Bardzo liczyłam na moje drugie spotkanie z Leky, przeczytawszy w wielu recenzjach, że właśnie ta powieść jest najlepsza. Wiem już jednak, że ja po prostu nie jestem kompatybilna ze stylem pisarki. Owszem, zachwyca mnie swoim doborem słownictwa, środkami wyrazu, niekonwencjonalnym językiem, metaforami, ale wszystkie te zabiegi mnie nie poruszają. Opisana w Śnie o okapi historia też mnie nie porwała. Zbyt dużo tu dla mnie odrealnienia i marzeń. Choć trzeba przyznać Niemce, że potrafi pisać o zwykłych ludziach i normalnym życiu z ogromną czułością i uczuciem.
Selma ma dar przewidywania śmierci. Zawsze, gdy przyśni się jej okapi, ktoś umiera. Tak było wcześniej i tak będzie teraz. Wszyscy to wiedzą. Jej wnuczka Luise, jej syn, optyk, szwagierka, Martin i jego ojciec oraz inni mieszkańcy. Wszystkich tych ludzi łączą zależności. Luise przyjaźni się z Martinem, optyk kocha się w Selmie, mama Luise kocha się w Alberto, właścicielu lodziarni, tata Luise marzy o podróżowaniu, szwagierka Elsbeth leczy wszystkich i wszystko, a Marlies siedzi sama w domu i z nikim nie rozmawia.
Leky z humorem i czułością opisuje tych ludzi - ich miłość, ich uczucia, lęki oraz śmierć. Bo Sen o okapi to opowieść o smutku i żałobie. I o miłości. Niemka bezpretensjonalnie opisuje małe codzienne wydarzenia, jak oglądanie albumów z podróży ojca Luise, spacery z psem Alaską, pracę w księgarni czy jedzenie lodów, a w tle mijają lata i rodzą oraz gasną uczucia. Ten mityczny i bajkowy świat małej wioski w Westerwaldzie jest metaforą życia każdego z nas. Leky sprowadza je jednak do malutkiej Narnii, gdzieś na końcu świata, skrytej na niemieckiej prowincji. Można albo tam zostać, albo wyjechać na drugi koniec świata. Jak ojciec. I jak Frederik - buddyjski mnich, którego Luise przypadkiem poznaje w lesie i od pierwszego wejrzenia pokochuje. Jej miłość nie będzie jednak łatwa, tak jak nie jest łatwa miłość optyka do Selmy, który zbiera setki, tysiące nienapisanych do końca listów miłosnych.
Sen o okapi to powieść niespieszna, otulająca, dająca nadzieję, ale też smutna, bo nie unika ani śmierci, ani rozczarowania, ani łatwych rozwiązań. Dlaczego więc piszę, że mnie nie zachwyciła? Bo nie odnajduję się w takich bajkowych mikrokosmosach, ani w tego rodzaju poetyce. Przekonana jestem jednak, że to książka warta czytania. Być może pierwsza współczesna powieść niemiecka, która ma szanse na zdobycie szerokiego grona czytelników w Polsce.
Moja ocena: 4/6
Mariana Leky, Was man von hier aus sehen kann, 319 str., Dumont 2017.
Pomysł na książkę jest ciekawy, więc i ja muszę się przekonać o jej treści. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPolecam!
UsuńTo ciekawe, że Cię zachwyca, ale jednak nie porusza. Szkoda. Ja myślę, że mogłabym się w tej książce odnaleźć.
OdpowiedzUsuńMoże bardziej tak - porusza, ale nie przepadam za taką poetyką. Sama nie wiem, jak to ująć.
Usuń