Jako fanka Tsokosa sięgnęłam po jego kolejny projekt, tym razem stworzony wraz z Florianem Schwieckerem, Tym razem głównymi bohaterami są obrońca Rocco Eberhardt i medyk sądowy Justus Jarmer, choć ten drugi odgrywa dużo mniejszą rolę.
Eberhardt to mieszkający w Berlinie pół-Włoch, elegancki, zadbany i nastawiony na sukces. Lubi brylować na sali sądowej jako obrońca, ale zna umiar w przeciwieństwie do pewnego oskarżyciela. Całkiem przypadkowo wpada do niego sprawa bardzo dziwnego morderstwa. Podrzędny urzędnik z podberlińskiego miasteczka w pewną niedzielę atakuje policjanta, odbiera mu broń i w pobliskiej piekarni zabija jedną osobę i dwie rani. Wszyscy są zaszokowani, zwłaszcza, że nie miał on żadnych powiązań ze światem przestępczym, był przykładnym mężem i ojcem. Eberhardt ulega zrozpaczonej żonie i podejmuje się obrony, przypuszczając, że za szalonym czynem musi się kryć coś więcej. I faktycznie tak jest, sprawa pochłonie go na wiele miesięcy, zaprowadzi w podejrzane kręgi, a nawet dotknie rodziny.
Nie jest to najbardziej porywający kryminał, w którym maczał palce Tsokos. Mam wrażenie, że pisanie na własną rękę wychodzi mu lepiej. Widać tu jego rys - np. w postaci medyka sądowego czy rozpoczynaniu każdego rozdziału od podania miejsca i czasu akcji. Ta maniera sama w sobie może być pomocna, ale przy tak krótkich rozdziałach, jak w tej książce, jest tylko i wyłącznie nużąca. Kulisy sprawy były także dość łatwe do przewidzenia, a już sekretarka Eberhardta, która w pięć minut po rozmowie ze znajomą diagnozuje rzadkie schorzenie córki oskarżonego, to jakieś kuriozum. Denerwujące jest też ciągłe opisywanie strojów, przy tak krótkich rozdziałach miałam wrażenie, że większość tekstu to opisy.
Niestety początek tej serii mnie rozczarował i mam nadzieję, że Tsokos zrezygnuje z pisania w duecie i wróci do swoich thrillerów bazujących na autentycznych przypadkach z jego kariery medyka sądowego.
Moja ocena: 3/6
Florian Schwiecker, Michael Tsokos, Die 7 Zeugin, 320 str., czyt. Josef Vossenkuhl, Audible Studios 2021.
Ja jakoś omijam "z urzędu" książki pisane przez kilku autorów, a w każdym razie beletrystykę. Głównie dlatego, że za dużo mi się wtedy rozmywa, a w przypadku niedociągnięć, nie wiem którego z autorów za to winić...
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tobą, ja też bardzo rzadko po takie sięgam. Ale odkąd taką powieść przetłumaczyłam, trochę moje uprzedzenia zmieniłam.
Usuń