środa, 2 grudnia 2020

Stosikowe losowanie grudzień 2020 - pary

Maniaczytania wybiera numer książki dla Anny (w stosie 237 książek) - 12
Anna wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1100 książek) - 31
ZwL wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 52 książek) - 47
Guciamal wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 200 książek) - 52
McDulka wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 17 książek) - 12
Agnes wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 21 książek) - 9

wtorek, 1 grudnia 2020

"Szczelina" Jozef Karika

 


Świeżo upieczony magister nie może znaleźć pracy w zawodzie, sfrustrowany chwyta się dorywczych prac. Tym razem ma harować przy rozbiórce starego domu. Praca jest ciężka, należy wynieść ze zdewastowanej willi wszystkie meble i sprzęty, podczas gdy ekipa remontowa już działa, wyburzając ściany. Gdy okazuje się, że w tym budynku mieścił się szpital psychiatryczny, praca nabiera tajemniczego smaczku, który się nasila, gdy Igor odkrywa stare akta i tajemniczy sejf. Jego uwagę przyciąga postać jednego z pacjentów, którego leczono po tym, gdy zaginął bez przyczyny w okolicach gór Trybacz, a odnaleziony po kilku dniach, nigdy nie doszedł do siebie. W sejfie ukryto płyty gramofonowe z wywiadami z pacjentem. 

Igor początkowo wietrzy w tej historii świetny temat na swój blog, który prowadzi od lat i ciągle walczy o zainteresowanie czytelników. Gdy jednak odsłuchuje płyty, a potem natrafia na mnóstwo informacji o słowackim trójkącie bermudzkim, jakim są góry Trybacz, niewinne zainteresowanie zamienia się w horror. 

Podobno Igor naprawdę zjawił się u Jozefa Kariki, podobno wszystko, co mu opowiedział to szczera prawda. Każda część książki kończy się całym szeregiem odnośników do tekstów źródłowych, linków do YouTube'a i do artykułów. Trybacz straszy od lat, to tam ginie najwięcej ludzi. Czasem udaje się ich odnaleźć, ale nigdy nie są już tacy, jak kiedyś. Nie trudno się domyślić, że historia Igora kończy się w tym niepozornym paśmie górskim, bo po takiej dawce informacji musiał na własnej skórze przekonać się o ich prawdziwości. I uwierzcie mi ta na pozór banalna opowieść wciąga i pochłania. Karika tak potrafi budować atmosferę, że pisząc ten post dwa tygodnie po lekturze, wciąż mam ciarki na plecach. Dawno też nie zdarzyło mi się nie móc oderwać się od książki w środku dnia, przy rozgrzebanym remoncie. Po prostu musiałam czytać i poddawać się mrocznej atmosferze, jak z Blair Witch Project

Być może jestem podatna na takie historie, ale zdarzyło mi się już czuć nieswojo w niektórych miejscach i pewnie dlatego tak łatwo było mi wczuć się w atmosferę wykreowaną przez Karikę. To świetna powieść dla wszystkich, którzy wierzą lub nie wykluczają równoległych światów, zjawisk paranormalnych i niewytłumaczalnych wydarzeń. Wciąga i nie odpuszcza do końca.

Moja ocena: 6/6

Jozef Karika, Szczelina, tł. Joanna Betlej, 412 str., Wydawnictwo Stara Szkoła 2018.