czwartek, 22 lipca 2021

"Gorzko, gorzko" Joanna Bator

 


Książka o kobietach, o ich niełatwych losach, uwikłanych w historię i przypadkowych facetów - to musi być dobre, pomyślałam. Mimo że uwielbiam rewelacyjny zmysł obserwacji Bator i jej styl pisania, to początkowo brnęłam w tę książkę bez przekonania. Przytłoczyła mnie gęsta proza, tak gęsta i soczysta, że mnie oblepiała i paraliżowała. Dziesiątki postaci, nazwisk, imion, nazw, powtórzeń przygniotły mnie i trochę potrwało, zanim wpadłam w rytm Bator, zanim dałam się ponieść jej prozie.

Berta, Barbara, Violetta i Kalina - od prababki do prawnuczki. Kalina jest tu centralną postacią, z której perspektywy poznajemy historię rodziny, zupełnie jej nieznaną. Ta zaprowadzi ją w czasy przedwojenne i pozwoli odkryć skrzętnie ukrywane tajemnice. 
Bator tworzy sagę rodu Serce, nie trzymając się chronologii, naprzemiennie opowiadając o życiu poszczególnych kobiet, przy okazji skrzętnie wypełniając rolę kronikarską. Historia Dolnego Śląska przewija się tu niemal na każdej stronie - poczynając od jego niemieckich mieszkańców, na ludności napływowej kończąc. Bator daje świadectwo świata, który przeminął. Nie ma już niemieckich mieszkańców, nie ma sanatorium, nie ma rzeźnika ani obwoźnego handlarza. Pozostały rzeczy, domy, graty, meble, klamory i pojedyncze osoby. W tym zastanym świecie moszczą się poranieni wojną ekspatrianci. Grzebią w poniemieckich dobrach, urządzają, szykują, zadomawiają. I tak jak za niemieckich czasów nowe społeczeństwo ma plotkarę i wioskowego głupka, funkcjonuje na zasadzie zazdrości i pomocy, docinków i dogadywania. Wspiera się na barkach kobiet, które zgodnie z wielowiekowym przeznaczeniem mieszkają z nic nie wartymi mężczyznami, którzy przeszkadzają, niszczą, biją, przepijają i znikają. Miłość nie gra roli, miłość się pojawia i znika. 
Bator opisuje zwykłe, biedne życie, bez perspektyw i fajerwerków, w ciasnocie i często brudzie. Wyrwać się z niego trudno. Równocześnie jest to życie bardzo zmysłowe - tu się je tłusto i suto, dużo się smaży, leczy jedzeniem, zawsze mięsem, robi się weki i przetwory.

Wyżej wymieniona gęstość prozy to nie tylko mnogość imion i nazw, to dialogi wplecione w narrację, to zmiana perspektywy z trzecio- na pierwszoosobową. Bator żongluje i czaruje językiem, tworząc gawędę. Czytanie Gorzko, gorzko jest jak słuchanie snutej przy ogniu opowieści, w której zatraca się chronologia, perspektywa i miesza narracja. Trzeba sobie dać czas, by jej wysłuchać. Bator wiele robi na płaszczyźnie językowej - specyficzne powiedzonka, za które polubiłam ją po Piaskowej górze, zwroty, niemieckie wtrącenia i nazwiska, które nigdy nie są przypadkowe, a zawsze specyficzne, jak Serce, Papuga, Pociecha itd. 

Jeśli nie boicie się prozy o silnych kobietach, podszytej feminizmem, intensywnej i gęstej, to polecam wam tę książkę. 

Moja ocena: 5/6

Joanna Bator, Gorzko, gorzko, 656 str., Wydawnictwo Znak 2020.

6 komentarzy:

  1. Tak, na początku było mi trudno wejść w rytm, ale potem poszło jak w masło. Bardzo niewielu autorów pozwala mi się zatracić w lekturze. Zakochałam się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się tak bardzo podobała. U mnie do pełnego zachwytu troszkę zabrakło, ale to bardzo dobra powieść.

      Usuń
  2. To było moje pierwsze spotkanie z prozą pani Joanny i to bardzo satysfakcjonujące, tak bardzo, że trochę obawiam się rozczarowania przy kolejnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem "Piaskowa góra" jest genialna.

      Usuń